Kimber skinął głową.
– Tak – powiedział. – Ale okazało się, że ta informacja nie jest wystarczającą podstawą do wydania nakazu przeszukania. Zwłaszcza że wskazany obiekt okazał się prywatną własnością prominentnego członka Kongresu.
– Mieliśmy nadzieję – powiedziała Flynn, spoglądając na mnie że znajdziemy jakieś materiały obciążające Wellego w dokumentacji z leczenia Mariko, ale dotychczas badający je specjalista nie dostarczył nam tego rodzaju jednoznacznych wniosków. Mimo wszystko, dzięki pańskim rozmowom, a szczególnie dzięki informacji dotyczącej Joeya i siostry Mariko, skupiliśmy znowu uwagę na Silky Road. A oświadczenie Satoshi, że siostra zawiozła ją do doktora Wellego, dowodzi, że Mariko była na ranczu w dniu, w którym zaginęła.
– Ale nie dotyczy to Tami – wtrąciłem.
– Tak, rzeczywiście. A to w czaszce Tami zostały znalezione te kamienne okruchy. Doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy więcej dowodów, aby uzasadnić prośbę o zezwolenie na przeszukanie rancza. Chcieliśmy mieć dowody, które dałyby podstawę do zwrócenia się do prokuratora okręgowego, gdyby Welle nie wpuścił nas tam dobrowolnie. Kiedy przyjechałam tu z Russem kilka tygodni temu, przejrzeliśmy wszystkie laboratoryjne próbki zebrane jeszcze w osiemdziesiątym dziewiątym. Sprawdziliśmy, czy jakieś ślady zachowały się w ubraniach dziewczynek. Russ obejrzał zdjęcia z pierwszej sekcji zwłok i przeanalizował obrażenia, jakich dziewczęta doznały wskutek obcięcia im członków. Korzystaliśmy z technik, które były niedostępne w tamtym okresie.
– Bez większych rezultatów – odezwał się Russ.
– Dopóki nie natrafiliśmy na tę drzazgę.
– Jaką drzazgę? – zapytałem.
– Drzazgę, która dostała się już po śmierci Mariko do jej lewego przedramienia, trochę poniżej łokcia. Była duża, miała ponad centymetr długości, i była całkowicie ukryta pod skórą. Została wyjęta i opisana w trakcie pierwszej sekcji zwłok, ale nie zbadano jej dokładnie. Jest to odłamek litego drewna z poliuretanową powłoką, gładki po jednej stronie. Przyjęliśmy, że mógł odłupać się od drewnianej podłogi albo od jakiegoś mebla z gładkim wykończeniem, na przykład od blatu stołu.
Rozległ się dzwonek telefonu. Lauren pobiegła do kuchni, żeby go tam odebrać.
– Wysłałam tę drzazgę na dalsze badania – podjęła Flynn. – Okazało się, że jest z hebanowego drewna, rzadko używanego do wyrobu mebli, a jeszcze rzadziej na pokrycie podłóg. Z naszego punktu widzenia była to sprzyjająca okoliczność. Udaliśmy się znowu do przedsiębiorcy budowlanego, który stawiał nowe budynki na ranczu, i zapytaliśmy go, czy stolarze używali hebanu przy robieniu podłóg.
– Po obu stronach drzwi wejściowych – wtrąciłem – są tam ciemne obramowania. Może właśnie z hebanu?
– Tak – potwierdziła Flynn. – Zgodnie z tym, co powiedział nam właściciel firmy budowlanej, obramowania wszystkich drzwi zostały wykonane z drewna hebanowego. Doszliśmy w ten sposób do wniosku, że jest wysoce prawdopodobne, iż dziewczęta zostały zamordowane na ranczu przy Silky Road.
Lauren wróciła do salonu i powiedziała:
– Przepraszam, że przerywam, ale dzwoni Percy Smith. Na ranczu przy Silky Road wybuchł pożar. Smith chce mówić z Flynn.
Zanim Percy Smith zadzwonił do naszego domu, skontaktował się z Sylwią Amato.
Sylwia poczuła dym, gdy siedziała przed telewizorem i oglądała wieczorne wiadomości sportowe. Czekała na powrót swego narzeczonego, Jeffa, który pracował w mieście jako kelner. Wynajmowali razem stary domek, w którym za życia Glorii Welle mieszkały jej dwie gospodynie o lesbijskich skłonnościach. Sylwia pracowała na ranczo jako stała dozorczyni, zajmowała się też domem podczas nieczęstych wizyt Wellego w dolinie Elk River. To właśnie ona podała mi kawę, kiedy w towarzystwie Phila Barretta wyczekiwałem powrotu Raya Wellego z partii golfa z Joeyem Franklinem.
Zapach dymu zaniepokoił Sylwię, postanowiła więc sprawdzić, skąd pochodzi. Stanęła przed otwartym oknem wychodzącym na północ i pociągnąwszy nosem, stwierdziła, że prawdopodobnie dym pochodzi z ogniska rozpalonego przez przygodnych obozowiczów. Przypuszczała, że rozłożyli się gdzieś nad rzeką albo nieco dalej, nad strumieniem Mad Creek. Miała nadzieję, że nie biwakują na terenie rancza. Dostałoby się jej od Phila Barretta, gdyby odkrył, że ktoś naruszył granice posiadłości.
Wyszła na kryty ganek, otaczający z trzech stron starą farmerską chałupę. Chciała się upewnić, że nieproszeni goście rozbili namiot poza ogrodzeniem rancza.
Obrzuciła wzrokiem niebo po zachodniej stronie i zarośnięte brzegi rzeki Elk. Nie zauważyła tam żadnych śladów ognia, ale zapach był jeszcze silniejszy niż przedtem. Gdy wyjrzała za róg ganku, nie mogła nie zauważyć, że niebo od południowego zachodu jest oświetlone niczym główna aleja w mieście podczas karnawału. Była pewna, że patrzy na pożar lasu.
Wróciła biegiem do domu i wykręciła numer 911.
Wóz ochotniczej straży pożarnej z maleńkiej osady Clark w głębi doliny przybył na ranczo kilka minut przed zawodowymi strażakami ze Steamboat Springs, którzy musieli jechać pod górę. Oba zespoły przygotowały się na ciężką walkę z pożarem lasu, tymczasem okazało się, że płonie drewniany szałas na terenie rancza. Zaczynał już dymić także dach stojącej obok niego stajni. Najbliższe zagajniki znajdowały się co najmniej dwieście metrów dalej i jak dotąd w ich kierunku nie poleciały żadne iskry.
Ponieważ drewniany szałas nie był zamieszkany, strażacy zostawili go własnemu losowi i skoncentrowali się na ratowaniu stajni, którą udało się im uchronić od ognia. Zdołali też zapobiec podpaleniu okolicznych suchych traw i drzew.
Percy Smith nie miał żadnych wątpliwości, że pożar wybuchł wskutek podpalenia.
Lauren postanowiła zostać w Boulder. Byłem pewien, że bardzo chciała pojechać do Steamboat z Kimberem, Flynn, Russem i ze mną, ale zrezygnowała z tego, aby zachować jak najwięcej sił dla naszego dziecka.
Kimber jechał ze mną, a Flynn i Russ za nami wypożyczonym taurusem. Kimber włożył okulary przeciwsłoneczne i usadowił się z tyłu ze słuchawkami od odtwarzacza kompaktowych płyt na uszach. Twarz osłonił wielkim filcowym kapeluszem. Mniej więcej co dwadzieścia minut wypowiadał kilka uspokajających słów w rodzaju: „Wiem, że martwi się pan o mnie. Czuję się dobrze”. Niepokoiłem się rzeczywiście i byłem mu wdzięczny za te zapewnienia, ale przeszło trzygodzinna podróż i tak bardzo mi się dłużyła. Wioząc zastygłego w bezruchu pasażera, czułem się, jakbym prowadził karawan.
Kimber bał się, że będzie musiał się zatrzymać w jakimś wielkim hotelu w Steamboat, więc kiedy opisałem mu pensjonat w pobliżu Howelsen Hill, w którym nocowałem z Lauren, wpadł w niekłamany zachwyt. Zadzwoniłem z mojej komórki do właścicielki hoteliku, pani Libby, i zarezerwowałem ostatnie trzy wolne pokoje, jakie miała do dyspozycji. Wydawało się, że Flynn i Russ będą musieli znowu spać w jednym łóżku. Powiedziałem pani Libby, że przyjedziemy dopiero po południu. Nie pozwoliła mi wyłączyć się, dopóki nie opowiedziała mi wszystkiego o pożarze na ranczu przy Silky Road. Najwyraźniej całe miasto trzęsło się od plotek o podpaleniu. Stwierdziła, że doszły ją słuchy o podlaniu budynku benzyną. Wszyscy starali się dojść, jakimi motywami mógł kierować się podpalacz. Pani Libby zapewniła, że po południu będzie już wiedziała coś pewnego na ten temat.
Z bezchmurnego nieba lał się południowy żar. Chodniki przy alei Lincolna w Steamboat Springs pełne były turystów wędrujących od sklepu do sklepu. Samochody osobowe wlokły się od skrzyżowania do skrzyżowania za niezliczonymi ciężarówkami firm budowlanych. Uprawianie turystyki w takim upale nie wydało mi się dobrym pomysłem. Poczułem ulgę, kiedy minęliśmy wreszcie miasto i znaleźliśmy się na drodze prowadzącej brzegiem rzeki Elk w głąb doliny.
Читать дальше