– To znaczy, że kiedy tu przyszedł, prawie już nie miał towaru. A kilka dni później mimo wszystko ma dosyć na przedawkowanie, które prawdopodobnie by go zabiło, gdyby nie udusił go przewód. Jak ci się to wszystko układa?
– Przecież poszedł do szpitala. Na pewno głód kazał mu stamtąd uciec. Kto wie, może miał coś w rezerwie?
Gliniarz westchnął zmęczony.
– Masz rację – powiedział. Schował pistolet pod marynarkę i sięgnął po stojącą przed nim szklankę.
– Wszystko na tym świecie jest zadżumione tymi wszystkimi „może”. Dlaczego nikt tego nie przetnie i nie powie, że tak po prostu jest, basta, dwa i dwa to tyle i tyle. Ułatwiłoby to życie mnóstwu ludzi, uwierz mi.
Speedy zaczął już podciągać nogawkę, ale zrezygnował.
– A gdzie się podziała strzykawka? – mruknął gliniarz właściwie do siebie.
– Co? – zdziwił się Speedy.
– Nigdzie nie znaleźliśmy strzykawki. Może wrzucił ją do kibla. Sam mówiłeś, że był ostrożny. Nawet tuż przed śmiercią.
– Może szarpniesz się na szklaneczkę? – Speedy usiadł.
– Sam decydujesz o swojej wątrobie – odparł gliniarz i przysunął mu butelkę.
Erik Mykland, skoki ze spadochronem i rokokowa sofa
Harry poprzez dym wbiegł w zaułek. Zespół grał tak głośno, że wszystko wokół niego wibrowało. Unosił się kwaśny zapach siarki, a chmury wisiały tak nisko, że zaczepiał o nie głową. Przez ścianę hałasu przedarł się mimo wszystko jeden dźwięk, intensywny zgrzyt, który znalazł dla siebie wolną częstotliwość. Było to zgrzytanie zębów i smyczy ciągniętych po asfalcie. Pędziła za nim wataha psów.
Zaułek robił się coraz węższy, aż w końcu Harry musiał biec z rękami wyciągniętymi przed siebie, żeby nie utknąć między wysokimi czerwonymi murami. Podniósł głowę. Z okien wysoko w murze wystawały małe główki. Powiewały niebieskozielonymi flagami i do wtóru ogłuszającej muzyki śpiewały:
– Szczęśliwy kraj, szczęśliwy kraj, żyjemy w szczęśliwym kraju!
Harry słyszał za plecami mokre ujadanie. Krzyknął i upadł. Ku jego wielkiemu zdziwieniu wokół niego zrobiło się ciemno. Zamiast nieprzyjemnie spotkać się z asfaltem, dalej leciał w dół. Musiał wpaść w jakąś dziurę w ziemi i albo spadał bardzo wolno, albo też dziura była bardzo głęboka, bo cały czas opadał. Muzyka coraz bardziej cichła w oddali, a kiedy oczy przyzwyczaiły mu się do ciemności, zobaczył, że boki tej jamy mają okna, przez które mógł zajrzeć do cudzych domów.
O rany, czyżbym przeleciał przez całą ziemię, pomyślał.
– Pan jest Szwedem – rozległ się kobiecy głos.
Harry rozejrzał się, a wtedy powróciło światło i muzyka. Znajdował się na otwartym placu, była noc, a na estradzie za jego plecami grał jakiś zespół. On sam stał zwrócony w stronę wystawy sklepowej, a konkretnie sklepu z telewizorami, na której każdy z tuzina odbiorników pokazywał program innego kanału.
– Pan też wyszedł uczcić Australian Day? – spytał inny głos, tym razem męski, ale w znajomym języku.
Harry odwrócił się. Przed nim stała jakaś uśmiechnięta para. Nakazał kącikom ust odwzajemnić uśmiech, lecz mógł tylko mieć nadzieję, że go usłuchają. Pewne napięcie w twarzy wskazywało jednak, że wciąż choć trochę panuje nad mimiką, z innych reakcji musiał zrezygnować. Podświadomość się bowiem zbuntowała, akurat w tej chwili trwała walka zmysłu wzroku ze słuchem. Mózg na pełnych obrotach usiłował stwierdzić, co się dzieje, a to nie było wcale proste, gdyż przez cały czas bombardowany był zniekształconymi i po części absurdalnymi informacjami.
– Jesteśmy Duńczykami. Mam na imię Poul. A to moja żona Giną.
– Dlaczego uważacie mnie za Szweda? – Harry usłyszał teraz swój własny głos.
Duńczycy popatrzyli na siebie.
– Mówił pan do siebie, nie zdawał pan sobie z tego sprawy? Oglądał pan telewizję i pytał, czy Alicja przeleci na drugą stronę ziemi. I przeleciała! Cha, cha!
– Ach, o to chodzi? – Harry nie miał pojęcia, o czym mówią.
– To zupełnie coś innego niż nasza noc świętojańska, prawda? Kupa śmiechu. Słychać huk fajerwerków, ale nic nie widać przez tę mgłę. Z tego, co wiemy, sztuczne ognie podpaliły kilka drapaczy chmur. Cha, cha! Czuje pan zapach prochu? To wilgoć sprawia, że snuje się tuż przy ziemi. Pan też jest turystą?
Harry zastanowił się. Musiał zastanawiać się bardzo dokładnie, bo kiedy był gotów do odpowiedzi, Duńczycy już odeszli.
Znów skierował uwagę na ekrany telewizorów. Na jednym widać było płonące wzgórza, na innym tenis. To były doroczne wydarzenia w Melbourne. Pożar buszu i Australian Open. Nastolatek w bieli stawał się milionerem, a jednocześnie kilka kilometrów dalej jakaś rodzina traciła dom. Na innym ekranie pokazywano panią premier Norwegii Gro Harlem Brundtland, a po niej norweskie łodzie rybackie i granatowoczarne cielska wielorybów, zanurzające się i wynurzające z wody. Jakby tego nie było dość, na czwartym zobaczył najwyraźniej norweską drużynę piłki nożnej w akcji przeciwko jakiemuś zespołowi w białych strojach. Harry'emu przypomniało się, że w „Sydney Morning Herald” pisano coś o meczach między Australią i Nową Zelandią a Norwegią. Nagle na zbliżeniu ukazał się piłkarz, Erik „Myggen” Mykland, i Harry głośno się roześmiał.
– Ty też tu jesteś, Myggen? – szepnął do chłodnej szyby. – Czy tylko ja mam halucynacje? Co powiesz na kawałeczek kwasu, Myggen?
– Oszalałeś? Jestem idolem młodzieży – odparł Myggen.
– Hendrix bierze, Bjorneboe bierze, Harry Hole bierze. Kwas rozjaśnia wzrok, Myggen, a nawet więcej, sprawia, że dostrzegasz związki, które w istocie nie istnieją – roześmiał się Harry.
Myggen nie wcelował w mur.
– Możesz nawet rozmawiać przez szybę z telewizorem i słuchać odpowiedzi. Znasz Roda Stewarta? Zafundował mi ten mały papierek. Teraz mój mózg odbiera jednocześnie sześć programów telewizyjnych, dwoje Duńczyków i zespół. Tę substancję powinni zalegalizować już dawno, Myggen, co ty na to?
W wiadomościach telewizyjnych pokazywali zdjęcia windsurferów, zapłakaną kobietę i kawałki żółtego kombinezonu z pianki z wielkimi śladami zębów.
– To Upiór z Otchłani wybrał się na spacerek z oceanarium, Myggen. Śniadanie na trawie, cha, cha!
Na sąsiednim ekranie powiewały na wietrze pomarańczowe policyjne taśmy, a umundurowani policjanci krążyli z jakimiś torbami. Potem ekran wypełniła duża blada twarz. Było to złe, upozowane zdjęcie jasnowłosej nieładnej dziewczyny. Miała w oczach smutek, jak gdyby było jej przykro, że nie jest ładniejsza.
– Uroda to dziwna rzecz – mruknął Harry. – Wiedziałeś, że…
Przed kamerą za plecami policjanta, z którym przeprowadzano wywiad, przeszedł Lebie.
– Cholera! – krzyknął Harry. – Niech to piekło pochłonie! – Płaską dłonią uderzył w szybę. – Podkręćcie głos! Pogłośnijcie, wy tam w środku! Ktoś…
Obraz zmienił się w mapę pogody wschodniego wybrzeża Australii. Harry przycisnął nos do szyby, a na wyłączonym ekranie zobaczył odbicie twarzy Johna Belushi.
– Czy ja sobie po prostu coś wmówiłem, Myggen? Pamiętaj, że jestem teraz pod wpływem bardzo silnego halucynogenu.
Myggen spróbował dryblingu, lecz odebrano mu piłkę.
– Popraw się! Do cholery, musisz się poprawić!
– Wpuśćcie mnie! Muszę z nią porozmawiać!
– Idź do domu i się wyśpij! Pijanych… Hej!
– Wpuśćcie mnie! Przecież wam tłumaczę, że jestem przyjacielem Birgitty. Ona pracuje w barze.
Читать дальше