– Co to za broń? – spytałam.
– Miniuzi.
Coś takiego! Miałam rację. Wbił magazynek w kolbę, pokazał mi, jak się go wymienia, gdzie jest bezpiecznik i takie tam. Zaprezentował mi tę broń z lubością, jak dealer najnowszy model sportowego samochodu. Usiadł na krześle, kładąc miniuzi na kolanach.
Powieki mi opadały, ale powiedziałam:
– Tylko nie strzelaj do moich sąsiadów, dobra?
Chyba się uśmiechnął.
– Postaram się.
Skinęłam głową.
– Czy to ty zabijasz wampiry?
Tym razem na pewno się uśmiechnął, szeroko, czarująco.
– Śpij już, Anito.
Balansowałam na granicy snu, kiedy dobiegł mnie jego głos, łagodny i odległy.
– Gdzie ukrywa się za dnia Nikolaos?
Otworzyłam oczy i spróbowałam odnaleźć go wzrokiem. Wciąż siedział na krześle w bezruchu.
– Jestem zmęczona, Edwardzie, a nie głupia.
Jego śmiech towarzyszył mi, dopóki nie zapadłam w sen.
Jean-Claude siedział na rzeźbionym tronie. Uśmiechnął się do mnie i wyciągnął jedną rękę; miał długie, szczupłe palce.
– Chodź – powiedział.
Miałam na sobie długą białą suknię ozdobioną koronkami. Nawet we śnie bym czegoś takiego nie założyła. Spojrzałam na Jean-Claude’a. To był jego wybór, nie mój. Strach ścisnął mi gardło.
– To mój sen – oznajmiłam.
Wyciągnął obie ręce i rzekł:
– Chodź.
Podeszłam do niego. Suknia zaszeleściła o kamienie, przy każdym kroku słyszałam wywoływane przez nią dźwięki. Te odgłosy działały mi na nerwy.
Nagle stanęłam tuż przed Jean-Claudem. Powoli uniosłam ręce w stronę jego czekających dłoni. Nie powinnam tego robić. Kiepski pomysł, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać.
Ujął mnie za ręce, a ja uklękłam przed nim. Uniósł moje dłonie w stronę koronek zdobiących przód jego koszuli i zmusił mnie, abym zacisnęła na nich palce.
Ujął moje ręce w swoje i ścisnął mocno, a potem manipulując moimi dłońmi, rozerwał przód koszuli.
Jego klatka piersiowa była gładka i biała, jedynie pośrodku widać było cienką kreskę czarnych kręconych włosów. Niżej było ich więcej, odcinały się wyraźnie na tle płaskiego białego brzucha. Blizna po oparzeniu, gładka i lśniąca w porównaniu z jego doskonałym ciałem, wydawała się dziwnie rażąca, jakby nie na miejscu.
Jedną ręką ujął mój podbródek i zmusił mnie, abym uniosła głowę. Drugą ręką przesunął po klatce piersiowej, nieco poniżej prawego sutka. Na białej skórze pojawiła się krew. Czerwona cienka strużka pociekła w dół.
Chciałam się odsunąć, ale jego palce wpiły się w moją szczękę, unieruchamiając ją jak imadło. Krzyknęłam:
– Nie!
Uderzyłam go lewą ręką. Chwycił mnie za nadgarstek i przytrzymał. Oparłam się prawą ręką o podłogę i spróbowałam podnieść się z klęczek. Jean-Claude unieruchomił mnie oburącz tak skutecznie, że poczułam się jak motyl nadziany na szpilkę. Mogłam się poruszać, ale nie mogłam uciec. Osunęłam się na ziemię, zmuszając go, żeby pozwolił mi usiąść, obawiałam się, że mnie udusi. Jednak dał mi usiąść.
Kopnęłam z całej siły, trafiając go obunóż w kolano. Wampiry odczuwają ból. Puścił moją szczękę tak gwałtownie, że runęłam w tył. Chwycił mnie za oba nadgarstki i szarpnięciem poderwał na kolana, jednocześnie unieruchamiając nogami. Rozsiadł się w fotelu, kolanami kontrolując dolną połowę mego ciała, równie dobrze mógł zakuć mnie w łańcuchy.
Pomieszczenie wypełnił wysoki, melodyjny śmiech. Nikolaos stanęła z boku, obserwując nas. Jej śmiech odbił się gromkim echem w całym pomieszczeniu i zaczął narastać, coraz głośniejszy i przeszywający jak hałaśliwa, drażniąca muzyka.
Jean-Claude schwycił mnie jedną ręką za oba nadgarstki, a ja nie byłam w stanie go powstrzymać. Wolną ręką pogładził mnie po policzku i szyi. Dotknął palcami podstawy czaszki i zaczął napierać.
– Jean-Claude, błagam, nie rób tego!
Coraz bardziej przybliżał moją twarz do rany na swojej piersi. Stawiałam opór, ale jego palce wydawały się jak przyspawane do mojej czaszki, były częścią mnie.
– NIE!
Śmiech Nikolaos przerodził się w słowa.
– Gdy usunąć wierzchnią warstwę, okazuje się, że jesteśmy wszyscy tacy sami, animatorko.
Wrzasnęłam.
– Jean-Claude!
Jego głos można było porównać do aksamitnej fali, ciemnej i ciepłej, przenikającej mój umysł.
– Krew z mojej krwi, ciało z mego ciała, dwa umysły w jednym ciele, dwie dusze złączone w jedno. – Przez jedną krótką chwilę olśnienia zobaczyłam to i poczułam. Wieczność z Jean-Claudem. Jego dotyk… przez wieki. Jego usta. Jego krew.
Zamrugałam i zorientowałam się, że nieomal dotknęłam wargami rany na jego piersi. Wystarczyłby jeden zdecydowany ruch i zlizałabym krew z rany.
– Jean-Claude, nie! Jean-Claude! – wykrzyczałam. – Pomóż mi, Boże! – Te słowa także wypłynęły z moich ust.
Ciemność i dotyk czyjejś dłoni na ramieniu. Zadziałałam bez namysłu. Instynkt wziął nade mną górę. Wyłuskałam pistolet zza wezgłowia łóżka i zaczęłam kierować go w stronę niewidocznego jeszcze celu.
Czyjaś dłoń unieruchomiła rękę, którą wetknęłam pod poduszkę, pistolet został skierowany w stronę ściany, silne ciało naparło na mnie całym ciężarem.
– Anito, Anito, to ja, Edward. Spójrz na mnie!
Zamrugałam i spojrzałam na Edwarda, który unieruchomił moje ręce. Miał nieznacznie przyspieszony oddech.
Zerknęłam na pistolet w mojej dłoni i ponownie skierowałam wzrok na Edwarda. W dalszym ciągu nie puszczał moich rąk. W sumie wcale mu się nie dziwiłam.
– Wszystko w porządku? – spytał.
Skinęłam głową.
– Powiedz coś, Anito.
– Miałam koszmarny sen – odparłam.
Pokręcił głową.
– Nie wątpię. – Powoli mnie puścił.
Wsunęłam broń z powrotem do kabury.
– Kim jest Jean-Claude? – zapytał.
– Czemu pytasz?
– Wołałaś go.
Odgarnęłam włosy z czoła, byłam cała spocona. Rzeczy, w których spałam, i pościel były mokre od potu. Te koszmary zaczynały działać mi na nerwy.
– Która godzina? – spytałam. W pokoju było ciemno, zbyt ciemno, jak tuż po zachodzie słońca. Poczułam ucisk w żołądku. Gdyby było już po zmierzchu, los Catherine byłby przesądzony.
– Nie wpadaj w panikę. Jest po prostu pochmurno. Do zmierzchu zostały jeszcze cztery godziny.
Wzięłam głęboki oddech i poczłapałam do łazienki. Ochlapałam sobie twarz i kark zimną wodą. Moje odbicie w lustrze wydawało się przeraźliwie blade. Czy ten sen był sprawką Jean-Claude’a, czy Nikolaos? Gdyby to była Nikolaos, czy oznaczałoby to, że ma nade mną kontrolę? Nie wiedziałam. W ogóle wiedziałam niewiele.
Gdy wyszłam z łazienki, Edward siedział na białym fotelu. Przyglądał mi się, jakbym była okazem nieznanego, nader interesującego gatunku owadów, którego nigdy dotąd nie widział.
Zignorowałam go i zadzwoniłam do biura Catherine.
– Cześć, Betty, tu Anita Blake. Zastałam Catherine?
– Dzień dobry, pani Blake. Myślałam, że pamięta pani, iż pani Maison wyjechała z miasta w sprawie służbowej. Wraca dwudziestego.
Catherine wspominała mi o tym, ale zapomniałam. Nie ma tego złego… Najwyższy czas.
– Zapomniałam, Betty. Wielkie dzięki.
Nie wiesz nawet, jak bardzo jestem ci wdzięczna.
– Cieszę się, że mogłam pomóc. Pani i pani Maison macie wyznaczoną na dwudziestego trzeciego pierwszą przymiarkę sukien. – Powiedziała to tak, jakby miało to poprawić mi humor. Nie poprawiło.
Читать дальше