– Nie zapomnę. Na razie.
– Miłego dnia.
Rozłączyłam się i zadzwoniłam do Irvinga Griswolda. Był reporterem w „Saint Louis Post-Dispatch”. Był także wilkołakiem. Irving wilkołak. Nie brzmiało najlepiej, ale co do tego pasowało? Wilkołak Charles? Nie. Justin, Oliver, Wilbur, Brent? Jeszcze gorzej.
Irving odebrał po trzecim sygnale.
– Tu Anita Blake.
– Cześć, co słychać? – W jego głosie wyczuwało podejrzliwość, jakbym dzwoniła do niego, tylko gdy czegoś chciałam.
– Znasz jakichś szczurołaków?
Milczał trochę za długo. Wreszcie odparł:
– Czemu pytasz?
– Nie mogę powiedzieć.
– Innymi słowy mam pomóc ci, ale nie będzie z tego dla mnie materiału na artykuł?
Westchnęłam.
– No właśnie.
– Wobec tego po co miałbym się w ogóle trudzić?
– Nie utrudniaj, Irving. Dostałeś ode mnie mnóstwo tematów na pierwszą stronę. Najlepsze artykuły zawdzięczasz moim informacjom. Dzięki mnie stałeś się sławny, więc nie marudź i słuchaj uważnie.
– Coś jesteś dziś nie w sosie, prawda?
– Znasz jakiegoś szczurołaka czy nie?
– Znam.
– Muszę przekazać wiadomość Królowi Szczurów.
Zagwizdał pod nosem, ten dźwięk w słuchawce wydał się szczególnie przenikliwy.
– Jak spadać to z wysokiego konia, co? Ty to masz klasę. Mógłbym umówić cię na spotkanie z moim kumplem szczurołakiem, ale nie z ich królem.
– Przekaż tylko królowi wiadomość. Masz coś do pisania?
– Jak zawsze.
– Wampiry mnie nie dopadły, a ja nie zrobiłam tego, czego ode mnie chciały.
Irving przeczytał treść wiadomości, którą mu podyktowałam. Gdy skończył, po chwili zastanowienia dodał:
– Wmieszałaś się w jakąś aferę z wampirami i szczurołakami, a ja nie mogę dostać tego tematu na wyłączność.
– Nikt tego nie dostanie, Irving. To prawdziwe bagno. Lepiej tego nie roztrząsać.
Milczał przez chwilę.
– W porządku. Zajmę się ustawieniem spotkania. Jeszcze tej nocy powinienem coś wiedzieć.
– Dzięki, Irving.
– Bądź ostrożna, Blake. Nie chciałbym stracić mego najlepszego źródła informacji na pierwszą stronę.
– Ja również.
Ledwie odłożyłam słuchawkę, gdy telefon znowu zadzwonił. Odebrałam bez zastanowienia. Gdy dzwoni telefon, odruchowo podnosisz słuchawkę, to efekt lat warunkowania. Nie mam aparatu z automatyczną sekretarką dostatecznie długo, by wyzbyć się zupełnie tego nawyku.
– Anito, mówi Bert.
– Cześć, Bert. – Westchnęłam cichutko.
– Wiem, że pracujesz nad sprawą wampirów, ale mam coś, co mogłoby cię zainteresować.
– Bert, ja już i tak ledwo wiążę koniec z końcem. Jeśli coś mi dorzucisz, padnę na pysk i już się nie podniosę.
Moglibyście pomyśleć, że Bert zapyta, czy wszystko u mnie w porządku. Jak mi leci. Ale nie, przecież to mój szef.
– Dzwonił dziś Thomas Jensen.
Wyprężyłam się jak struna.
– Jensen?
– Dokładnie.
– Pozwoli nam to zrobić?
– Nie nam, tylko tobie. Poprosił konkretnie o ciebie. Próbowałem namówić go, żeby wynajął kogoś innego, ale nie zgodził się. I to musi zostać zrobione jeszcze tej nocy. Boi się, że spanikuje i zmieni zdanie.
– Cholera – mruknęłam.
– Mam do niego oddzwonić i odwołać wszystko czy może dasz mu szansę i przynajmniej się z nim spotkasz?
Dlaczego wszystko naraz musi zwalać mi się na głowę? Oto jedno z retorycznych pytań życia.
– Spotkam się z nim dzisiaj po zmierzchu.
– Jesteś wielka. Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz.
– Nie jestem wielka, Bert. Ile ci płaci?
– Trzydzieści tysięcy. Pięć tysięcy zaliczki zostało już doręczone przez posłańca.
– Jesteś wcieleniem zła, Bert.
– Tak – przyznał. – I to się opłaca. Dzięki. – Odłożył słuchawkę bez pożegnania. Czarujący facet.
Edward patrzył na mnie.
– Czy właśnie przyjęłaś na dzisiejszy wieczór kolejne zlecenie? Będziesz wskrzeszać zmarłych?
– Ściślej mówiąc, chodzi o złożenie kogoś do grobu, ale tak.
– Czy ożywianie zmarłych bardzo cię wyczerpuje?
– To znaczy?
Wzruszył ramionami.
– No wiesz, utrata energii, sił witalnych, siły fizycznej…
– Czasami.
– A w przypadku tego zlecenia? Czy jest wyczerpujące?
Uśmiechnęłam się.
– Tak.
Pokręcił głową.
– Nie możesz sobie pozwolić na zbyt dużą stratę energii, Anito. Nie możesz być dziś wyczerpana.
– Nie będę – odparłam. Wzięłam głęboki oddech i przez chwilę zastanawiałam się, jak wytłumaczyć to wszystko Edwardowi.
– Dwadzieścia lat temu Thomas Jensen stracił córkę. Siedem lat temu ożywił ją jako zombi.
– No i co?
– Popełniła samobójstwo. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział dlaczego. Dopiero później okazało się, że pan Jensen molestował córkę seksualnie i właśnie dlatego się zabiła.
– A on ją ożywił. – Edward skrzywił się. – Chyba nie chcesz powiedzieć, że…
Zamachałam rękoma, jakby chcąc wymazać zbyt przerażającą wizję.
– Nie, nie o to mu chodziło. Miał wyrzuty sumienia i ożywił ją, aby powiedzieć, że jest mu przykro.
– I?
– Nie wybaczyła mu.
Pokręcił głową.
– Nie rozumiem.
– Ożywił jej trupa, aby błagać o przebaczenie, ale ona umarła, pałając do niego nienawiścią. Poza tym bała się go. Już jako zombi nie zechciała mu przebaczyć, a on nie zdecydował się złożyć ją na powrót do grobu. W miarę upływu czasu jej umysł i ciało coraz bardziej słabły i niszczały, ale on i tak postanowił zachować ciało córki, chcąc w ten sposób odpokutować za swoje grzechy.
– Jezu.
– Taa – mruknęłam. Podeszłam do szafy i wyjęłam sportową torbę. Edward miał w swojej broń. Ja nosiłam w torbie podstawowe wyposażenie animatorki. I niekiedy również zestaw do zabijania wampirów.
Na dnie torby leżały zapałki, które otrzymałam od Zachary’ego. Włożyłam je do kieszeni spodni. Edward chyba tego nie zauważył. Zwraca uwagę wyłącznie na to, co zbliża się w jego stronę i jest na tyle duże, że można to zastrzelić albo spalić.
– Jensen zgodził się w końcu na złożenie jej do grobu, jeśli tylko się tego podejmę. Nie mogę odmówić. Ten człowiek jest swoistą legendą wśród animatorów. Jego historia jest powtarzana w naszym środowisku jak upiorna opowieść, którą snuje się wieczorami przy ognisku.
– Czemu właśnie dzisiejszej nocy? Skoro czekał siedem lat, dlaczego nie może zaczekać jeszcze parę dni?
Wkładałam niezbędne przybory do tory.
– Uparł się. Boi się, że jeśli będzie zmuszony czekać, zmieni zdanie i w ogóle się na to nie zdecyduje. Poza tym za parę dni mogę już nie żyć. A on nie pozwoli, by zrobił to ktoś inny.
– To nie twoja sprawa. Nie ty ożywiłaś tego trupa.
– Nie. Ale jestem przede wszystkim animatorką. Zabijanie wampirów to dla mnie… zajęcie drugorzędne. Jestem animatorką. To coś więcej niż praca.
Wciąż na mnie patrzył.
– Nie pojmuję dlaczego, ale wiem, że musisz to zrobić.
– Dzięki.
Uśmiechnął się.
– To twój występ. Mogę ci towarzyszyć? Nie chciałbym, aby podczas wykonywania obowiązków służbowych ktoś cię niechcący skasował.
Spojrzałam na niego.
– Uczestniczyłeś kiedyś w ożywianiu trupów?
– Nie.
– Nie jesteś bojaźliwy? – mówiąc to, uśmiechnęłam się szeroko.
Spojrzał na mnie, a jego niebieskie oczy stały się nagle lodowate. Jego oblicze zmieniło się. Było puste, zupełnie bez wyrazu, jeśli nie liczyć tego nieludzkiego chłodu. Kompletna pustka. Tak samo patrzył kiedyś na mnie lampart ze swej klatki; nie rozumiałam doznań tego zwierzęcia, jego myśli były mi obce; równie dobrze mógłby być przybyszem z innej planety. Ten drapieżnik mógłby zabić mnie szybko, sprawnie i skutecznie tylko dlatego, że taką miał naturę, był głodny lub może rozdrażniony. I dlatego, że mógłby to zrobić. Nie musiał, ale mógłby.
Читать дальше