Ethan opowiadał jedynie o spotkaniach z Sandrą w pracowni komputerowej podczas jej okienka.
Owszem, często przebywali wtedy sam na sam, ale to było przecież w środku dnia, w środku publicznej szkoły.
Wspominała panu o ucieczce od męża?
Nigdy nie zostawiłaby córki.
Nawet dla pana?
Spiorunował ją wzrokiem, ale D.D. nie wycofała pytania. Wayne Reynolds był przystojnym mężczyzną, a Sandra Jones bardzo samotną młodą kobietą…
Uważam, że Jason Jones ją zabił powiedział spokojnie Wayne. Wrócił w środę wieczorem do domu, przyłapał ją na próbie kopiowania dysku i wpadł w szał. Coś kombinował, jego żona to odkryła, więc ją zabił. Myślałem o tym od wczorajszej konferencji prasowej, więc jeśli pyta mnie pani, czy jestem osobiście zaangażowany w tę sprawę, to owszem, jestem. Próbowałem pomóc młodej przerażonej matce, a robiąc to, możliwe, że doprowadziłem do jej zabójstwa. Jestem z tego powodu zły. Cholera, wkurwiony jak nie powiem co.
Okej. D.D. kiwnęła głową. Rozumie pan, że będę chciała, aby złożył pan oficjalne oświadczenie?
Oczywiście.
Dziś o piętnastej? W naszej centrali?
Zjawę się.
D.D. ponownie pokiwała głowa i zaczęła się odwracać, kiedy przyszło jej do głowy jeszcze jedno pytanie.
Ile razy pan i Sandra spotkaliście się?
Wzruszył ramionami.
Czy ja wiem. Osiem, może dziesięć razy. Zawsze podczas meczów koszykówki.
D.D. pomyślała, że to całkiem sporo, zważywszy na to, że Sandra nigdy nie miała przy sobie kopii twardego dysku.
Jasona obudziły coraz głośniejsze odgłosy z ulicy, a po chwili dostał światłem po oczach. Zerknął
półprzytomnie na zegarek, zobaczył, że jest piąta rano, a potem z konsternacją przyjrzał się oświetlonym od zewnątrz żaluzjom. W marcu słońce nie wschodziło o piątej rano.
Wtedy go olśniło. Lampy studyjne. Po przeciwnej stronie ulicy. Powróciły wozy transmisyjne i szykowały się do porannych sprawozdań z miejsca zbrodni, czyli sprzed jego domu.
Pozwolił, aby głowa opadła mu z powrotem na poduszkę. Zastanawiał się, czy przez ostatnie trzy godziny, kiedy rzeczywiście spał, pojawiły się jakieś ważne wieści, o których powinien wiedzieć. Musi włączyć telewizor. Obejrzeć, co nowego w jego życiu. Zawsze miał wyjątkowo duże poczucie ironii.
Czekał teraz na nie, aby doceniło ten moment. Ale przede wszystkim był zmęczony, szarpany w zbyt wielu kierunkach, gdy starał się chronić córkę, odnaleźć żonę i nie dać się wsadzić do więzienia.
Jason przeciągnął się, badając skutki nocnego pobicia. Przekonał się, że kończyny ogólnie są w porządku, choć nie które bolą bardziej od pozostałych. Położył dłonie pod głową, spojrzał na sufit jednym niezapuchniętym okiem i spróbował poczynić plany na nadchodzący dzień.
Max wróci. Ojciec Sandry nie przyleciał aż do Massachusetts tylko po to, aby siedzieć spokojnie w hotelowym pokoju. Dalej będzie żądał dostępu do Ree, grożąc… wystąpieniem na drogę sądową, ujawnieniem przeszłości Jasona? Nie miał pewności co do tego, jak wiele Max wie o jego poprzednim życiu. Przecież ani razu porządnie ze sobą nie porozmawiali. Jason poznał Sandrę w barze i ona mocno się starała, aby tak pozostało. Tylko grzeczne dziewczynki zabierają chłopców do domu, aby poznali ich ojców, tak powiedziała tamtego pierwszego wieczoru, wyraźnie pragnąc dać mu zrozumienia, że ona nie podpada pod tę kategorię. Jason zabierał ją do wynajmowanej przez siebie kawalerki, gdzie gotował kolację, a potem razem oglądali filmy albo grali w gry planszowe. Robili wszystko oprócz tego, czego wyraźnie oczekiwała, i to sprawiało, że wracała, wieczór po wieczorze, wieczór po wieczorze.
W końcu Jason dostrzegł jej rosnący brzuch. Zaczął zadawać więcej pytań. I kiedy pewnego wieczoru wybuchnęła płaczem, jemu przyszło do głowy rozwiązanie problemów ich obojga. Sandy pragnęła z jakiegoś powodu uciec od ojca. On pragnął po prostu uciec. Uciekli więc razem. Nowe miasto, nowe nazwisko, nowy start. I aż do środowego wieczoru Jason gotów był się założyć, że żadne z nich tego nie żałowało.
Teraz na horyzoncie pojawił się Max. Mężczyzna zamożny, inteligentny i ustosunkowany. Max mógł
skrzywdzić Jasona. Mimo to Jason nie mógł pozwolić temu człowiekowi na kontakty z Ree. Obiecał
Sandy, że jej ojciec nigdy nie tknie Ree. Nie zamierzał lekceważyć tej obietnicy, nie, kiedy jego córka potrzebowała go bardziej niż kiedykolwiek.
Tak więc Max zacznie mącić, gdy tymczasem policja będzie mu dalej deptać po piętach. Dobierali się do jego komputera. Prawdopodobnie grzebali w jego finansach. Przesłuchiwali jego przełożonego, być może nawet urządzali sobie wycieczkę po redakcji „Boston Daily". Zauważą komputer, który tam zostawił, i dodadzą dwa do dwóch?
Jak długo mogła się ciągnąć ta gra w pokera o wysoką stawkę?
Jason podjął odpowiednie kroki, kiedy założy rodzinę. „Inną" działalność prowadził pod inną tożsamością, z oddzielnym kontem w banku, kartą kredytową i skrytką pocztową. Potwierdzenia płatności i wyciągi z tej jednej karty przychodziły na podmiejską pocztę w Lexington. Jeździł tam raz w miesiącu, by wyjąć ze skrytki korespondencję, przejrzeć ją, a następnie zniszczyć dowody.
Jednakże wszystkie dobre plany miały przynajmniej jedną poważną wadę. W jego przypadku w domowym komputerze mieściło się wystarczająco dowodów obciążających, aby go posłać do więzienia na co najmniej dwadzieścia lat, a może i na zawsze. Jasne, korzystał z porządnego oprogramowania czyszczącego, ale każde wejście na jakąkolwiek stronę internetową generowało znacznie więcej plików tymczasowych, niż była w stanie usunąć jedna niszczarka. Pomyślał, że trzy, góra cztery dni. Potem do analityków dotrze, że coś jest nie tak z zarekwirowanym komputerem, i wtedy policja wróci na poważnie.
Zakładając, że nie znaleźli jeszcze ciała Sandy i już teraz nie stali na werandzie, czekając, żeby go aresztować.
Jason wstał z łóżka, zbyt podenerwowany, aby ponownie zasnąć. Kiedy się poruszył, jego żebra zaprotestowały. Nie widział na lewe oko. Jednak te obrażenia nie miały znaczenia. Nic nie miało znaczenia z wyjątkiem jednego.
Musiał się upewnić, że Ree nadal spokojnie śpi w swoim pokoju, mała kulka z rudym kotem w nogach.
Przeszedł cicho przez korytarz, zmysły mając wyostrzone. Dom pachniał tak samo, wydawał się taki sam. Uchylił drzwi do pokoju Ree i przekonał się, że jego córka leży wyprostowana jak strzała, z dłońmi zaciśniętymi na kocyku, i wpatruje się w niego wielkimi brązowymi oczami. Nie spała i poniewczasie dotarło do niego, że płacze. Policzki miała mokre od łez.
Hej, skarbie odezwał się cicho, wchodząc do pokoju. Wszystko w porządku?
Pan Smith spojrzał na niego, ziewnął, wyciągnął jedną długą, rudą łapę.
Fason przysiadł na skraju łóżka i odsunął z jej wilgotnego czoła pasmo brązowych włosów.
Chcę do mamusi powiedziała cichutko.
Wiem.
Miała wrócić do mnie do domku.
Wiem.
Dlaczego nie wraca, tatusiu? Dlaczego?
Nie znał odpowiedzi. Położył się więc na łóżku obok córki i wziął ją w ramiona. Gładził ją po włosach, gdy tymczasem ona płakała mu w ramię. Uczył się na pamięć zapachu jej skóry, dotyku jej głowy na jego ramieniu, odgłosu cichego, zmęczonego szlochu.
Ree płakała tak długo, aż zabrakło jej łez. Wtedy położyła dłoń na jego dłoni, dopasowując swoje krótkie pulchne paluszki do większych i dłuższych palców ojca.
Читать дальше