Mój głos przypominał ochrypły skrzek.
– Robert.
Ukląkł obok mnie.
– Bałem się, że nie obudzisz się przed świtem. Jesteś ranna?
– Gdzie…? – Chrząknęłam, trochę pomogło. – Gdzie jestem?
– W gabinecie Jean-Claude’a w Grzesznych Rozkoszach.
– Jak się tu dostałam?
– Nikolaos cię przyniosła. Powiedziała: „Oto dziwka waszego mistrza”. – Widziałam, jak mówiąc to, gwałtownie przełknął ślinę. To mi coś przypomniało, ale nie potrafiłam skojarzyć co.
– Wiesz, co zrobił Jean-Claude? – spytałam.
Robert pokiwał głową.
– Mój mistrz dwukrotnie cię naznaczył. Gdy rozmawiam z tobą, to rozmawiam z nim.
Czy mówił to dosłownie, czy w przenośni? Szczerze mówiąc, nie chciałam wiedzieć.
– Jak się czujesz? – zapytał.
Sądząc po sposobie, w jaki zadał to pytanie, sugerował, że nie powinnam się czuć dobrze. Bolała mnie szyja. Uniosłam dłoń i dotknęłam jej. Zakrzepła krew. Na szyi.
Zamknęłam oczy, ale to nie pomogło. Spomiędzy moich ust dobył się cichy, zduszony jęk. Oczyma duszy ujrzałam twarz Phillipa. Krew buchającą z jego szyi, wydarte różowe mięso. Pokręciłam głową i spróbowałam się uspokoić. Oddychałam powoli, głęboko. Bez powodzenia.
– Łazienka – wychrypiałam.
Robert wskazał mi drogę. Weszłam do środka, uklękłam na chłodnej posadzce i wymiotowałam do muszli, aż w moim żołądku nie pozostało nic, a w gardle poczułam smak żółci. Podeszłam do umywalki i obmyłam usta i twarz zimną wodą. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze nad umywalką. Moje oczy nie wydawały się brązowe, lecz czarne, skóra miała niezdrowy odcień.
Wyglądałam paskudnie, a czułam się jeszcze gorzej.
Na szyi po prawej stronie miałam Znak. Nie gojące się już ślady po ukąszeniu Phillipa, lecz ślady kłów. Małe, prawie niewidoczne, a jednak tam były. Nikolaos… skaziła mnie. Chciała w ten sposób udowodnić, że może skrzywdzić ludzką służkę Jean-Claude’a. Pragnęła udowodnić, jaka jest twarda. O tak. Pokazać, że jest naprawdę twarda.
Phillip nie żył. Był martwy. Mogę powtarzać to w myślach po wielokroć, ale czy potrafiłam powiedzieć to na głos? Postanowiłam spróbować.
– Phillip nie żyje – powiedziałam do swego odbicia. Zmięłam papierowy ręcznik i wrzuciłam do metalowego kosza na śmieci. To nie wystarczyło. – Aaaaaa! – krzyknęłam. Kopnęłam kosz, raz, drugi, trzeci, aż się przewrócił i cała zawartość wysypała się na podłogę. Robert wszedł do łazienki.
– Wszystko w porządku?
– A jak ci się zdaje? – wrzasnęłam.
Stanął niepewnie w progu.
– Czy mógłbym coś zrobić, aby ci pomóc?
– Nawet nie byłeś w stanie powstrzymać ich przed zabraniem Phillipa!
Skrzywił się, jakbym wyrżnęła go w twarz.
– Starałem się, jak mogłem.
– Ale to nie wystarczyło, prawda? – Wciąż krzyczałam jak wariatka. Osunęłam się na kolana, a cały nagromadzony gniew podszedł mi do gardła i zaczął wypływać oczami. – Wyjdź stąd!
Zawahał się.
– Jesteś pewna, że tego chcesz?
– Won!
Zamknął za sobą drzwi. A ja usiadłam na podłodze i kołysałam się w przód i w tył, szlochając i wyjąc. Kiedy moje serce wydało mi się tak puste jak żołądek, poczułam się ciężka i zużyta.
Nikolaos zabiła Phillipa i ugryzła mnie, by udowodnić, jaka jest potężna. Założę się, że sądziła, iż w ten sposób śmiertelnie mnie przerazi. Miała rację. Ale ja żyłam z tego, że stawiałam czoła i unicestwiałam to, czego się obawiałam. Na tym polegała moja praca.
Licząca sobie tysiąc lat mistrzyni wampirów stanowiła nie lada wyzwanie, ale w życiu, aby nie zardzewieć, trzeba wytyczać sobie coraz to nowe cele i regularnie podnosić poprzeczkę.
W klubie było ciemno i cicho. I oprócz mnie ani żywego ducha. Musiało być już po wschodzie słońca. W klubie panował spokój i owo szczególne, ciche wyczekiwanie, jak we wszystkich budynkach, kiedy ludzie opuszczają je i wracają do swoich domów. Zupełnie jakby po naszym wyjściu budynek zaczynał żyć własnym życiem, w ciszy i spokoju. Pokręciłam głową i spróbowałam się skupić. Poczuć cokolwiek. Jedyne, czego chciałam, to wrócić do domu i spróbować się przespać. A także modlić się, aby nic mi się nie przyśniło.
Na drzwiach wisiała przyklejona żółta karteczka. Napis na niej brzmiał: „Twoja broń jest za barem. Mistrzyni także ją tu przyniosła. Robert”.
Pozbierałam swoje pistolety i noże. Brakowało tylko tego, którego użyłam przeciwko Winterowi i Aubreyowi. Czy Winter zginął? Być może. Czy Aubrey był martwy? Miejmy nadzieję, że tak. Zazwyczaj jedynie mistrz wampirów jest w stanie przeżyć pchnięcie w samo serce, ale nigdy nie próbowałam zgładzić w ten sposób pięćsetletniego żywego trupa. Jeśli wyjęli nóż, może okazał się dość twardy, aby to przeżyć. Musiałam zadzwonić do Catherine. Tylko co miałam jej powiedzieć? „Wyjedź z miasta, ściga cię wampir”? Wątpiłam, aby kupiła taki tekst. Niech to szlag.
Stanęłam w delikatnym białym świetle poranka. Ulica była pusta, powietrze czyste i rześkie. Za wcześnie, aby zrobiło się nieprzyjemnie gorąco. Można powiedzieć, że było niemal chłodno.
Gdzie się podział mój samochód? Usłyszałam krok, a w chwile potem głos, który powiedział:
– Nie ruszaj się. Celuję ci w plecy.
Z własnej inicjatywy splotłam dłonie na potylicy.
– Dzień dobry, Edwardzie – powiedziałam.
– Dzień dobry, Anito – odparł. – Nie ruszaj się, bardzo proszę.
Stanął tuż za mną, lufa jego broni wwierciła się w mój kręgosłup. Przeszukał mnie dokładnie od stóp do głów. Edward nie podejmował zbędnego ryzyka, między innymi dlatego nadal żył. Cofnął się i powiedział:
– Teraz możesz się odwrócić.
Zatknął za pas mego firestara, browninga trzymał luźno w lewym ręku. Nie wiem, co zrobił z nożami.
Uśmiechnął się chłopięcym, czarującym uśmiechem, przez cały czas mierząc z pistoletu w moją pierś.
– Dość ukrywania się. Gdzie Nikolaos? – zapytał.
Wzięłam głęboki wdech, po czym wolno wypuściłam powietrze. Myślałam o tym, aby oskarżyć go, że jest zabójcą wampirów, ale to raczej nie był odpowiedni moment. Może później, gdy nie będzie we mnie celował.
– Czy mogę opuścić ręce? – spytałam.
Skinął nieznacznie głową.
Powoli opuściłam ręce.
– Chcę, aby jedno było jasne, Edwardzie. Podzielę się z tobą tą informacją, ale nie dlatego, że się ciebie boję. Chcę, żeby ona zginęła. I chcę przyłożyć do tego rękę.
Jego uśmiech poszerzył się, w oczach zabłysły wesołe iskierki.
– Co się wydarzyło ubiegłej nocy?
Spuściłam wzrok, po czym uniosłam go powoli. Spojrzałam w jego niebieskie oczy i powiedziałam:
– Kazała zabić Phillipa.
Z uwagą wpatrywał się w moją twarz.
– Mów dalej.
– Ugryzła mnie. Chyba chce uczynić mnie swoją osobistą niewolnicą.
Wsunął pistolet do kabury i podszedł, aby stanąć tuż przy mnie. Odchylił moją głowę w bok, aby móc lepiej przyjrzeć się śladom po ukąszeniu.
– Trzeba będzie to oczyścić. Będzie bolało jak jasna cholera.
– Wiem. Pomożesz mi?
– Jasne. – Jego uśmiech złagodniał. – Zamierzałem sprawić ci ból, aby zdobyć żądaną informację. Byłem gotów użyć wobec ciebie siły. A teraz to ty prosisz mnie, abym polał twoją ranę kwasem.
– Wodą święconą – poprawiłam.
– Wrażenie będzie takie samo – zapewnił.
Читать дальше