Uśmiechnął się. Skinęłam lekko głową. Odpowiedział tym samym. Może to miał być wyraz szacunku dwojga wojowników. Albo to, albo zwyczajnie się ze mną bawił. Zgadnijcie, na co stawiałam?
Nagle jego nóż świsnął tuż obok, rozcinając mi skórę na ramieniu. Smagnęłam moim nożem w bok, trafiając go ukośnie w brzuch. Nie próbował uskoczyć. Wpadł na mnie. Uchyliłam się przed jego pchnięciem i odsunęłam się od ściany. Uśmiechnął się. Cholera, chciał wyciągnąć mnie na środek sali. Miał dwa razy dłuższy zasięg ramion ode mnie.
Ból w ramieniu poczułam nagle i był naprawdę przejmujący. Ale na płaskim brzuchu Burcharda także pojawiła się karmazynowa szrama. Uśmiechnęłam się do niego. W jego oczach dostrzegłam coś dziwnego. Niepokój? Niezdecydowanie? Czyżby wielki wojownik poczuł respekt wobec mnie? Miałam taką nadzieję.
Cofnęłam się pod ścianę. To było absurdalne. Umrzemy oboje, kawałek po kawałku. A co mi tam. Rzuciłam się na Burcharda, tnąc zamaszyście z boku na bok. Zaskoczyłam go i odsunął się w tył. Przyjęłam taką samą jak on niską pozycję i zaczęliśmy krążyć naprzeciw siebie.
Powiedziałam:
– Wiem, kto jest mordercą.
Burchard uniósł brwi.
– Co powiedziałaś? – wtrąciła się Nikolaos.
– Wiem, kto zabija wampiry.
Burchard nagle przyskoczył do mnie, jednym cięciem rozpłatał materiał mojej bluzki. Nawet nie zabolało. Tylko się ze mną bawił.
– Kto to jest? – warknęła Nikolaos. – Gadaj albo zabiję tego śmiertelnika.
– Oczywiście – odparłam.
– Nie! – krzyknął Zachary. Odwrócił się, aby do mnie strzelić. Kula świsnęła tuż nad moją głową. Burchard i ja runęliśmy na ziemię. Edward krzyknął. Poderwałam się z podłogi, aby do niego podbiec. Ramię miał wykręcone pod nieprawdopodobnym kątem, ale żył.
Pistolet Zachary’ego wypalił dwa razy, a w chwilę później Nikolaos wyrwała mu go z ręki i cisnęła broń na podłogę. Energicznym ruchem schwyciła Zachary’ego i przyciągnęła do siebie, zmuszając, aby zgiął się wpół; jej głowa zaczęła pochylać się coraz niżej, usta rozwarły się.
Zachary krzyknął.
Burchard podniósł się na klęczki, obserwując przebieg wydarzeń. Wbiłam mu nóż w plecy. Ostrze z głuchym odgłosem zagłębiło się po rękojeść. Burchard wyprężył się jak struna, sięgnął ręką za siebie, usiłując wyrwać ostrze. Nie czekałam, by przekonać się, czy tego dokona. Wyjęłam drugi nóż i zatopiłam z boku w jego szyi. Krew chlusnęła mi na rękę, kiedy wyrwałam ostrze z rany. Ponownie dźgnęłam go w gardło i wtedy, dopiero wtedy, bardzo powoli osunął się na posadzkę. Upadł na twarz i znieruchomiał.
Nikolaos upuściła Zachary’ego na podłogę i odwróciła się, twarz miała całą we krwi, przód sukienki czerwony i wilgotny. Krew plamiła jej białe legginsy. Zachary miał rozszarpane gardło. Leżał, ciężko dysząc, na podłodze, ale wciąż jeszcze się poruszał; żył.
Nikolaos spojrzała na ciało Burcharda, a potem wrzasnęła przeraźliwie, jej krzyk odbił się rozdzierającym echem wśród kamiennych ścian lochu. Rzuciła się na mnie, wyciągając obie ręce do przodu. Cisnęłam nożem, ale odbiła lecące w jej stronę ostrze niedbałym machnięciem ręki. W chwilę później wpadła na mnie, wskutek zderzenia straciłam równowagę i przewróciłam się. Nikolaos zwaliła się na mnie. W dalszym ciągu krzyczała na całe gardło. Odchyliła mi głowę w bok. Żadnych mentalnych sztuczek, jedynie brutalna siła.
Wrzasnęłam.
– Nieeeeeee!
Padły strzały, a ciało Nikolaos drgnęło raz i drugi. Wstała ze mnie i wtedy poczułam wiatr. Zaczął wiać wewnątrz lochu niczym zwiastun nadciągającej burzy.
Edward oparł się o ścianę, trzymając w dłoni pistolet Zachary’ego.
Nikolaos skoczyła w jego stronę, a Edward, nie mrugnąwszy nawet powieką, wpakował w jej drobne ciałko cały magazynek. Nawet jej nie spowolnił.
Usiadłam i patrzyłam, jak mistrzyni zbliża się do Edwarda. Rzucił w nią bezużytecznym już pistoletem. Zaraz potem dopadła go i ponownie przewróciła na podłogę.
Leżący nieopodal miecz był niemal tak duży jak ja. Wysunęłam go z pochwy. Ciężki, niewygodny, z trudem mogłam go utrzymać. Uniosłam go nad głową, opierając oręż płazem o ramię, i pobiegłam w stronę Nikolaos.
Mistrzyni tymczasem zawołała podniesionym, śpiewnym głosem:
– Będziesz mój, śmiertelniku! Już ja się o to zatroszczę! Będziesz mój!
Edward krzyknął. Nie wiedziałam dlaczego. Uniosłam miecz, a jego ciężar sprawił, że ostrze opadło ukośnie w dół, dokładnie tak jak to sobie obmyśliłam. Klinga pogrążyła się w szyi Nikolaos z nieprzyjemnym, wilgotnym chrzęstem. Metal zgrzytnął o kość. Wyrwałam ostrze z rany. Sztych miecza ze zgrzytem poszorował po posadzce.
Nikolaos odwróciła się do mnie i zaczęła się podnosić. Dźwignęłam miecz i cięłam na odlew, wkładając w ten ruch cały ciężar mego ciała. Trzasnęła kość, a ja wylądowałam na podłodze, podczas gdy Nikolaos znalazła się na klęczkach. Jej głowa trzymała się już tylko na paru strzępach skóry i tkanek. Mrugnęła do mnie i ponownie spróbowała wstać.
Krzyknęłam donośnie i włożyłam w trzeci cios wszystko, na co było mnie stać. Trafiłam ją między piersi i pchnęłam miecz, wbijając ostrze w ciało i równocześnie spychając Nikolaos w tył.
Buchnęła krew. Przyszpiliłam ją do ściany. Miecz przebił Nikolaos na wylot, sztych pozostawił na ścianie głęboką rysę, gdy mistrzyni osunęła się na podłogę.
Uklękłam obok trupa. Tak, trupa. Nikolaos nie żyła!
Spojrzałam na Edwarda. Miał na szyi krew.
– Ugryzła mnie – wyjaśnił.
Łapczywie chwytałam powietrze, miałam kłopoty z oddychaniem, ale to było cudowne. Ja żyłam, a ona nie. Była martwa. Na amen. Uśmiechnęłam się wraz z nim. Wciąż jeszcze się śmialiśmy, gdy z tunelu wypełzły pierwsze szczurołaki. Król Szczurów, Rafael, zlustrował pobojowisko swymi czarnymi niedużymi oczami.
– Ona nie żyje.
– Wiedźma nie żyje, radujcie się wszyscy – powiedziałam.
Edward podchwycił mój radosny ton.
– Zła wiedźma nie żyje, już po wszystkim.
Ponownie wybuchnęliśmy śmiechem, a Lillian, lekarka szczurzyca, zaczęła opatrywać nasze rany. Najpierw zajęła się Edwardem.
Zachary wciąż leżał na podłodze. Rana na jego szyi zaczęła się już zasklepiać i wkrótce nie będzie po niej śladu. Wyliże się, o ile mu na to pozwolimy. Nie zamierzałam do tego dopuścić.
Podniosłam z podłogi mój nóż i podeszłam do niego chwiejnym krokiem. Szczury obserwowały mnie. Nikt nie próbował interweniować. Uklękłam obok niego i rozpłatałam rękaw jego koszuli. Odsłoniłam gris-gris, które nosił. Wciąż nie mógł mówić, ale jego oczy rozszerzyły się.
– Pamiętasz, kiedy chciałam pomazać twój amulet moją krwią? Powstrzymałeś mnie. Wyglądałeś na przerażonego, a ja nie potrafiłam pojąć dlaczego. – Usiadłam przy nim i patrzyłam, jak dochodzi do siebie. – Każde gris-gris wymaga odpowiedniej ofiary, w przypadku tego chodzi o krew wampirów, nie wolno użyć wobec niego żadnej innej posoki, w przeciwnym razie magia przestanie działać. Ot tak, trzask-prask i już. – Uniosłam rękę do góry, wciąż mocno krwawiłam. – Ludzka krew, Zachary, wystarczy parę kropel, żeby zniweczyć ten czar. Mam rację?
Wychrypiał coś, co zabrzmiało jak:
– Nie rób tego.
Strużka krwi spłynęła po moim łokciu, pierwsza kropla zawisła drżąca i powiększająca się z każdą chwilą tuż nad jego ramieniem. Pokręcił głową, nie, nie, krew pociekła w dół, rozpryskując się na jego ramieniu, ale nie dosięgła gris-gris.
Читать дальше