– Podejrzewam, że nie ma przy tym żadnych innych próbek? – spytała Betty.
– Żadnych – odparłam. – Tylko folder wymazów. To wszystko, co Wingo znalazł.
– Hmm – mruknęła. – Zobaczmy, co tu mamy. – Ułożyła wymazy pod mikroskopem, przyglądała im się przez dłuższą chwilę, a potem rzekła: – Mamy tu duże łuskowate komórki, czyli to wymazy albo z ust, albo z pochwy; na pewno nie z odbytu. No i – dodała – nie widzę spermy.
– Boże – jęknęłam.
– Zaraz sprawdzimy – odrzekła.
Otworzyła pakieciki z wymazami i pokropiła je wodą, potarła o nie papierowe krążki i za pomocą medycznego zakraplacza dodała do nich kilka kropel odczynnika. Następnie niebieską sól… Czekałyśmy na pierwsze przebłyski purpury, lecz nic się nie stało.
Wymazy nie zareagowały. Mokre plamki na białych krążkach papieru bardzo mnie niepokoiły. Wpatrywałam się w nie przez długi czas, jakbym chciała zmusić je do zareagowania… jak gdybym chciała, żeby potwierdziły obecność płynu nasiennego. Chciałam wierzyć, że to, co znalazł Wingo, było dodatkowym zestawem wymazów; chciałam wierzyć, że faktycznie zrobiłam dwa zestawy PERK-u i tylko o tym nie pamiętałam. Nie chciałam wierzyć tylko w to, co widziałam przed oczyma.
Wymazy, które Wingo znalazł w lodówce, nie mogły pochodzić ze sprawy Lori Petersen. To było niemożliwe.
Ponura mina Betty zdradzała, że i ona się martwi; robiła, co w jej mocy, by to przede mną ukryć, lecz znałam ją zbyt dobrze.
Potrząsnęłam głową.
– W takim razie mało prawdopodobne, by pochodziły ze sprawy Lori Petersen – wreszcie odezwała się niechętnie. – Zrobię, co tylko można, by je pogrupować. Zobaczę, czy nie mają w sobie ciałek Barra albo czegoś w tym stylu.
– Będę ci bardzo wdzięczna – odparłam, oddychając głęboko.
– Płyny, które oddzieliłam od płynów ustrojowych zabójcy, zgadzają się z próbkami krwi Lori – ciągnęła, najwyraźniej starając się mnie pocieszyć. – Nie sądzę, byś miała powód do zmartwień. Nie mam żadnych wątpliwości co do próbek, które mi przyniosłaś w poniedziałek…
– Ale ludzie będą mieć wątpliwości – odparłam, bardzo nieszczęśliwa.
Prawnikom to się spodoba. Dobry Boże, ależ będą zachwyceni. Sprawią, że sędziowie przysięgli będą wątpić w tożsamość każdej próbki pobranej z ciała Lori; sprawią, że ława przysięgłych zacznie podejrzewać, czy aby do Nowego Jorku na badania DNA wysłaliśmy odpowiednie próbki. Niby kto może im zagwarantować, że nie pochodziły z ciała innej ofiary, zupełnie nie związanej ze sprawą Dusiciela?
– Tamtego dnia mieliśmy sześć spraw, Betty – powiedziałam; ledwie mogłam powstrzymać drżenie głosu. – Trzy z nich wymagały pobrania PERK-u, gdyż istniało prawdopodobieństwo wykorzystania seksualnego.
– Trzy kobiety?
– Tak – mruknęłam w odpowiedzi. – Same kobiety.
Dręczyło mnie to, co powiedział w środę Bill, gdy alkohol rozwiązał mu język. Co będzie z tymi sprawami, jeżeli ktoś podważy moją wiarygodność? Sędziowie przysięgli zwątpią w dowody nie tylko z autopsji Lori Petersen, ale wszystkich ofiar. Zostałam przyparta do muru, bez żadnej możliwości ucieczki. Nie mogłam udawać, że folder do niczego nie pasujących wymazów nie istnieje; istniał i przez niego nie mogłabym przysiąc w sądzie, że łańcuch dowodów rzeczowych nie został naruszony.
Nie miałam drugiej szansy na zebranie próbek z ciała Lori, gdyż – po pierwsze – cały zestaw z jej sprawy został już dostarczony do laboratorium w Nowym Jorku, a po drugie, zabalsamowane ciało doktor Lori Petersen we wtorek spoczęło na cmentarzu. Ekshumacja w niczym by mi nie pomogła – wszyscy chcieliby wiedzieć, po co tyle zachodu.
Do pokoju wszedł Marino; obie z Betty obróciłyśmy się do niego w tej samej chwili.
– Właśnie coś mi przyszło do głowy, doktorku. – Urwał; na jego twarzy pojawiła się zacięta mina, gdy zobaczył wymazy i próbki rozłożone na stole. Patrzyłam na niego tępym wzrokiem. Czekałam. – Na twoim miejscu zaniósłbym ten PERK do Vandera. Może to ty zostawiłaś go w lodówce, ale to wcale nie jest takie pewne.
Kiedy wreszcie dotarło do mnie znaczenie jego słów, poczułam rosnącą panikę.
– Co takiego? – zapytałam. Czy on oszalał? – Chcesz powiedzieć, że ktoś inny mógł go tam podłożyć?
Marino wzruszył ramionami.
– Po prostu sugeruję, byś rozważyła każdą możliwość. – Kto?
– Nie mam pojęcia.
– Jak? Jak to możliwe? Najpierw ktoś musiałby się dostać do kostnicy… włamać się do lodówki z dowodami. A etykietka…
Etykietka wskazywała na mnie. Wszystkie niewykorzystane etykietki ze sprawy Lori Petersen były przypięte do teczki z jej aktami; nikt oprócz mnie nie miał do nich dostępu. Ale przecież w poniedziałek pokazałam je Amburgeyowi, Boltzowi i Tannerowi.
Kiedy trzej mężczyźni wyszli z mego biura w poniedziałek wieczorem, frontowe drzwi były już od dawna zamknięte. Wszyscy musieli wychodzić przez kostnicę. Amburgey i Tanner poszli pierwsi, a my z Billem nieco później.
Co prawda drzwi do sali autopsyjnej były już zamknięte, lecz ogromna chłodnia całą noc pozostaje otwarta, by sanitariusze i pracownicy domów pogrzebowych mogli dostarczać ciała po godzinach pracy biura koronera. Chłodnia ma dwie pary drzwi – jedne od korytarza, drugie wiodące do sali autopsyjnej. Czyżby weszli przez chłodnię do sali? Na półce obok pierwszego stołu zazwyczaj stało kilka zestawów próbek, włącznie z folderami PERK; Wingo zawsze trzymał zapas. Sięgnęłam po telefon, wykręciłam numer na biurko Rose, poinstruowałam ją, by wyciągnęła z szuflady w moim biurku teczkę z aktami sprawy doktor Petersen.
– W środku powinny znajdować się etykietki na dowody – wyjaśniłam.
Podczas gdy ona poszła spełnić moje polecenie, usiłowałam sobie przypomnieć; zostało mi sześć, może siedem etykietek… nie dlatego, że zebrałam za mało próbek, lecz dlatego, że zebrałam ich prawie dwa razy więcej niż zazwyczaj i kazałam komputerowi wygenerować dwa zestawy. Do akt powinny być przypięte etykietki na serce, płuca, nerki i inne organy oraz jedna dodatkowa etykietka na PERK.
– Doktor Scarpetta? – Rose już wróciła. – Znalazłam te etykietki, o których pani mówiła.
– Ile?
– Niech sprawdzę. Pięć.
– Na co?
– Serce, płuca, śledzionę, żółć i wątrobę.
– I to wszystko?
– Tak.
– Jesteś pewna, że nie ma tam etykietki na PERK?
Chwila przerwy.
– Jestem pewna; jest ich tylko pięć.
– Coś mi się zdaje, że jeżeli to ty przykleiłaś tę etykietkę, to powinny być na niej twoje odciski palców – odezwał się Marino.
– Nie, jeżeli miała na rękach rękawiczki – ostudziła go Betty, która przyglądała się temu wszystkiemu ze zdumieniem.
– Zazwyczaj nie noszę rękawiczek, gdy przyklejam etykietki na tubki z dowodami – mruknęłam. – Są zakrwawione. Rękawiczki po sekcji są zawsze zakrwawione.
– Okay – odrzekł Marino. – Więc nie miałaś na sobie rękawiczek, a Dingo…
– Wingo – przerwałam mu ze złością. – On ma na imię Wingo!
– Jak sobie życzysz. – Marino odwrócił się ku drzwiom. – Chodzi mi o to, że jeżeli dotykałaś tego PERK-u gołymi rękoma, to zostały twoje odciski palców. – Z korytarza doszedł do nas jeszcze jego głos: – Ale niczyich innych odcisków nie powinno być, nie?
I niczyich innych nie było. Jedyne nadające się do zidentyfikowania odciski palców na kartonowym folderze należały do mnie.
Читать дальше