Leff Lindsay - Dylematy Dextera

Здесь есть возможность читать онлайн «Leff Lindsay - Dylematy Dextera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2009, ISBN: 2009, Издательство: Amber, Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dylematy Dextera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dylematy Dextera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gdzie się podział Mroczny Pasażer, drugie ja Dextera, wewnętrzny głos, który szepce mu do ucha z tylnego siedzenia i od czasu do czasu przesiada się za kierownicę, żeby zwieźć go do parku rozrywki, o jakim się nikomu nie śniło? Czy Dexter ma teraz sam wymierzać swoją sprawiedliwość innym potworom pechowcom, którzy wpadli w ręce jego, nie policji? Jak ma wybierać spośród och, jakże licznych w Miami kandydatów, tych, którzy najbardziej sobie zasłużyli na miejsce w jego skromnym panteonie? Dexter zostaje sam z bolesną świadomością, że bez Mrocznego Pasażera nawet jego niepośledni talent ma swoje granice… tym bardziej, że tropi go tajemniczy prześladowca.

Dylematy Dextera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dylematy Dextera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jeśli avalon nadal jechał autostradą numer 1, musiał być jakieś kilkaset metrów przede mną. Nie czekałem, by ten dystans się powiększył. Telepałem się naprzód moim wiernym, poobijanym samochodzikiem i po ledwie pół minuty zobaczyłem przed sobą dwa białe samochody — terenowo — sportowego chevy i minivana. Ani śladu avalona.

Zwolniłem tylko na moment — i dostrzegłem go kątem oka na parkingu pasażu handlowego po prawej stronie. Właśnie wjeżdżał za sklep spożywczy. Dałem gaz do dechy, przeciąłem dwa pasy i wpadłem na parking. Kierowca tamtego wozu zauważył mnie; przyspieszył i zjechał na ulicę prostopadłą do jedynki, po czym pognał na wschód najszybciej, jak tylko mógł. Przemknąłem przez parking i ruszyłem za nim.

Przez jakieś półtora kilometra prowadził mnie przez osiedle mieszkaniowe, potem skręcił i minął park, w którym dzieci ze żłobka bawiły się w najlepsze. Podjechałem trochę bliżej — w samą porę, by zobaczyć, jak na drogę przed nami wychodzi kobieta z małym dzieckiem na ręku i dwójką dzieci po bokach.

Avalon dodał gazu i wpadł na chodnik, a kobieta dalej powoli przechodziła przez jezdnię i patrzyła na mnie jak na billboard, którego nie mogła przeczytać. Skręciłem gwałtownie, żeby ją ominąć, gdy jedno z dzieci nagle skoczyło w tył, prosto pod moje koła i wcisnąłem pedał hamulca, ile sił. Samochód wszedł w poślizg i przez chwilę zanosiło się na to, że wpadnę w całą grupkę, stojącą tępo na środku drogi. Koła jednak w końcu chwyciły asfalt i udało mi się obrócić kierownicą, dodać trochę gazu i zatoczyć krąg na trawniku przed domem naprzeciwko parku. Wróciłem na drogę w chmurze zielska i pomknąłem za avalonem, który przez ten czas powiększył swoją przewagę.

Przez następnych kilka przecznic odległość między nami pozostawała prawie bez zmian, aż w końcu uśmiechnęło się do mnie szczęście. Avalon zignorował kolejny znak stopu, ale tym razem ruszył za nim radiowóz na sygnale. Nie wiedziałem, czy cieszyć się z towarzystwa, czy zazdrościć konkurencji, ale tak czy inaczej dużo łatwiej było jechać za błyskającymi światłami i wyjącą syreną, więc nadal wlokłem się w ogonie.

Dwa tamte samochody szybko brały jeden zakręt za drugim i już-już myślałem, że chyba trochę się do nich zbliżam, kiedy nagle avalon zniknął, a radiowóz zahamował i stanął. Nie minęło kilka sekund, a podjechałem do niego i wysiadłem.

Przede mną policjant biegł przez krótko przystrzyżony trawnik przecięty śladami opon, które prowadziły do kanału na tyłach domu. Avalon powoli opadał na dno u przeciwległego brzegu i na moich oczach przez okno wygramolił się mężczyzna, który przepłynął kilka metrów dzielących go od drugiej strony kanału. Policjant po chwili wahania wskoczył do wody i popłynął do na wpół zatopionego wozu. A ja usłyszałem za plecami odgłos ostro hamujących ciężkich opon. Odwróciłem się.

Żółty hummer zatrzymał się tak gwałtownie, że aż nim zatrzęsło, i wyskoczył czerwony na twarzy mężczyzna o włosach koloru piasku.

— Sukinsynu jebany! — wydarł się na mnie. — Stuknąłeś mnie! Co sobie, kurwa, myślisz?!

Zanim mogłem odpowiedzieć, zadzwoniła moja komórka.

— Przepraszam — powiedziałem i, o dziwo, piaskowowłosy mężczyzna zaczekał w milczeniu, aż odbiorę.

— Gdzie jesteś, do cholery? — wrzasnęła Debora.

— W Cutler Ridge, patrzę na kanał — powiedziałem.

Zatkało ją na całą sekundę, zanim warknęła:

— To weź się wytrzyj i przyjeżdżaj na kampus. Mamy następnego trupa.

21

Minęło kilka minut, zanim oderwałem się od kierowcy żółtego hummera, a być może byłbym tam do tej pory, gdyby nie gliniarz, który wskoczył do kanału. Wygramolił się z wody i podszedł do mnie, kiedy słuchałem nieprzerwanego potoku gróźb i wulgaryzmów, ani jednego szczególnie oryginalnego. Starałem się zachować uprzejmie — facet wyraźnie musiał sobie ulżyć i bardzo dobrze, inaczej mógłby się nabawić urazu psychicznego — ale koniec końców miałem pilną policyjną robotę. Próbowałem zwrócić mu na to uwagę, ale widać należał do tych osób, które nie potrafią jednocześnie krzyczeć i słuchać głosu rozsądku.

Dlatego pojawienie się niezadowolonego i przemoczonego do suchej nitki gliniarza stało się mile widzianym przerywnikiem rozmowy, coraz bardziej męczącej za sprawą nerwowego monomana.

— Byłbym wdzięczny za wszelkie informacje o kierowcy tamtego samochodu — powiedziałem do policjanta.

— Nie wątpię — odparł. — Proszę dokumenty.

— Muszę jechać na miejsce zbrodni.

— Jest pan na nim — odparował. Pokazałem mu więc dokumenty, a on obejrzał je z wielką uwagą, kapiąc wodą na laminowane zdjęcie. Wreszcie skinął głową. — W porządku, Morgan, już cię tu nie ma.

Reakcja kierowcy hummera była taka, jakby gliniarz zasugerował, żeby podpalić papieża.

— Nie możesz sukinsyna tak puścić! — wrzasnął. — Stuknął mnie, skurwiel!

A gliniarz, Bóg z nim, tylko spojrzał na niego, chwilę poociekał i powiedział:

— Proszę prawo jazdy i dowód rejestracyjny. — Uznałem, że to świetny sygnał do zejścia ze sceny, więc zeń skorzystałem.

Mój biedny, zmaltretowany samochód głośno wyrażał swoje niezadowolenie, ale i tak pojechałem nim na uniwersytet — innego wyjścia tak naprawdę nie było. Nieważne, jak bardzo ucierpiał, musiał dowieźć mnie na miejsce. No i przez to poczułem, że łączy nas pewna więź. Obaj byliśmy skonstruowanymi z maestrią urządzeniami, niegdyś pięknymi, teraz zdemolowanymi przez okoliczności, nad którymi nie mieliśmy kontroli. Na tę myśl aż chciało się poużalać nad sobą i to też robiłem przez kilka minut. Gniew, który rozpierał mnie ledwie kilka minut temu, wysączył się kropla po kropli, jak skapująca z policjanta woda z kanału. Widok kierowcy avalona, który popłynął na drugi brzeg, potem wyszedł z wody i oddalił się bez pośpiechu, wzbudził we mnie to samo odczucie, co ostatnio wszystko: że co robię krok naprzód, grunt usuwa mi się spod nóg.

No i teraz pojawiło się następne ciało, a my jeszcze nie wykombinowaliśmy, co zrobić z pozostałymi. Jak charty na wyścigach goniliśmy sztucznego królika, który zawsze jest o włos za daleko i odskakuje, ilekroć nieszczęsny pies już chce go złapać w zęby.

Przede mną na uniwersytet dotarły dwa radiowozy, czterej policjanci już otoczyli Muzeum Sztuki Lowe i trzymali rosnący tłum na dystans. Krępy, masywny gliniarz z ogoloną głową podszedł do mnie i wskazał na tyły budynku.

Ciało znaleziono w kępie krzaków za galerią. Debora rozmawiała z kimś, kto wyglądał na studenta, a Vince Masuoka kucał przy lewej nodze trupa i ostrożnie szturchał długopisem coś na jego kostce. Zwłok nie widać było z drogi, ale mimo to nie można powiedzieć, by sprawca próbował je ukryć. Od razu rzucało się w oczy, że ofiara została upieczona jak dwie poprzednie i w ten sam sposób ułożona, w sztywnej, oficjalnej pozie, z ceramicznym łbem byka na miejscu głowy. I znów, kiedy na nią patrzyłem, odruchowo czekałem na jakąś reakcję wewnętrznego ja. Nie usłyszałem jednak nic prócz łagodnego wiatru tropikalnego wietrzącego mój mózg. Wciąż sam.

Kiedy tak stałem, nabzdyczony i zadumany, Debora ruszyła na mnie pełną parą.

— Nie spieszyło ci się — ryknęła na cały regulator. — Gdzieś był?

— Kurs makramy — powiedziałem. — Wszystko tak jak poprzednio?

— Na to wygląda — przyznała. — Co sądzisz, Masuoka?

— Chyba tym razem coś mamy — powiedział Vince.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dylematy Dextera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dylematy Dextera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dylematy Dextera»

Обсуждение, отзывы о книге «Dylematy Dextera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.