Jeff Lindsay - Dekalog dobrego Dextera

Здесь есть возможность читать онлайн «Jeff Lindsay - Dekalog dobrego Dextera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Amber, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dekalog dobrego Dextera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dekalog dobrego Dextera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dexter, przystojny i czarujący potwór, wciąż trzyma się swojej zasady: morduje tylko innych morderców. Nikt nie podejrzewa, że wzorowy pracownik policyjnego laboratorium nocami staje się katem twórczym wirtuozem zbrodni. Nikt, poza jednym wścibskim policjantem. Ciekawski sierżant to pierwszy problem naszego bohatera. Drugi to utalentowany rywal, przy którym metody pracy Dextera wydają się dziecinną zabawą…

Dekalog dobrego Dextera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dekalog dobrego Dextera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kiedy staliśmy przed restauracją, czekając, aż parkingowy przyprowadzi samochód Deborah, Chutsky mruknął po cichu:

— Co jest, do cholery?… — I wolnym krokiem poszedł wzdłuż podjazdu. Patrzyłem, jak podchodzi do bramy i gestykuluje pod adresem rdzawo — czerwonego forda taurusa, który stał, niedbale zaparkowany, pod palmą. Debs spojrzała na mnie wściekle, jakby to była moja wina, i oboje zaczęliśmy się przyglądać, jak Chutsky macha ręką w stronę szyby kierowcy, która zjeżdża w dół, żeby ukazać, oczywiście, nieznużonego sierżanta Doakesa. Chutsky wychylił się za bramę i powiedział coś do niego. Doakes spojrzał na mnie, potrząsnął głową, podkręcił szybę i odjechał.

Chutsky nic nie powiedział, kiedy do nas wrócił. Ale popatrzył na mnie trochę inaczej, zanim usiadł na przednim siedzeniu samochodu.

Jazda do miejsca, gdzie Quail Roost Drive rozwidla się na wschód i zachód i przecina międzystanową, tuż obok centrum handlowego, trwała dwadzieścia minut. Zaledwie dwie przecznice dalej seria bocznych uliczek prowadziła do cichego osiedla klasy pracującej składającego się z małych, przeważnie ładnych domków, zazwyczaj z dwoma samochodami na krótkich podjazdach i kilkoma rowerami leżącymi na trawnikach.

Jedna z tych uliczek skręcała w lewo i kończyła się ślepym zaułkiem. Właśnie tam, na końcu, znaleźliśmy ten dom, pokrytą bladożółtym stiukiem rezydencję z zarośniętym podwórkiem. Na podjeździe stała zdezelowana szara furgonetka z czarnymi literami, które głosiły: HERMANOS CRUZ LIMPIADORES — Bracia Cruz, Czyściciele.

Debs zakręciła jakieś pół przecznicy przed ślepym zaułkiem i podjechała pod dom, przed którym na ulicy i trawniku stało kilkanaście samochodów, a ze środka dobiegał głośny rap. Wykręciła tak, żeby samochód stał przodem do naszego celu, i zaparkowała pod drzewem.

— Co sądzicie? — zapytała.

— Chutsky tylko wzruszył ramionami.

— Hm. Może być — powiedział. — Poobserwujmy przez chwilę.

Na najbliższe pół godziny nasza błyskotliwa konwersacja sprowadziła się właśnie do tego. Żeby utrzymać umysł przy życiu, zacząłem mentalnie dryfować ku półeczce w moim mieszkaniu, gdzie w małym, palisandrowym pudełeczku leżała pewna liczba szklanych płytek, takich jakie wsuwa się pod mikroskop. Na każdej znajdowała się kropla krwi — oczywiście bardzo już wyschniętej. Inaczej nie trzymałbym tego obrzydlistwa w domu. Czterdzieści okienek do mojego mrocznego drugiego ja. Po kropelce z każdej z moich przygód. Była tam pielęgniarka oddziałowa, która zabijała pacjentów, starannie przedawkowując morfinę, pod pretekstem zwalczania bólu. Tuż obok niej nauczyciel wychowania technicznego z liceum, który dusił pielęgniarki. Cudowny kontrast, a ja naprawdę lubię ironię.

Tyle wspomnień, a kiedy głaskałem każde z nich, coraz bardziej miałem ochotę na nowe, numer 41, mimo że numer 40, MacGregor, jeszcze nie obeschnął. Ale ponieważ łączył się on z moim kolejnym projektem i dlatego nie był kompletny, coraz bardziej pragnąłem się z nim uporać. Jak tylko upewnię się co do Reikera, a potem znajdę jakiś sposób…

Wyprostowałem się. Być może obfity deser zamulił mi arterie mózgowe, bo zapomniałem o łapówce, jaką obiecała mi Deborah.

— Deborah? — powiedziałem.

Spojrzała na mnie ze zmarszczonym od skupienia czołem.

— Co?

— Prosimy bardzo — zachęciłem ją.

— A gówno.

— Absolutnie żadnego. Kompletny brak gówna, w rzeczy samej… a wszystko dzięki wielkiemu wysiłkowi mojego umysłu. Czy nie wspominaliśmy o paru rzeczach, które miałaś mi powiedzieć?

Popatrzyła na Chutsky’ego. Gapił się przed siebie. Ciągle miał na nosie okulary przeciwsłoneczne, które nie mrugały.

— Tak, w porządku — zgodziła się w końcu. — W wojsku Doakes służył w jednostkach specjalnych.

— Wiem. To jest w teczce personalnej.

— Ale nie wiesz, koleś — dodał Kyle, nie ruszając się — że jednostki specjalne mają swoją ciemną stronę. Tam właśnie trafił Doakes. — Leciutki uśmieszek wykrzywił mu twarz tylko na sekundę. Był tak ledwie widoczny i nagły, że mogła to być kwestia mojej wyobraźni. — Kiedy raz przejdzie się na ciemną stronę, to zostaje się tam na zawsze. Nie ma powrotu.

Widziałem, że Chutsky, który siedział w całkowitym bezruchu jeszcze przez chwilę, popatrzył na Debs.

— Doakes był strzelcem wyborowym — wyjaśniła. — Wojsko wypożyczyło go facetom z Salwadoru. Zabijał dla nich ludzi.

— Podróżuj ze spluwą — powiedział Chutsky.

— To wyjaśnia jego osobowość — zastanawiałem się na głos, myśląc, że wyjaśnia to znacznie więcej, na przykład echo, które dochodzi mnie z jego strony, kiedy zawoła mój Mroczny Pasażer.

— Musisz zrozumieć, jak tam było — powiedział Chutsky. Sprawiało to trochę niesamowite wrażenie, kiedy słyszało się jego głos wydobywający się z całkowicie nieruchomej i pozbawionej emocji twarzy, jakby dźwięk pochodził z magnetofonu, który ktoś umieścił w jego ciele. — Wierzyliśmy, że zbawiamy świat. Oddajemy dla sprawy życie i nadzieję na normalność i przyzwoitość. Okazuje się, że po prostu sprzedawaliśmy nasze dusze. Ja, Doakes…

— I doktor Danco — domyśliłem się.

— I doktor Danco. — Chutsky westchnął i wreszcie poruszył się, odwracając na krótko głowę w stronę Deborah. Potem znów patrzył przed siebie. Pokręcił głową, a ten ruch wydał mi się tak wyrazisty i teatralny po tamtym bezruchu, że miałem ochotę zaklaskać. — Doktor Danco zaczął jako idealista, jak i my wszyscy. W szkole medycznej twierdził, że brakuje mu czegoś w środku, i może robić ludziom różne rzeczy, nie czując w ogóle empatii. Żadnej. To rzadsze niż sądzisz.

— Och jestem tego pewien — powiedziałem, a Debs spojrzała na mnie groźnie.

— Danco kochał swój kraj — kontynuował Chutsky. — Przeszedł więc także na ciemną stronę. Celowo, żeby wykorzystać swój talent. A w Salwadorze… rozkwitł. Brał kogoś, kogo mu przyprowadzaliśmy, i po prostu… — przerwał i zaczerpnął tchu, potem powoli odetchnął. — Cholera. Widziałeś, co on robi.

— Bardzo oryginalne — rzekłem. — Twórcze.

Chutsky roześmiał się lekko, ale bez humoru.

— Twórcze. Tak. Można tak powiedzieć. — Chutsky powoli zahuśtał głową w lewo, w prawo, w lewo. — Jak mówiłem, już wcześniej nie przeszkadzało mu, że robi takie rzeczy, a w Salwadorze polubił to. Siadał, zabierał się do przesłuchania i zadawał pytania osobiste. Potem, kiedy zaczynał… Zwracał się do tej osoby po imieniu, jakby był dentystą czy kimś takim, i mówił: spróbujemy numeru piątego albo siódmego, wszystko jedno, jakby były różne wzorce.

— Jakie wzorce? — zapytałem. Wydawało mi się, że to całkowicie naturalne pytanie, będące wyrazem uprzejmego zainteresowania, podtrzymujące rozmowę. Ale Chutsky odwrócił się na fotelu i popatrzył na mnie, jakbym był czymś, na co należałoby zużyć całą butlę płynu do mycia podłóg.

— To cię śmieszy — powiedział.

— Jeszcze nie — odparłem.

Gapił się na mnie koszmarnie długo, potem tylko pokręcił głową i znów odwrócił się do przodu.

— Nie wiem, jakie wzorce, koleś. Nigdy nie pytałem. Przykro mi. Prawdopodobnie chodziło o to, co ma odciąć najpierw. Ot, tak, żeby się zabawić. I przemawiał do nich, mówił po imieniu, pokazywał, co robi. — Chutsky zadrżał. — To było najgorsze. Powinieneś zobaczyć, jak to wpływało na człowieka.

— A jak wpłynęło na ciebie? — zapytała Deborah.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dekalog dobrego Dextera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dekalog dobrego Dextera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dekalog dobrego Dextera»

Обсуждение, отзывы о книге «Dekalog dobrego Dextera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x