– Mój ojciec pochodzi z Lesjaskog, małej miejscowości położonej nieco dalej w dolinie. Poznali się z matką na wiejskich tańcach w Andalsnes. Stale mówili o przeprowadzeniu się z powrotem do Romsdalen, kiedy już będą na emeryturze.
Toowoomba pokiwał głową i napił się piwa, a Harry umoczył usta w kolejnym soku grejpfrutowym. Zaczynało mu się robić kwaśno w żołądku.
– Chciałbym móc ci opowiedzieć, skąd ja pochodzę, Harry. Tyle tylko, że tacy jak ja nie mają żadnego mocnego związku z żadnym konkretnym miejscem czy plemieniem. Dorastałem w chacie przy autostradzie koło Brisbane. Nikt nie wie, z jakiego plemienia pochodził mój ojciec. Pojawił się i zniknął tak szybko, że nikt nie zdążył spytać. A moją matkę nie obchodzi, skąd jest, byle tylko zdołała uskładać dość pieniędzy na butelkę wina. Musi wystarczyć to, że jestem murri.
– A Andrew?
– Nie powiedział ci?
– Czego?
Toowoomba przyciągnął ręce do siebie. Między oczami zarysowała mu się głęboka zmarszczka.
– Andrew Kensington jest pozbawiony korzeni w jeszcze większym stopniu niż ja.
Harry nie drążył tematu, ale po kolejnym piwie Toowoomba sam do tego wrócił.
– Prawdopodobnie powinienem zostawić tę opowieść jemu, ponieważ Andrew dorastał w niezwykłych okolicznościach. On bowiem należy do pozbawionego rodziny pokolenia Aborygenów.
– Co masz na myśli?
– To długa historia. Najistotniejsze w niej są wyrzuty sumienia. Już od przełomu wieków polityką wobec pradawnych mieszkańców sterowały wyrzuty sumienia władz z powodu krzywd wyrządzonych naszym ludziom. Szkoda tylko, że dobre intencje nie zawsze przynoszą dobry skutek. Jeśli chce się rządzić narodem, to trzeba ten naród rozumieć.
– A Aborygenów nie rozumiano?
– W różnych okresach prowadzono różną politykę. Ja należę do pokolenia, które siłą zurbanizowano. Po drugiej wojnie światowej władze uznały, że należy zmienić wcześniejszą politykę i starać się zasymilować pierwotnych mieszkańców, zamiast ich izolować. Próbowały to zrobić poprzez kontrolę naszego miejsca zamieszkania, a nawet wyboru małżonka. Wielu z nas siłą przeniesiono do miast, żebyśmy dopasowali się do europejskiej kultury miejskiej. Rezultaty były katastrofalne. W krótkim czasie znaleźliśmy się w czołówce wszystkich złych statystyk, alkoholizmu, bezrobocia, rozpadu związków, prostytucji, przestępczości, przemocy i narkomanii. Aborygeni byli i pozostali społecznymi przegranymi Australii.
– A Andrew?
– Andrew urodził się przed wojną. Wtedy polityka władz polegała na „chronieniu” nas, zupełnie jakbyśmy byli jakimś zagrożonym gatunkiem. Dlatego mieliśmy na przykład ograniczony dostęp do posiadania ziemi i poszukiwania pracy. Ale najbardziej zdumiewające było to, że prawo pozwalało władzom odebrać aborygeńskiej matce dziecko, jeśli pojawiło się podejrzenie, że ojciec nie był Aborygenem. Nawet jeśli ja nie mam do opowiedzenia najprzyjemniejszej na świecie historii o swoim dorastaniu, to przynajmniej w ogóle mam jakąś historię. Andrew nie ma nic. Nigdy nie widział swoich rodziców. Zabrano go od nich jako noworodka i umieszczono w domu dziecka. Wie jedynie, że jego matkę znaleziono martwą gdzieś na przystanku autobusowym w Bankstown, pięćdziesiąt kilometrów na północ od domu dziecka, wkrótce po tym, jak go jej odebrano, i nikt nie wiedział, w jaki sposób się tam znalazła ani na co umarła. Nazwisko białego ojca ukrywano przed Andrew do czasu, kiedy przestało go już obchodzić.
Harry próbował to wszystko zrozumieć.
– Naprawdę takie postępowanie było legalne? A co z ONZ i Deklaracją Praw Człowieka?
– To wszystko przyszło dopiero po wojnie. I pamiętaj, że cel polityki wobec Aborygenów był szczytny. Działano w dobrej wierze, chciano chronić pewną kulturę, nie zaś ją niszczyć.
– Co się później stało z Andrew?
– Stwierdzono, że jest zdolny, i wysłano go do prywatnej szkoły w Anglii.
– Myślałem, że w Australii panuje zbyt duży egalitaryzm, żeby wysyłać kogoś do prywatnych szkół.
– O wszystkim tym decydowały i za wszystko płaciły władze. Życzono sobie zapewne, żeby Andrew był niczym słoneczko w politycznym eksperymencie, który przecież wywołał tyle bólu i ludzkich tragedii. Po powrocie Andrew rozpoczął studia na uniwersytecie w Sydney, właśnie wtedy zaczęli tracić nad nim kontrolę. Wpadł w kłopoty, przypięto mu łatkę skłonnego do przemocy, oceny się pogorszyły. O ile dobrze wiem, wiązało się to z jakąś nieszczęśliwą miłością, z białą dziewczyną, która go porzuciła, ponieważ jej rodzina nie była zachwycona tym związkiem, ale Andrew nigdy nie chciał o tym dużo mówić. Tak czy owak był to czarny okres w jego życiu i z całą pewnością mogło skończyć się gorzej, niż się stało. Podczas pobytu w Anglii nauczył się boksować, twierdził, że tylko dzięki temu przetrwał w szkole z internatem. Na uniwersytecie powrócił do boksu, a kiedy zaproponowano mu miejsce w drużynie Chiversa i wyjazd na tournee, rzucił studia i na pewien czas zniknął z Sydney.
– Właśnie miałem okazję zobaczyć, jak boksuje – powiedział Harry. – Nie wszystko zapomniał.
– Właściwie boks miał mu tylko zająć czas, zanim na nowo podejmie naukę, ale odniósł sukces u Chiversa. Zaczęła się nim interesować prasa, więc został. Kiedy przebił się do finału mistrzostw Australii, pojawiło się nawet kilku agentów zawodowych bokserów ze Stanów, żeby go obejrzeć. Ale w wieczór przed finałem w Melbourne coś się wydarzyło. Byli w restauracji i niektórzy twierdzą, że Andrew próbował podrywać dziewczynę drugiego z finalistów. Nazywał się Campbell i związał się ze ślicznotką z North Sydney, która później została miss Nowej Południowej Walii. Rozpętała się bójka w kuchni. Zdaje się, że zniszczyli wszystko, co się w niej znajdowało, Andrew, trener Campbella, agent i jeszcze jeden facet.
Andrew znaleziono w zlewie, z rozciętą wargą, raną na czole i zwichniętym nadgarstkiem. Nigdzie tego nie zgłoszono. Pewnie dlatego zrodziła się plotka o tym, że Andrew zaatakował dziewczynę Campbella. W każdym razie musiał wycofać się z finału i od tej pory z całej jego kariery jakby uszło powietrze. Pokonał wprawdzie paru dobrych bokserów na jakichś zawodach, ale prasa straciła dla niego zainteresowanie, a agenci zawodowców już nigdy więcej się nie pojawili. Z czasem przestał walczyć na zawodach. Kolejna plotka mówiła, że zaczął pić, a po pewnym tournee na zachodnim wybrzeżu poproszono, żeby wycofał się z ekipy Chiversa. Chyba dlatego, że za mocno potraktował paru amatorów. Potem Andrew zniknął. Trudno z niego wydobyć, czym się zajmował, ale w każdym razie wałęsał się przez kilka lat po Australii bez szczególnego celu, zanim wrócił na uniwersytet.
– A więc boksowanie się skończyło? – spytał Harry.
– Tak – odparł Toowoomba.
– Co było potem?
– No cóż. – Toowoomba zasygnalizował jednemu z kelnerów, że prosi o rachunek. – Andrew po powrocie na studia miał chyba większą motywację do nauki i przez pewien czas szło mu dobrze. Ale to były już wczesne lata siedemdziesiąte, epoka hippisów, czas zabawy i wolnej miłości. I możliwe, że zdarzyło mu się zażywać nielegalne substancje w nieco zbyt dużych ilościach. Te środki na dłuższą metę okazały się mało sprzyjające nauce i wyniki egzaminów były bardzo średnie. – Zachichotał pod nosem. – W końcu pewnego dnia Andrew obudził się, wstał, przejrzał w lustrze i dokonał podsumowania. Miał ostrego kaca, śliwę na oku, nie wiadomo, gdzie zarobioną, ponad trzydzieści lat, nieskończone studia i najprawdopodobniej zaczynające się uzależnienie od pewnych związków chemicznych. Za sobą miał zwichniętą karierę bokserską, a przed sobą niepewną, łagodnie mówiąc, przyszłość. Co się robi w takiej sytuacji? Idzie się do szkoły policyjnej.
Читать дальше