– Chcę, abyś przeprowadził mnie i co najmniej jeszcze jedną osobę przez tunele pod Cyrkiem Potępieńców.
Sposępniał jeszcze bardziej, na jego czole między oczami pojawiły się zmarszczki.
– Dlaczego miałbym to dla ciebie zrobić?
– Czy chcesz, aby twój lud uwolnił się od władzy mistrzyni?
Skinął głową. Wciąż miał marsową minę.
Mimo to byłam na dobrej drodze, aby go przekonać.
– Przeprowadź mnie przez tunele wiodące do lochu, a my zajmiemy się resztą.
Złożył dłonie na blacie stołu.
– Czy mogę ci zaufać?
– Nie jestem łowczynią nagród. Nigdy jeszcze nie skrzywdziłam zmiennokształtnego.
– Jeśli wystąpisz przeciwko niej, nie będziemy mogli cię wesprzeć. Nawet ja nie mógłbym się z nią zmierzyć. Wciąż mnie przyzywa. Nie odpowiadam na jej wezwanie, ale czuję je. Jestem w stanie powstrzymać mniejsze szczury i mój lud, aby nie wsparły jej w walce z tobą, ale nic poza tym.
– Wystarczy, że wprowadzisz nas do środka. My zrobimy resztę.
– Jesteś tak pewna swego?
– Mogłabym założyć się o własne życie – odparłam.
Oparł łokcie o blat i przytknął do ust koniuszki złączonych palców dłoni. Nawet gdy był w ludzkiej postaci, na jego przedramieniu widać było wypalone piętno, prostą prymitywną koronę.
– Wprowadzę was – powiedział.
Uśmiechnęłam się.
– Dziękuję.
Spojrzał na mnie.
– Podziękujesz mi, gdy wrócisz stamtąd żywa.
– Umowa stoi. – Wyciągnęłam do niego rękę.
Uścisnął ją po chwili wahania. Miał mocny uścisk.
– Chcesz odczekać kilka dni? – zapytał.
– Nie – odparłam. – Chciałabym tam wejść już jutro.
Przekrzywił głowę w bok.
– Jesteś pewna?
– Bo co? Coś nie tak?
– Jesteś ranna. Myślałem, że może zechcesz najpierw dojść trochę do siebie. Wylizać rany.
Byłam trochę posiniaczona i bolała mnie szyja, ale…
– Skąd wiesz?
– Twój zapach. Czuć, że byłaś dziś bliska śmierci.
Spojrzałam na niego. Irving nigdy mi tego nie robił, nie wykorzystywał wobec mnie swych nadnaturalnych zdolności.
Nie twierdzę, że tego nie potrafi, ale Irving za wszelką cenę stara się udawać człowieka. Król Szczurów ani trochę o to nie zabiegał.
Wzięłam głęboki oddech.
– To moja sprawa.
Pokiwał głową.
– Skontaktujemy się z tobą, aby podać ci konkretne miejsce i godzinę.
Wstałam. On nie podniósł się z miejsca. Jako że nie pozostało już nic więcej do powiedzenia, pospiesznie wyszłam z baru.
W jakieś dziesięć minut później Edward wrócił do samochodu.
– Co teraz? – spytał.
– Mówiłeś coś o pokoju w hotelu. Szczerze mówiąc, chciałabym się przespać, póki mam taką możliwość.
– A jutro?
– Pojedziemy za miasto i nauczysz mnie posługiwania się strzelbą.
– A potem?
– Zapolujemy na Nikolaos – odparłam.
Wziął długi, drżący oddech, prawie się zaśmiał.
– A niech mnie…
– A niech mnie? Cieszę się, że to, co robimy, może sprawić komuś choćby odrobinę radości.
Uśmiechnął się do mnie.
– Uwielbiam to, co robię – stwierdził.
Chcąc nie chcąc, również się uśmiechnęłam. Prawdę mówiąc, ja także lubiłam swoją pracę.
W ciągu dnia nauczyłam się posługiwać strzelbą. Jeszcze tej nocy wraz ze szczurołakami udałam się do jaskini.
Stanęłam w absolutnej ciemności, ściskając w dłoni latarkę. Dotknęłam ręką czoła, ale nic nie zobaczyłam, za wyjątkiem tych zabawnych białych plamek, które jawią się przed oczami, gdy znajdziesz się w miejscu, gdzie panują egipskie ciemności. Nosiłam kask z czołówką, ale na razie nie włączałam lampki. Tego zażyczyły sobie szczurołaki. Wszędzie wokół mnie rozbrzmiewały dźwięki. Krzyki, jęki, trzask kości i dziwny szelest przywodzący na myśl ostrze noża wysuwane z ciała. Szczurołaki zmieniały się z ludzi w zwierzęta. Wyglądało na to, że cały proces był piekielnie bolesny. Musiałam im obiecać, że nie zapalę lampki, dopóki nie powiedzą mi, że mogę to zrobić.
Nigdy w życiu tak nie pragnęłam czegoś zobaczyć. To nie mogło być aż tak straszne. A może jednak? Tak czy owak słowo się rzekło. Nie mogłam złamać danego przyrzeczenia. Zacytowałam królewicza zaklętego w żabę:
– Osoba to osoba, niezależnie ile ma wzrostu. – Co ja, u licha, robiłam, stojąc po ciemku na środku jaskini, otoczona przez szczurołaki, cytując braci Grimm i usiłując unicestwić tysiącletnią wampirzycę?
To musiał być jeden z dziwniejszych tygodni mego życia. Rafael, Król Szczurów, rzekł:
– Możesz już zapalić lampkę.
Zrobiłam to natychmiast. Moje oczy zdawały się chłonąć światło, aby móc napawać się widokiem. Człekoszczury stały w małych grupkach w szerokim tunelu o niskim sklepieniu. Siedmiu samców pokrytych gęstym futrem miało na sobie dżinsy z obciętymi nogawkami. Dwóch nosiło również podkoszulki. Trzy samice były ubrane w workowate dresy przypominające odzież ciążową. Ich czarne ślepka rozbłysły w świetle. Wszyscy byli obrośnięci gęstą, lśniącą sierścią.
Edward podszedł, by stanąć obok mnie. Wpatrywał się w szczurołaki z niewzruszonym, nieodgadnionym wyrazem twarzy. Dotknęłam jego ramienia. Powiedziałam Rafaelowi, że nie jestem łowcą nagród, ale Edward czasami polował dla forsy. Miałam nadzieję, że nie naraziłam tych ludzi na niebezpieczeństwo z jego strony.
– Jesteś gotowa? – spytał Rafael. Wyglądał tak jak podczas naszego pierwszego spotkania, był smukłym czarnym człekoszczurem.
– Tak – odparłam.
Edward pokiwał głową.
Szczurołaki zajęły pozycje na prawo i lewo od nas, po czym ruszyły po zwietrzałym kamiennym podłożu.
– Sądziłam, że w jaskiniach zwykle panuje wilgoć – rzuciłam, nie kierując tych słów do nikogo konkretnego.
– Jaskinie Cherokee są martwe – odparł niski człekoszczur w podkoszulku.
– Nie rozumiem.
– W jaskini żywej jest woda i roślinność. Jaskinię suchą, gdzie nic nie rośnie, określa się mianem martwej.
– Och – mruknęłam.
Wyszczerzył do mnie wielkie zębiska w grymasie, który zapewne w jego mniemaniu miał oznaczać uśmiech.
– To więcej niż chciałaś wiedzieć, co?
– To nie wycieczka z przewodnikiem, Louie – syknął Rafael. – A teraz uciszcie się oboje.
Louie wzruszył ramionami i wysforował się przede mnie. To on towarzyszył Rafaelowi w restauracji. Miał takie ciemne oczy.
Jedna z kobiet miała sierść niemal całkiem siwą. Nazywała się Lillian i była lekarką. Niosła plecak z całą masą sprzętu medycznego i leków. Najwyraźniej spodziewali się, że bez ofiar się nie obejdzie. Przynajmniej zakładali, że wyjdziemy z tego z życiem. Szczerze mówiąc, ja sama zaczęłam się już nad tym zastanawiać.
Dwie godziny później dotarliśmy do miejsca, gdzie sklepienie tunelu było tak niskie, że nie mogłam się nawet wyprostować. Równocześnie dowiedziałam się, czemu miały służyć kaski, które otrzymaliśmy z Edwardem. Chyba ze sto razy wyrżnęłam głową o skały. Gdyby nie kask, byłabym nieprzytomna na długo przed dotarciem do kryjówki Nikolaos.
Szczury wydawały się wręcz stworzone do tych korytarzy, śmigały po nich gładko, spłaszczając swe ciała z dziwną wężową gracją. Edward i ja nie potrafiliśmy im dorównać. I nawet nie próbowaliśmy.
Edward zaklął cicho za moimi plecami. Jego dodatkowe dwanaście centymetrów wzrostu sprawiało mu nie lada kłopot. Mnie krzyż palił żywym ogniem. On musiał cierpieć jeszcze bardziej. Zdarzały się krótkie odcinki, gdzie sklepienie wypiętrzało się i mogliśmy się wreszcie wyprostować. Nie mogłam doczekać się kolejnego takiego fragmentu tunelu. Łaknęłam ich jak nurek kieszeni powietrznych.
Читать дальше