Pozwoliliśmy Markowi przez kilka minut popracować nad wzbierającą złością; kiedy weszliśmy, siedział zgarbiony na krześle i bębnił palcami wskazującymi jakiś irytujący riff na stole.
– Witam ponownie – radośnie powiedziała Cassie. – Chcesz kawy albo herbaty?
– Nie. Chcę wrócić do pracy.
– Detektywi Maddox i Ryan przesłuchują Marka Conora Hanly’ego – zwróciła się do kamery wideo umieszczonej w górnym rogu pokoju. Zaskoczony Mark gwałtownie rozejrzał się wokoło; następnie wykrzywił się do kamery i ponownie zgarbił.
Wyciągnąłem krzesło, rzuciłem plik zdjęć z miejsca zbrodni na stół i zignorowałem go.
– Nie musisz nic mówić, chyba że chcesz, ale wszystko, co powiesz, zostanie zapisane i może być użyte jako dowód. Rozumiesz?
– O co, kurwa… jestem aresztowany?
– Nie. Pijesz czerwone wino?
Rzucił mi szybkie, pełne ironii spojrzenie.
– A proponuje pan?
– Dlaczego nie chcesz odpowiedzieć na pytanie?
– Przecież odpowiadam. Piję wszystko, co się nawinie. Czemu pan pyta? – Pokiwałem z zamyśleniem głową i zapisałem.
– A o co chodzi z taśmą? – z ciekawością zapytała Cassie, pochylając się nad stołem, żeby pokazać taśmę maskującą owiniętą wokół dłoni.
– Na pęcherze. Plastry się nie trzymają, kiedy kopie się w deszczu.
– A nie możesz po prostu nosić rękawiczek?
– Niektórzy tak robią – powiedział Mark. Jego ton wskazywał, że brak im testosteronu.
– Miałbyś coś przeciwko, żebyśmy zobaczyli, co jest pod spodem? – spytałem.
Spojrzał na mnie nieprzyjemnie, ale powoli rozwinął taśmę, i rzucił ją na stół. Drwiącym gestem podniósł ręce.
– Podoba się?
Cassie pochyliła się jeszcze bardziej do przodu, podpierając się na rękach, przyjrzała się, pokazała mu, że ma obrócić dłonie. Nie widziałem żadnych zadrapań ani śladów paznokci, tylko na wpół zagojone resztki ogromnych bąbli u podstawy wszystkich palców.
– Uuu – powiedziała Cassie. – Jak się ich nabawiłeś?
Mark wzruszył ramionami z lekceważeniem.
– Zwykle mam odciski, ale wyjechałem na kilka tygodni, miałem uraz kręgosłupa – musiałem się zająć katalogowaniem. Ręce mi zmiękły. Tak się urządziłem, kiedy znów zacząłem kopać.
– Pewnie się wkurzyłeś, że nie możesz wrócić do pracy – ciągnęła Cassie.
– Taa, nieźle. Fatalne wyczucie czasu.
Chwyciłem taśmę maskującą pomiędzy palec wskazujący i kciuk i wrzuciłem ją do kosza.
– Gdzie byłeś w poniedziałkową noc? – spytałem, opierając się o ścianę za Markiem.
– W naszym domu. Już to wczoraj mówiłem.
– Jesteś członkiem „Przesunąć autostradę"? – spytała Cassie.
– Tak, jestem. Większość nas jest. Wasz człowiek, Devlin, przyszedł kiedyś i spytał, czy nie chcielibyśmy się przyłączyć. O ile się orientuję, nie jest to jeszcze nielegalne.
– Więc znasz Jonathana Devlina? – zapytałem.
– To właśnie powiedziałem. Nie jesteśmy kumplami, ale owszem, znam go.
Pochyliłem się nad jego ramieniem i przerzuciłem kilka zdjęć z miejsca przestępstwa, pozwalając mu na nie spojrzeć, ale nie zostawiając czasu, żeby się dokładnie przyjrzał. Znalazłem jedno z najbardziej nieprzyjemnych ujęć i rzuciłem w jego stronę.
– Ale powiedziałeś, że jej nie znasz.
Mark trzymał zdjęcie koniuszkami palców i wpatrywał się w nie długo i obojętnie.
– Powiedziałem, że widziałem ją na wykopaliskach, ale nie wiedziałem i nie wiem, jak się nazywa. A powinienem?
– Tak, myślę, że powinieneś – odparłem. – To córka Devlina.
Odwrócił się i przez sekundę się we mnie wpatrywał, zmarszczył brwi tak, że utworzyły jedną linię; potem spojrzał z powrotem na zdjęcie. Po chwili pokręcił głową.
– Nie. Poznałem podczas protestu córkę Devlina, jeszcze na wiosnę, ale była starsza. Rosemary, Rosaleen, coś takiego.
– I jaka ci się wydała? – zapytała Cassie.
Mark wzruszył ramionami.
– Ładna dziewczyna. Dużo mówiła. Siedziała przy stole, gdzie przyjmowano członków, wpisywała ludzi, ale nie sądzę, żeby była naprawdę zaangażowana w kampanię; bardziej we flirtowanie z gośćmi. Nigdy więcej się nie pokazała.
– Uznałeś ją za atrakcyjną – rzekłem, podszedłem w stronę lustra weneckiego i sprawdziłem w odbiciu ogoloną brodę.
– Dość. Ale nie mój typ.
– Jednak zauważyłeś, że nie było jej na kolejnych protestach. Czemu jej wypatrywałeś?
Widziałem go w lustrze, spoglądającego podejrzliwie na tył mojej głowy. W końcu odsunął zdjęcie, poprawił się na krześle, wysunął do przodu szczękę.
– Nie wypatrywałem.
– Próbowałeś się z nią ponownie skontaktować?
– Nie.
– Skąd wiesz, że była córką Devlina?
– Nie pamiętam.
Ogarnęły mnie złe przeczucia. Mark był niecierpliwy i poirytowany, ciąg niezwiązanych ze sobą pytań wzmagał jego nieufność, ale nie wydawał się w najmniejszym stopniu zdenerwowany czy przestraszony, nic w tym rodzaju; przede wszystkim czuł irytację. W zasadzie nie zachowywał się jak winny.
– Posłuchaj – odezwała się Cassie, podciągając nogę do góry – o co naprawdę chodzi z tą autostradą i wykopaliskami?
Mark roześmiał się, było to krótkie, wymuszone prychnięcie.
– To urocza historyjka na dobranoc. Rząd ogłosił plany w roku dwutysięcznym. Wszyscy wiedzieli, że wokół Knocknaree pełno jest zabytków archeologicznych, więc ściągnęli zespół, żeby zbadał teren. Zespół wrócił i stwierdził, że stanowisko jest o wiele ważniejsze, niż można było przypuszczać, i tylko idiota by na nim cokolwiek budował, autostradę powinno się przesunąć. Rząd odparł, że to bardzo interesujące, dziękujemy, ale nie miał zamiaru przesunąć jej nawet o milimetr. Trzeba było karczemnych awantur, żeby w ogóle pozwolili na jakiekolwiek wykopaliska. W końcu okazali się na tyle łaskawi, że powiedzieli „okay", możemy zrobić dwuletnie wykopaliska – a tak naprawdę, żeby dobrze zbadać to stanowisko, trzeba co najmniej pięciu lat. Od tego czasu tysiące ludzi walczy na wszelkie sposoby – petycje, demonstracje, pozwy sądowe. Rząd ma to w dupie.
– Ale czemu? – spytała Cassie. – Dlaczego tego nie przesuną?
Wzruszył ramionami, wykrzywił usta.
– Mnie nie pytaj. Dowiemy się tego w jakimś trybunale, kiedy będzie już dziesięć czy piętnaście lat za późno.
– A co z wtorkowym wieczorem? – wtrąciłem. – Gdzie byłeś?
– W domu. Mogę już iść?
– Za chwilę – powiedziałem. – Kiedy ostatni raz spędziłeś noc na wykopaliskach?
Dostrzegłem prawie niezauważalne zesztywnienie ramion.
– Nigdy nie spędziłem nocy na wykopaliskach – odparł po chwili.
– W lesie obok wykopalisk.
– Kto powiedział, że kiedykolwiek tam spałem?
– Posłuchaj, Mark – zwróciła się do niego niespodziewanie i szczerze Cassie – byłeś w lesie albo w poniedziałkową, albo we wtorkową noc. Jeśli będziemy musieli, dowiedziemy tego za pomocą ekspertyzy, ale to nam zmarnuje dużo czasu, tak samo jak tobie. Wątpię, żebyś to ty zabił tę dziewczynkę, ale musimy wiedzieć, kiedy byłeś w lesie, co tam robiłeś i czy widziałeś albo słyszałeś coś, co może się przydać. Więc możemy spędzić resztę dnia, próbując to z ciebie wyciągnąć, albo po prostu nam powiesz i wrócisz do pracy. Wybór należy do ciebie.
– Jakiej ekspertyzy? – sceptycznie dopytywał się Mark.
Cassie posłała mu złośliwy uśmieszek i wyjęła z kieszeni skręta, zgrabnie zapakowanego w zamykany worek foliowy. Pomachała mu nim przed nosem.
Читать дальше