Rey ruszył do przodu, aby znaleźć się bliżej, lecz gdy odwrócił się, by sprawdzić, co robi kapitan, dostrzegł, że Greene zajęty jest rozmową z pewnym kolekcjonerem książek, natomiast Blight zmierza w stronę drzwi wyjściowych.
– Do diabła! – wykrzyknął Lowell. – On wychodzi!
Powietrze na Beacon Hill było krystalicznie czyste. Na niebie nie było nawet jednej chmury, a połówka księżyca sprawiała wrażenie wyciętej precyzyjnym ruchem ostrego skalpela.
Rey dostrzegł żołnierza w mundurze, który kuśtykał, podpierając się laską z kości słoniowej.
– Kapitanie! – zawołał Rey.
Dexter Blight rozejrzał się wokoło i zmierzył natręta twardym, badawczym wzrokiem.
– Kapitanie Blight…
– Kim pan jest?
– Posterunkowy Nicholas Rey. Muszę z panem porozmawiać – powiedział Rey, pokazując swoją odznakę policyjną. – To zajmie tylko chwilę.
Blight uderzył w lód swoją laską i przyspieszył kroku.
– Nie mam nic do powiedzenia!
Rey chwycił go za ramię.
– Jeśli spróbujesz mnie aresztować, wypruję ci flaki i rozwłóczę je wokół Żabiego Stawu! – wrzasnął Blight.
Rey zląkł się, że zaszła koszmarna pomyłka. Nie tego człowieka szukali. Jego niepowstrzymany wybuch gniewu nie był objawem odwagi, lecz przerażenia. Rey spojrzał za siebie na Dom Stanowy, skąd z nadzieją na twarzach spieszyli w dół po schodach członkowie Klubu Dantego. Oczyma wyobraźni ujrzał też twarze innych mieszkańców Bostonu, którzy skłonili go do tego pościgu. Naczelnik Kurtz… Z każdym kolejnym morderstwem czuł się coraz mniej pewnie w roli strażnika metropolii, zmuszonej rozrastać się zbyt szybko, aby móc przyjąć wszystkich, którzy pragnęli nazwać ją swoim domem. Ednah Healey… Rysy twarzy wdowy zacierały się w słabnącym świetle lampy w jej sypialni. Obsesyjnie rozdrapując swe ciało, czekała na wyzdrowienie. Kościelny Gregg i Grifone Lonza… Choć nie zginęli z ręki mordercy, padli ofiarą potwornego lęku, który ogarnął ich w związku z zabójstwami.
Rey ścisnął mocniej ramię szarpiącego się Blighta i napotkał uważne spojrzenie doktora Holmesa, który najwyraźniej podzielał wszystkie jego wątpliwości. Rey modlił się do Boga, by dał im więcej czasu.
Wreszcie. Augustus Manning westchnął głęboko, usłyszawszy dzwonek u drzwi, i wpuścił swojego gościa do środka.
– Może przejdziemy do biblioteki?
Zadowolony z siebie Pliny Mead wybrał najwygodniejsze miejsce do siedzenia, pośrodku pluszowej sofy Manninga.
– Dziękuję, że zgodził się pan spotkać ze mną poza uniwersytetem o tak późnej porze, panie Mead – zagaił skarbnik.
– Przepraszam za spóźnienie. Z wiadomości, jaką przekazał mi pański sekretarz, wynika, że sprawa dotyczy profesora Lowella. Czy chodzi o nasz kurs poświęcony Dantemu?
Manning pogładził się dłonią po łysinie.
– Otóż to, panie Mead. Proszę mi powiedzieć, czy rozmawiał pan z panem Campem o tych zajęciach?
– Tak – odparł student. – Przegadaliśmy na ten temat kilka godzin. Chciał wiedzieć wszystko, co mogłem mu powiedzieć o Dantem. Zaznaczył, że pyta w pańskim imieniu.
– Tak było w istocie. Jednak od tego czasu pan Camp wyraźnie nie chce się ze mną kontaktować. Zastanawiam się, czemu…
Mead potarł nos.
– Czy mógłbym poznać przyczynę, dla której wezwał mnie pan do siebie, sir?
– Oczywiście, mój synu, oczywiście. Pomyślałem, że zdołasz mi pomóc. Moglibyśmy wymienić informacje i dzięki temu zrozumieć, co spowodowało zmianę w zachowaniu Campa.
Mead spojrzał na Manninga, rozczarowany faktem, że spotkanie miało mu przynieść tak niewiele korzyści, czy choćby uciechy. Na gzymsie kominka dostrzegł pudełko z fajkami. Rozbawił go pomysł palenia tytoniu przy kominku członka Korporacji Harwardzkiej.
– Kolekcja wygląda pierwszorzędnie, doktorze Manning.
Skarbnik pokiwał uprzejmie głową i przygotował fajkę dla swojego gościa.
– Tutaj, w odróżnieniu od naszego kampusu, możemy palić bez skrępowania, młodzieńcze. Możemy również otwarcie rozmawiać, a słowa mogą wydobywać się z naszych ust równie swobodnie jak dym. Zaszły tu też ostatnio dość dziwne wydarzenia, które chciałbym wyjaśnić. Odwiedził mnie niedawno pewien policjant, który zaczął zadawać pytania na temat waszego kursu poświęconego Dantemu, jednak po chwili przerwał, jak gdyby chciał mi powiedzieć coś ważnego i nagle się rozmyślił.
Student przymknął oczy i z wyraźną rozkoszą wydmuchnął dym.
Augustus Manning uznał, że jego cierpliwość się wyczerpała.
– Zastanawiam się, panie Mead, czy jest pan świadomy, jak mało punktów zgromadził pan w tym semestrze.
Mead wyprostował się gwałtownie, jak uczniak, który spodziewa się chłosty trzcinką.
– Panie doktorze, proszę mi wierzyć, że to tylko dlatego, iż…
– Wiem, mój drogi chłopcze – przerwał mu Manning. – Wiem, co się dzieje. Ostatni cykl zajęć z profesorem Lowellem. To on jest wszystkiemu winien. Twoi bracia zawsze osiągali najlepsze wyniki. Mam rację?
Upokorzony student skulił się i odwrócił wzrok.
– Możemy wszelako uznać, że należałoby wprowadzić pewne poprawki w punktacji, abyś mógł nadążać za chwalebnymi tradycjami swojej rodziny.
W szmaragdowozielonych oczach Meada pojawiły się iskierki nadziei.
– Doprawdy, sir?
– Może ja też sobie zapalę? – uśmiechnął się krzywo Manning, podnosząc się z krzesła i przeglądając swoje piękne fajki.
Pliny Mead próbował dociec, co mogło kryć się za propozycją Manninga. Analizował skrupulatnie każdą chwilę swojego spotkania z Simonem Campem. Detektyw Pinkertona próbował zebrać jak najwięcej obciążających informacji na temat kursu o Dantem, aby przekazać je doktorowi Manningowi i Korporacji. Miało to utwierdzić ją w oporze przeciwko reformie uczelni i zmianie programu. Podczas drugiego spotkania Camp wykazywał wyjątkowe zaciekawienie tematem. Mead nadal jednak nie wiedział, co myślał prywatny detektyw. Nie potrafił także zrozumieć nagłego zainteresowania Dantem ze strony bostońskich policjantów. Student pomyślał o ostatnich wydarzeniach, o obłędzie przemocy i strachu, które zawładnęły ich miastem. Camp zdawał się szczególnie zainteresowany karami symoniaków, gdy Mead wymienił je wśród długiej listy przykładów. Student pomyślał o plotkach, jakie słyszał o śmierci Elishy Talbota; wersje przeczyły sobie wzajemnie i różniły się w szczegółach, lecz w kilku z nich mowa była o podpalonych stopach duchownego. Stopy duchownego… A potem nieszczęsny sędzia Healey, znaleziony nagi i pokryty…
Do diabła! Jennison także! Czy to możliwe? A jeśli Lowell wiedział, czyż nie wyjaśniało to jego nagłej decyzji o przerwaniu kursu na temat Dantego bez podania wyraźnego powodu? Czy Mead mógł bezwiednie dopomóc Simonowi Campowi w zrozumieniu tego wszystkiego? Czy Lowell ukrywał to, co wiedział, przed władzami uniwersytetu i miasta? Gdyby okazało się to prawdą, byłby skończony! Do licha!
Mead powstał gwałtownie.
– Doktorze Manning, doktorze Manning!
Skarbnikowi udało się właśnie rozpalić fajkę. Nagle zastygł z zapałką w palcach i zniżył głos do szeptu.
– Czy słyszałeś jakieś odgłosy przy wejściu?
Mead zamilkł i słuchał przez chwilę, po czym pokręcił głową.
– Może to pani Manning?
Manning zbliżył do ust długie, krzywe palce. Wyślizgnął się z salonu na korytarz, by po chwili powrócić do swojego gościa.
Читать дальше