Jeff Lindsay - Demony dobrego Dextera

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeff Lindsay - Demony dobrego Dextera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Amber, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Demony dobrego Dextera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Demony dobrego Dextera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dexter Morgan to za dnia wzorowy pracownik policyjnego laboratorium, a nocami kat, który wymierza swoją sprawiedliwość. Dwoistość jego natury jest tak zaskakująca, że nie jesteśmy już pewni, czy ten przykładny obywatel i wyrafinowany morderca to jedna osoba…

Demony dobrego Dextera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Demony dobrego Dextera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Dobrze — powiedziała, poprawiając zszywacz, tak żeby stał równolegle do podkładki. — Dobrze. Bardzo dobrze. To powinno pomóc. — Wciąż bardzo skoncentrowana spojrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami i nagle się uśmiechnęła. — Dziękuję, Dexter.

Uśmiechnęła się tak nieoczekiwanie i szczerze, że gdybym miał duszę, naszłyby mnie wyrzuty sumienia.

Wstała i zanim zdążyłem zrejterować, objęła mnie za szyję i przytuliła.

— Bardzo to doceniam — powiedziała. — Jestem ci niezwykle wdzięczna. — I otarła się o mnie całym ciałem w sposób co najmniej sugestywny. Chryste, chyba nie zamierzała… To znaczy, była obrończynią moralności publicznej, a boks był miejscem aż za publicznym, zresztą nie chciałbym, żeby ocierała się o mnie nawet w podziemnym skarbcu bankowym. Nie wspominając już o tym, że właśnie dałem jej sznur, na którym miała się powiesić, nie była więc to okazja, którą należałoby uczcić tym, co tak wymownie sugerowała. Czy ten świat naprawdę zwariował? Co tym ludziom jest? Czy potrafią myśleć tylko o jednym? Czując, że ogarnia mnie panika, spróbowałem się wyswobodzić.

— Pani detektyw…

— Mów mi Migdia — odrzekła, przywierając do mnie jeszcze mocniej i jeszcze mocniej się o mnie ocierając. Sięgnęła w dół, dotknęła przodu moich spodni i aż podskoczyłem. Plusem tej reakcji było to, że podskok uwolnił mnie z macek rozochoconej Migdii. Minusem natomiast, że Migdia zatoczyła się na bok, potknęła o krzesło i wylądowała na podłodze.

— Chyba już… pójdę — wyjąkałem. — Mam ważne… — Ale ponieważ do głowy nie przychodziło mi nic ważniejszego niż paniczna ucieczka, szybko wyszedłem z boksu. Przed wyjściem zdążyłem jeszcze zobaczyć, jak LaGuerta na mnie patrzy.

Nie miała zbyt przyjaznej miny.

19

Obudziłem się przy umywalce, do której lała się woda. Przez chwilę byłem spanikowany i kompletnie zdezorientowany. Serce waliło mi jak oszalałe, trzepotały klejące się od snu powieki. To nie to pomieszczenie. Nie ta umywalka. Nie byłem nawet pewien, kim jestem, bo owszem, we śnie stałem przy umywalce z lejącą się wodą, ale tamta była inna. Szorowałem mydłem ręce, oczyszczałem skórę z mikroskopijnych cząsteczek potwornej, czerwonej krwi, zmywałem je wodą tak gorącą, że skórę miałem zaróżowioną, antyseptyczną i jak nową. Wyszedłem z zimna, dlatego woda zdawała się gorętsza niż zwykle. Z zimna. Z pokoju zabaw, z sali tortur, z pomieszczenia, gdzie zadawałem suche, czyste, dokładnie przemyślane cięcia…

Zakręciłem wodę i stałem przez chwilę, opierając się o zimną umywalkę. To było zbyt realne, zbyt namacalne jak na sen. Poza tym dokładnie pamiętałem tamten pokój. Wciąż go widziałem, wystarczyło, że zamknąłem oczy.

Stoję nad kobietą. Widzę, jak się szarpie, jak próbuje zerwać przytrzymującą ją taśmę, widzę, jak w jej zmatowiałych oczach narasta przerażenie, jak przerażenie to ustępuje bezsilności — wzbiera we mnie podziw, biorę więc nóż i unoszę go, żeby zacząć…

Ale to nie jest początek. Nie, bo pod stołem leży druga, już osuszona i starannie owinięta. A w kącie jeszcze jedna: czeka na swoją kolej z przerażeniem, jakiego nigdy dotąd nie widziałem, chociaż z drugiej strony, jakbym je skądś znał, jakbym wiedział, że jest konieczne, że przynosi ulgę i całkowite spełnienie, które omywa czystą energią, bardziej odurzającą niż…

Trzy.

Tym razem są trzy.

Otworzyłem oczy. W lustrze zobaczyłem siebie. Cześć, Dexter. Miałeś zły sen, staruszku? Zły, ale ciekawy, co? A więc trzy, hę? To tylko sen. Nic więcej. Uśmiechnąłem się do tego w lustrze, bez przekonania wypróbowując mięśnie twarzy. Sen był zachwycający, ale już nie śniłem. Miałem tylko kaca i mokre ręce.

To, co powinno być miłym przerywnikiem dla podświadomości, wstrząsnęło mną i napełniło niepewnością. Niepewnością i przerażeniem na myśl, że mój umysł uciekł z miasta, zostawiając mnie z ręką w nocniku. Przed oczyma znowu stanął mi obraz trzech doskonale sprawionych towarzyszek zabaw i miałem ochotę tam wrócić, żeby kontynuować dzieło. Ale pomyślałem o Harrym i wiedziałem już, że nie mogę. Rozdarty między jawą i snem, nie umiałem powiedzieć, co jest bardziej fascynujące.

Zabawa przestała być zabawą. Chciałem odzyskać mózg.

Wytarłem ręce i wróciłem do łóżka, lecz tej nocy sen już nie przyszedł, nie do dobrego, dobitego Dextera. Po prostu leżałem na plecach i obserwowałem ciemne kręgi sunące po suficie — dopóki za kwadrans szósta nie zadzwonił telefon.

— Miałeś rację — powiedziała Debora, gdy podniosłem słuchawkę.

— Cóż to za cudowne uczucie — odparłem, siląc się na typową dla mnie wesołość. — Miałem rację co do czego?

— Co do wszystkiego. Jestem na Tamiami Trail. I wiesz co?

— Nie. Miałem rację?

— To on. To musi być on. Tym razem jest krzykliwie i spektakularnie.

— Spektakularnie? To znaczy jak? — Trzy ciała, pomyślałem z nadzieją, że tego nie powie, chociaż ekscytowała mnie jednocześnie pewność, że powie.

— Wygląda na to, że ofiar jest kilka.

Przeszył mnie elektryczny prąd, od brzucha w górę, jakbym połknął naładowany akumulator. Mimo to zrobiłem wszystko, żeby jak zwykle zareagować czymś inteligentnym i dowcipnym.

— To cudownie, siostrzyczko. Mówisz tak, jakbyś czytała policyjny raport.

— Wiesz, zaczynam się wczuwać, może kiedyś go napiszę. Ale cieszę się, że nie z tego zabójstwa. Jest za bardzo porąbane. LaGuerta nie wie, co o tym myśleć.

— Co, a nawet jak. Ale dlaczego jest porąbane?

— Lecę — rzuciła. — Przyjedź. Musisz to zobaczyć.

Zanim dotarłem na miejsce, przed żółtą taśmą stał głęboki na trzy osoby tłum, w większości reporterów. Niezwykle trudno jest przebić się przez tabun dziennikarzy, którzy zwietrzyli zapach krwi. Można by pomyśleć, że łatwo, bo w telewizji zawsze wyglądają jak odmóżdżone ofermy z poważnymi zaburzeniami łaknienia. Ale wystarczy postawić ich za policyjną taśmą ostrzegawczą i dochodzi do cudownej przemiany. Momentalnie stają się silni, agresywni i gotowi odepchnąć na bok wszystko i każdego, kto tylko stanie im na drodze, odepchnąć, a potem stratować. To tak, jak w tych opowieściach o sędziwych matkach, które gołymi rękami potrafią dźwignąć ciężarówkę przygniatającą ich dziecko. Siła ta pochodzi z jakiegoś tajemniczego źródła, tak że ilekroć na ziemi walają się ociekające krwią wnętrzności, te anorektyczne stwory są w stanie przebić się przez absolutnie wszystko i wszystkich. W dodatku nie potargają przy tym włosów.

Na szczęście rozpoznał mnie jeden z mundurowych.

— Przepuście go, chłopcy — rozkazał reporterom. — Przepuścić go.

— Dzięki, Julio — rzuciłem. — Z roku na rok coraz ich więcej.

— Ktoś ich chyba klonuje — prychnął. — Wszyscy wyglądają tak samo.

Przeszedłem pod taśmą i kiedy się wyprostowałem, odniosłem dziwne wrażenie, że ktoś manipuluje zawartością tlenu w atmosferze Miami. Stałem na spękanej ziemi placu budowy. Budowali tu chyba dwupiętrowy blok, rodzaj biurowca dla uboższych deweloperów. I idąc powoli przed siebie, przyglądając się temu, co działo się wokół na wpół ukończonego bloku, stwierdziłem, że to nie przypadek, iż nas tu sprowadził. Z tym mordercą nie było przypadków. Ten morderca wszystko dokładnie planował i starannie odmierzał dla większego efektu estetycznego i z potrzeby artystycznej.

Znaleźliśmy się na placu budowy, ponieważ było to konieczne. Tak jak powiedziałem Deborze, mój mistrz składał tu oświadczenie. Macie nie tego człowieka, co trzeba, mówił. Przymknęliście kretyna, bo wszyscy jesteście kretynami. Jesteście tak głupi, że widzicie to dopiero wtedy, kiedy się wam to pokaże. No, więc proszę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Demony dobrego Dextera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Demony dobrego Dextera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Demony dobrego Dextera»

Обсуждение, отзывы о книге «Demony dobrego Dextera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x