Jeff Lindsay - Dekalog dobrego Dextera

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeff Lindsay - Dekalog dobrego Dextera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Amber, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dekalog dobrego Dextera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dekalog dobrego Dextera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dexter, przystojny i czarujący potwór, wciąż trzyma się swojej zasady: morduje tylko innych morderców. Nikt nie podejrzewa, że wzorowy pracownik policyjnego laboratorium nocami staje się katem twórczym wirtuozem zbrodni. Nikt, poza jednym wścibskim policjantem. Ciekawski sierżant to pierwszy problem naszego bohatera. Drugi to utalentowany rywal, przy którym metody pracy Dextera wydają się dziecinną zabawą…

Dekalog dobrego Dextera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dekalog dobrego Dextera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pozwolił, żeby podbródek opadł mu prosto na klatkę, potem się wyprostował.

— Wpłynęło — powiedział. — Mniejsza o to, coś wreszcie zmieniło się w kraju, w polityce, w Pentagonie. Nowe rządy i tak dalej. Nie chcieli mieć nic wspólnego z tym, co myśmy tam wyprawiali. Po cichutku powiedziano nam, że doktor Danco mógłby dla nas kupić troszeczkę politycznej ugody z drugą stroną, gdybyśmy go im wydali.

— Wydaliście własnego człowieka na śmierć? — zapytałem. Chodziło mi o to, że to nie było w porządku. Może i nie zawracam sobie głowy moralnością, ale przynajmniej gram zgodnie z zasadami.

Kyle zamilkł na długą chwilę.

— Powiedziałem ci, koleś, że sprzedaliśmy nasze dusze — odezwał się wreszcie. Znów się uśmiechnął, tym razem trwało to trochę dłużej. — Tak, wystawiliśmy go, a oni go wzięli.

— Ale Danco nie zginął — powiedziała, jak zawsze praktyczna, Deborah.

— Daliśmy się okantować — wyjaśnił Chutsky. — Zabrali go Kubańczycy.

— Jacy Kubańczycy? — zapytała Deborah. — Mówiłeś o Salwadorze.

— Wtedy, za każdym razem, kiedy w którymś z krajów Ameryki Południowej lub Środkowej był jakiś kłopot, to pojawiali się tam Kubańczycy. Wspierali jedną stronę tak jak my drugą. I chcieli dostać naszego doktora. Mówiłem wam, że był szczególnym człowiekiem. Wzięli go więc i próbowali go odwrócić. I wsadzili na Wyspę Sosnową.

— To miejsce wypoczynkowe? — zapytałem.

Chutsky krótko się roześmiał.

— Chyba że ostatniego spoczynku. Wyspa Sosnowa to jedno z najcięższych więzień na świecie. Doktor Danco miał tam naprawdę twardą odsiadkę. Powiedzieli mu, że wydali go swoi, i to mu naprawdę dojadło. A kilka lat później jeden z naszych chłopaków dał się złapać, a potem znaleźliśmy go właśnie w takim stanie. Bez rąk, bez nóg, po całości. Danco pracuje dla nich. A teraz… — Wzruszył ramionami. — Albo go puścili, albo się wymknął. Nieważne. Wie, kto go wystawił, i ma listę.

— Twoje nazwisko jest na tej liście? — zapytała Deborah.

— Możliwe — odparł Chutsky.

— A Doakesa? — zapytałem. W końcu i ja potrafię być praktyczny.

— Możliwe — powtórzył, co nie pomogło mi w niczym. Oczywiście, cała ta historia z Danco wydawała mi się interesująca, ale przyjechałem tutaj z konkretnego powodu.

— Tak czy inaczej — rzekł Chutsky — z czymś takim mamy właśnie do czynienia.

Nikt nie miał ochoty tego skomentować, włączając mnie. Zastanawiałem się nad tym, co usłyszałem, na wszystkie sposoby, szukając jakiejś możliwości, żeby uporać się z plagą Doakesa. Przyznam, że w tej chwili niczego nie znalazłem, i to wydawało mi się upokarzające. Ale chyba lepiej zrozumiałem drogiego doktora Danco. A więc i on był pusty w środku, co? Drapieżca w owczej skórze. I on również znalazł sposób, żeby używać swoich talentów dla wyższego dobra — jak drogi, stary Dexter. Ale teraz wykoleił się i troszeczkę zaczął przypominać zwyczajnego drapieżcę mimo intrygującej techniki, jakiej używał.

Dość dziwne, ale wraz ze zrozumieniem, z wrzącego kotła mrocznej strony mózgu Dextera zaczęła się wyłaniać inna myśl. Wcześniej była przelotnym kaprysem — teraz wydawała mi się bardzo dobrym pomysłem. A może samemu odnaleźć doktora Danco i wziąć go na chwilę do Mrocznego Tańca? Był drapieżcą, który zszedł na złą drogę, jak wszyscy inni na mojej liście. Nikt, nawet Doakes, nie miałby zapewne obiekcji w kwestii jego zejścia. Jeśli wcześniej zastanawiałem się, bez zgłębiania tej myśli, nad odszukaniem doktora, to teraz zadanie to nabrało pilności, która usunęła irytację wywołaną przez Reikera. A więc był taki jak ja, prawda? Zajmiemy się tym. Ciarki przeszły mi po kręgosłupie i stwierdziłem, że naprawdę nie mogę się doczekać spotkania z doktorem, żeby przedyskutować ze szczegółami jego dokonania.

W oddali usłyszałem pierwszy łoskot gromu, zbliżała się popołudniowa burza.

— Cholera — powiedział Chutsky. — Będzie padało?

— Jak co dzień, o tej porze.

— Niedobrze — stwierdził. — Musimy coś zrobić, zanim się rozpada. Teraz ty, Dexter.

— Ja? — zapytałem wytrącony nagle z głębokiej zadumy nad niestereotypowym nadużyciem sztuki medycznej. Nastawiłem się na wspólną przejażdżkę, ale właściwie to robienie czegokolwiek przekraczało trochę zawarty przez nas układ. No bo jak: oto dwoje zahartowanych wojowników siedzi bezczynnie i naraża Delikatnego Dextera z Dołeczkiem w Brodzie na niebezpieczeństwo? Gdzie w tym sens?

— Ty — powiedział Chutsky. — Muszę zostać, żeby zobaczyć, co się stanie. Jeśli to on, łatwiej będzie mi go wyjąć. A Debcia… — Uśmiechnął się do niej, chociaż zmarszczyła się groźnie, patrząc na niego. — Debcia za bardzo jest policjantką. Chodzi jak glina, patrzy jak glina, może nawet wystawi mu mandat. Rozpozna ją na kilometr. Zostajesz ty, Dex.

— Ale co mam zrobić? — zapytałem i przyznaję, że nadal odczuwałem coś na kształt sprawiedliwego gniewu.

— Po prostu przejdź się raz obok domu, zawróć na końcu uliczki i wróć do samochodu. Miej oczy szeroko otwarte, nadstawiaj uszu, ale nie zwracaj na siebie za bardzo uwagi.

— Nie wiem, jak zwracać na siebie uwagę — powiedziałem.

— Świetnie. To bułka z masłem.

Było jasne, że ani logika, ani całkowicie usprawiedliwiona irytacja nie pomogą, otworzyłem więc drzwi i wysiadłem, ale nie mogłem się oprzeć, żeby odejść bez strzemiennego. Nachyliłem się do okna od strony Deborah i powiedziałem:

— Mam nadzieję, że przeżyję, żeby tego pożałować. — A grzmot, bardzo uprzejmie, przetoczył się tuż obok.

Ruszyłem w stronę domu chodnikiem. Leżały na nim liście i parę zmiażdżonych kartoników po soku z pudełka na lunch jakiegoś dziecka. Kiedy przechodziłem, na trawnik wybiegł kot i nagle usiadł, żeby oblizać sobie łapy i popatrzeć na mnie z bezpiecznej odległości.

W domu, przed którym stały te wszystkie samochody, zmieniła się muzyka i ktoś zawył: Huuu! Miło było wiedzieć, że są ludzie, którzy dobrze się bawią, kiedy ja wkraczałem w strefę śmiertelnego niebezpieczeństwa.

Skręciłem w lewo i zawróciłem na końcu uliczki. Zerknąłem na dom, przed którym stała furgonetka, i poczułem się bardzo dumny, że dokonałem tego w taki nierzucający się sposób. Trawnik był niechlujny, a na podjeździe leżało kilka mokrych gazet. Nie dostrzegłem żadnego stosu odkrojonych części ciała i nikt nie wybiegł, żeby mnie zabić. Ale kiedy przechodziłem, usłyszałem ryk telewizora, w którym nadawano jakiś show po hiszpańsku. Męski głos wzniósł się ponad histeryczny pisk prezentera i zabrzęczał jakiś talerz. A kiedy powiew wiatru przyniósł pierwsze wielkie i twarde krople deszczu, od domu doleciał wraz z nim także zapach amoniaku.

Przeszedłem obok i wróciłem do samochodu. Spadło kilka kolejnych kropel i niedaleko przetoczył się grzmot, ale deszcz jeszcze nie lunął.

— Nic złowrogiego — zaraportowałem. — Trawnik wymaga strzyżenia i czuć tam amoniak. Głosy w domu. Albo mówi do siebie, albo jest tam ktoś jeszcze.

— Amoniak — powtórzył Kyle.

— Tak, chyba tak — rzekłem. — Prawdopodobnie tylko zapasy środków czyszczących.

Kyle pokręcił głową.

— Firmy sprzątające nie używają amoniaku, zapach jest za mocny. Aleja wiem, kto go używa.

— Kto? — zapytała Deborah.

— Uśmiechnął się do niej.

— Zaraz wracam — powiedział i wysiadł z wozu.

— Kyle! — krzyknęła Deborah, ale on tylko machnął ręką. — Cholera — mruknęła, kiedy pukał do drzwi i stał, patrząc w górę, na ciemne chmury nadciągającej burzy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dekalog dobrego Dextera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dekalog dobrego Dextera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dekalog dobrego Dextera»

Обсуждение, отзывы о книге «Dekalog dobrego Dextera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x