Mógłby wrócić golfem Liama, ale Liam – bez względu na to, gdzie teraz się znajdował – miał przy sobie kluczyki, a John nie wiedział, jak spiąć auto na krótko. Chodził więc tam i z powrotem przed domem. Jedno wiedział na pewno: nie chciał ponownie wchodzić do tego budynku. To, co porwało Liama, mogło tak samo wciągnąć i jego.
Ruszył pod górę, ku stacji kolejowej. Kiedy znalazł się na szczycie Madeira Terrace, zaczął biec i przestał dopiero wtedy, gdy zobaczył budynek stacji.
Zadzwonił do Lucy.
– Liam zniknął – powiedział.
– Jak to „zniknął”?
– Stało się coś okropnego. Muszę się z tobą natychmiast zobaczyć.
– Nie mogę teraz. Jestem o ósmej umówiona z moim chłopakiem.
– Lucy, muszę się z tobą spotkać! Muszę!
– Daj spokój, John. To nie dzień powszedni, kiedy nie mam nic ciekawego do roboty. Dziś jest sobotni wieczór!
– Lucy, nie rozumiesz? Liam nie żyje. Przynajmniej tak mi się wydaje.
– Co? Jak to nie żyje? Chyba sobie żartujesz.
– Weszliśmy do tego domu w Brighton i coś wciągnęło go w ścianę.
– Boże drogi, John! Przez chwilę naprawdę się przestraszyłam. Posłuchaj teraz: spieszę się, Paul zaraz przyjdzie, a idziemy do „Volts”.
– Lucy, ja nie żartuję. Liam został wessany w ścianę i nie żyje.
Zapadła długa cisza. John przez jakiś czas słyszał jedynie grającą w pokoju Lucy muzykę, ale w końcu dziewczyna znów się odezwała.
– To nie jakieś jaja? – zapytała. – Znam Liama.
– Mówię szczerą prawdę – odparł John. – Nie wiem, co się stało, ale to prawda.
– Przyjedź do mnie jak najszybciej. Gdzie jesteś?
– Na stacji Streatham Common.
– W takim razie ja po ciebie przyjadę.
Kiedy Lucy zjawiła się pod stacją, miała na sobie krótką ciemnoczerwoną sukienkę i duże okrągłe kolczyki w uszach. Pachniała mocno piżmowymi perfumami.
– Przepraszam cię, ale nie wpadł mi do głowy nikt inny, do kogo mógłbym zadzwonić – powiedział John, wsiadając do samochodu.
Spojrzała na niego uważnie. Był blady i miał podpuchnięte oczy.
– Jesteś pewien, że Liam nie żyje?
– Jestem o tym przekonany. Nie może być inaczej. Wszystko odbyło się na moich oczach. To samo musiało się przydarzyć panu Rogersowi i ludziom znalezionym przy Laverdale Square. Domy pana Vane’a wciągają ludzi w ściany.
Kiedy musieli się zatrzymać na Greyhound Lane, Lucy odwróciła głowę do Johna.
– Na pewno to nie żart? Nie robicie mnie z Liamem w konia? Bo jeśli tak, nigdy ci tego nie wybaczę.
John zaczął płakać. Wstydził się tego, ale wstrząs, jaki przeżył, był ponad jego siły. Po policzkach spływały mu łzy, a gardło miał tak zaciśnięte, że ledwie oddychał. Lucy wyciągnęła rękę i ujęła jego dłoń.
– Wierzę ci. Nie martw się, wierzę ci. Zawiozła go do domu. Matka siedziała w salonie w szlafroku, ojciec karmił ją łyżeczką zapiekanką. Po ekranie telewizora biegał Bruce Willis, ale rodzice nie oglądali filmu zbyt uważnie.
– Tato, mamo… to moja koleżanka z pracy, Lucy.
– Cześć, Lucy – powiedział ojciec. – Jeśli masz ochotę, zostało jeszcze trochę zapiekanki.
– Nie, dziękuję – odparła.
– John, wyglądasz mizernie – wymamrotała połową ust matka. – Może byś coś zjadł?
– Nie, mamo, naprawdę dziękuję. Zaprowadził Lucy do swego pokoju. Kiedy szli na górę, usłyszał, jak ojciec mówi:
– Miło widzieć, że John przyprowadza do domu dziewczynę.
Boże, gdybyś tylko wiedział, dlaczego… – pomyślał ponuro John. Weszli do pokoju i John usiadł na łóżku.
– Co się stało twojej mamie? – spytała Lucy, oglądając plakaty z drużynami piłkarskimi.
– Miała wylew. Teraz tata musi wszystko robić. No i ja, bo siostry nigdy nie ma.
– To brzmi, jakby było dość ciężkie – powiedziała ze współczuciem Lucy. John wzruszył ramionami. – Co robimy w sprawie Liama?
– Nie wiem. Myślałem o tym, by zadzwonić na policję, ale co będzie, jak mi nie uwierzą? Znaczy się nie uwierzą, że to nie ja zrobiłem.
– Dlaczego mieliby nie uwierzyć?
– Ponieważ byłem ostatnią osobą, która widziała go żywego. Zniknął, ale nie ma ciała, więc będą musieli uznać, że coś z nim zrobiłem.
– Uspokój się. Powiedz dokładnie, co się stało. John przycisnął dłoń do tapety.
– Po prostu został wciągnięty w ścianę. Nie mogłem w to uwierzyć. Ciągle jeszcze nie mogę.
Lucy zastanawiała się przez chwilę.
– Jeśli naprawdę się martwisz, że policja uzna cię za winnego – powiedziała w końcu – potrzebujesz dowodu, że jesteś niewinny, prawda? Uważam, że powinniśmy tam pojechać. Do Brighton. Zburzyć ścianę i sprawdzić, czy są za nią kości Liama.
– Kości Liama?!
– Posłuchaj, John… Jeśli dom w Brighton jest taki sam jak ten w Norbury, wyjaśniałoby to pochodzenie szkieletów, prawda?
– Nie rozumiem.
– Powiedzieli w wiadomościach, że szkielety były zamurowane, tak? Tyle że ściana była stara, a niektóre szkielety całkiem nowe.
– Czyli że może wcale nie zostały zamurowane, a wciągnięte przez ścianę… jak Liam…
– Właśnie. Może pojedźmy tam jutro i rzućmy okiem?
John pokręcił głową.
– Nie wrócę tam. Nie ma mowy.
– Rozumiem cię, ale czy mamy inne wyjście?
– Nie widziałaś twarzy Liama. To było okropne! Lucy usiadła obok Johna i wzięła go za rękę.
– Jeśli nic nie zrobimy, panu Vane’owi wszystko może ujść na sucho. Wystarczy, że powie, że o niczym nie wie, i co mu zrobią? Jeśli jednak udowodnimy, że wszystkie jego domy są takie same i wiedział…
John w końcu skinął głową. Lucy udało się nieco go uspokoić, nie mógł jednak zapomnieć zielonego oka Liama wpatrującego się w niego z desperacją, dopóki nie zniknęło w ścianie. Wiedział, że będzie ten widok pamiętać do końca życia.
Pojechali do Brighton pociągiem, bo Lucy nie chciało się jechać taki szmat drogi samochodem. Kiedy dojechali do Haywards Heath, zaczęło padać, a gdy wysiedli na dworcu w Brighton, lało jak z cebra. Wzięli na Madeira Tewace taksówkę i poprosili kierowcę, żeby stanął za golfem Liama.
– Co za nora – jęknęła Lucy, patrząc na budynek. – Wejdźmy do środka, zanim całkiem przemokniemy.
Po chwili byli na ganku. John spróbował otworzyć drzwi.
– Zamknięte – stwierdził. – Liam otworzył je wytrychem.
Co prawda miał w torbie wzięty z domu młotek, ale wolał nie wybijać szyby.
– Spróbujmy starej sztuczki z kartą kredytową – zaproponowała Lucy.
– Nie mam karty kredytowej.
Lucy wyjęła swoją Barclaycard i spróbowała wsunąć ją w szparę między drzwiami a framugą, by cofnąć zapadkę, ale nie mogła wepchnąć plastiku wystarczająco głęboko. John wyszedł na deszcz i zajrzał przez okno do salonu. Spróbował po kolei wszystkich okien i wydało mu się, że jedno jest niedokładnie zamknięte.
– Zobacz, zapadka nie jest zablokowana. Gdybym znalazł coś do podważenia…
W wysokiej trawie leżał zardzewiały zawias od bramy. John wziął go i wsunął pod dolną część przesuwanej ramy w połowie okna, by dźwignia ją uniosła. Ramę zamalowano wieloma warstwami farby, w końcu jednak udało mu się unieść okno jakiś centymetr ponad parapet. Jeszcze jedno pchnięcie i było otwarte.
– Nikogo nie widać w pobliżu? – spytała Lucy. John pokręcił głową.
– Powinieneś być włamywaczem, a nie agentem handlu nieruchomościami.
Читать дальше