Sidney Sheldon - Operacja „Sąd Ostateczny”

Здесь есть возможность читать онлайн «Sidney Sheldon - Operacja „Sąd Ostateczny”» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Operacja „Sąd Ostateczny”: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Operacja „Sąd Ostateczny”»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Robert Bellamy, oficer wywiadu amerykańskiej marynarki wojennej, weteran wojny w Wietnamie, z trudem wraca do równowagi zaburzonej rozpadem małżeństwa. Otrzymuje ściśle tajne zadanie w operacji pod kryptonimem „Sąd Ostateczny”. Ma odnaleźć i zmusić do milczenia świadków pewnego wypadku. Ale ktoś go uprzedza i ucisza ich na zawsze. Wkrótce Bellamy przekonuje się, że jest nie tylko tropicielem, ale i tropionym…

Operacja „Sąd Ostateczny” — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Operacja „Sąd Ostateczny”», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Podążał tam właśnie, gdy nagle kilkanaście metrów przed sobą ujrzał ciemny, nie oznakowany wóz. Zatrzymał się. Samochód miał numery rządowe. W środku siedziało dwóch mężczyzn i obserwowało port. Robert odwrócił się na pięcie i poszedł w przeciwnym kierunku.

Wśród robotników portowych i turystów dostrzegł ubranych po cywilnemu funkcjonariuszy; starali się nie rzucać się w oczy. Serce Roberta zaczęło szybciej bić. Jakim sposobem go tu wyśledzili? Wtem uzmysłowił sobie, jak to się stało. Mój Boże, powiedziałem kierowcy, dokąd jadę. Ale ze mnie głupiec! Muszę być bardzo zmęczony. Usnął w ciężarówce, ale kiedy się zatrzymali, obudził się. Wstał i wyjrzał na zewnątrz. Zauważył Giuseppego dzwoniącego dokądś z automatu. Robert ukradkiem wysiadł i wślizgnął się na tył innej ciężarówki, jadącej na północ, w stronę Civitavecchia.

Sam zastawił na siebie pułapkę. Wyraźnie go tutaj szukali. Kilkaset metrów od niego kołysały się setki łodzi, które mogłyby mu umożliwić wydostanie się stąd. Tylko że teraz było już za późno.

Robert odwrócił się i poszedł w stronę miasta. Minął budynek z olbrzymim kolorowym plakatem: „Zapraszamy do Wesołego Miasteczka. Rozrywka dla każdego! Zjesz! Pograsz! Przejedziesz się! Zapraszamy do obejrzenia startu do Wielkiego Wyścigu!” Przystanął i gapił się na afisz.

Znalazł sposób ucieczki.

Rozdział 46

W wesołym miasteczku, osiem kilometrów za Civitavecchia, kilka olbrzymich, barwnych balonów rozpostartych było na ziemi; wyglądały jak okrągłe tęcze. Przytwierdzono je do ciężarówek, a obsługa naziemna zajęta była napełnianiem czasz zimnym powietrzem. Obok stało parę samochodów terenowych, gotowych do śledzenia przebiegu lotu balonów; w każdym siedziały dwie osoby: kierowca i obserwator.

Robert podszedł do mężczyzny, sprawiającego wrażenie kierownika ekipy.

– Widzę, że przygotowujecie się do jakiegoś wielkiego wyścigu – zauważył.

– Zgadza się. Leciał pan kiedyś balonem?

– Nie.

Szybowali na jeziorem Como; pozwolił tak nisko opaść balonowi, że niemal dotykał wody. - Rozbijemy się! - krzyknęła Susan. Uśmiechnął się. - Nie bój się. - Kosz tańczył na falach. Wyrzucił balast i balon znów zaczął się wznosić. Susan roześmiała się, przytuliła do niego i powiedziała…

– Powinien pan kiedyś spróbować – stwierdził mężczyzna. – To wspaniały sport.

– Nie wątpię. Gdzie jest meta?

– W Jugosławii. Mamy dobry wiatr na wschód. Startujemy za parę minut. Wczesnym rankiem, gdy powietrze jest jeszcze chłodne, lata się znacznie lepiej.

– Naprawdę? – grzecznie spytał Robert. Jak w migawce ujrzał letni dzień w Jugosławii. Panie poruczniku, mamy do przerzucenia czterech ludzi. Musimy zaczekać, aż się ochłodzi. Balon, który w zimnym powietrzu jest w stanie unieść cztery osoby, w letnim ledwie uniesie dwie.

Robert zauważył, że załogi kończyły napełnianie balonów powietrzem i szykowały się do zapalenia wielkich palników propanowych; kierując płomień w stronę otworu w czaszy ogrzewali powietrze, znajdujące się w środku. Balony, leżące dotąd na boku, zaczęły się podnosić, aż kosze stanęły na podstawach.

– Czy mogę się tu trochę pokręcić? – spytał Robert.

– Ależ oczywiście. Tylko proszę nie wchodzić nikomu w drogę.

– Dobrze. – Robert podszedł do żółto-czerwonego balonu, wypełnionego propanem. Na ziemi utrzymywała go jedynie lina, umocowana do jednej z ciężarówek.

Załoga balonu oddaliła się, by z kimś porozmawiać. W pobliżu nie było nikogo.

Robert wspiął się do kosza balonu; odniósł wrażenie, że olbrzymia czasza wypełnia całe niebo. Sprawdził takielunek i wyposażenie: wysokościomierz, mapy, pirometr, podający temperaturę wewnątrz czaszy, wskaźnik nabierania wysokości, zestaw narzędzi. Wszystko było w porządku. Sięgnął do zestawu narzędzi i wyciągnął nóż. Przeciął linę i po chwili balon zaczął się wznosić.

– Ej! – wrzasnął Robert. – Co się stało? Ściągnijcie mnie na dół!

Mężczyzna, do którego krzyczał, gapił się na umykający balon.

Figlio d’una mignotta! Nie wpadaj w panikę! – odpowiedział mu z dołu. – Na pokładzie jest wysokościomierz. Wykorzystując balast proszę spróbować utrzymać się na wysokości trzystu metrów. Spotkamy się w Jugosławii. Słyszy mnie pan?

– Słyszę.

Balon wznosił się coraz wyżej, unosząc go na wschód, coraz dalej od Elby, która leży na zachodzie. Ale Robert wcale się tym nie przejmował. Wiatr zmieniał kierunek w zależności od wysokości. Pozostałe balony jeszcze nie wystartowały. Robert zauważył, że jeden z samochodów terenowych ruszył, by śledzić jego trasę. Pozbył się balastu i obserwował, jak wskazówka wysokościomierza przesuwa się w górę. Sto osiemdziesiąt metrów… dwieście dziesięć… dwieście siedemdziesiąt pięć… trzysta trzydzieści pięć…

Na wysokości czterystu sześćdziesięciu metrów wiatr zaczął słabnąć. Balon zawisł niemal nieruchomo. Robert wyrzucił jeszcze nieco balastu. Używał techniki schodkowego wznoszenia się, zatrzymując się na różnych wysokościach, by sprawdzić kierunek wiatru.

Na wysokości sześciuset dziesięciu metrów Robert poczuł, że wiatr się zmienia. Balon przez moment kołysał się w niespokojnym powietrzu, a potem wolno zaczął zmieniać kierunek i poszybował na zachód.

Daleko w dole Robert widział inne balony, unoszące się i lecące na wschód, do Jugosławii. Wokół panowała kompletna cisza, zakłócana jedynie cichym szumem wiatru. Jaki tu spokój, Robercie. Zupełnie jakbyśmy lecieli na obłoku. Chciałabym, żebyśmy na zawsze już tu zostali. Przytuliła się do niego. Czy kiedykolwiek kochałeś się w balonie? Może spróbujemy? A jakiś czas później: Założę się, że jesteśmy jedynymi ludźmi na świecie, którzy robili to w balonie.

Robert znajdował się teraz nad Morzem Tyrreńskim i kierował się na północny zachód, ku wybrzeżom Toskanii. Poniżej rozciągał się szereg wysp, z których największą była Elba.

Zesłano tu Napoleona, a prawdopodobnie wybrał właśnie tę wyspę, bo w pogodny dzień mógł z niej dostrzec swą ukochaną Korsykę - pomyślał Robert. – Podczas pobytu tu Napoleon cały czas myślał, jak stąd uciec i przedostać się do Francji. Zupełnie jak ja. Tyle tylko, że Napoleon nie miał do swej dyspozycji Susan i „Zimorodka”.

W oddali zamajaczyła nagle Monte Capanne, wznosząca się na wysokość ponad dziewięciuset metrów. Robert pociągnął za linę bezpieczeństwa, która otwierała klapę na górze czaszy, by wypuścić gorące powietrze. Balon zaczął opadać. Wkrótce Robert mógł już dostrzec róż i soczystą zieleń Elby, róż granitowych odkrywek i toskańskich domostw, zieleń gęstych borów. Wzdłuż brzegów wyspy rozciągały się dzikie, białe plaże.

Wylądował u podnóża góry, z dala od miasta, by nie zwrócić na siebie uwagi. Niedaleko od miejsca, w którym wylądował, biegła droga. Skierował się ku niej i zaczekał na pierwszy przejeżdżający samochód.

– Czy może mnie pan podrzucić do miasta? – zawołał Robert.

– Oczywiście. Wskakuj pan.

Kierowca miał jakieś osiemdziesiąt lat i starą, pomarszczoną twarz.

– Mógłbym przysiąc, że przed chwilą widziałem balon. A pan coś zauważył?

– Nie – odparł Robert.

– Przyjechał pan z wizytą?

– Jestem przejazdem w drodze do Rzymu. Kierowca skinął głową.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Operacja „Sąd Ostateczny”»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Operacja „Sąd Ostateczny”» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Operacja „Sąd Ostateczny”»

Обсуждение, отзывы о книге «Operacja „Sąd Ostateczny”» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x