– Będę na górze, panie Kimber. Nie ma pośpiechu. Proszę odpoczywać, jak długo pan zechce. Później pomyślimy o kolacji.
– Jest pan bardzo uprzejmy – odparł.
Kiedy zamykałem za sobą drzwi, leżał już na plecach na łóżku i naciągał na twarz poduszkę.
Przyszło mi do głowy, że może ma ostry atak migreny.
Gdy Lauren wróciła do domu, tuż za nią nadjechał ford taurus z Russem Clavenem za kierownicą. Obok Russa siedziała Flynn Coe. Tego dnia miała na oku żółtą przepaskę ze sztruksu.
Bawiłem się właśnie na dróżce z suczką i Jonasem. Rzucałem tenisową piłkę to Emily, która biegła za nią, ale jej nie aportowała, to Jonasowi, który rzucał się, żeby ją chwycić, ale mu się nie udawało. Gdy usłyszałem odgłosy nadjeżdżających samochodów, kazałem chłopczykowi, żeby schronił się z psem za płotem.
Lauren wysiadła pierwsza. Uścisnęła mnie i zapytała:
– Czy powinniśmy byli się spodziewać Flynn i Russa?
– Nie – odparłem szeptem i dodałem: – Kimber już przyjechał. Odpoczywa na dole. Wyglądał strasznie, kiedy się tu zjawił. Obawiam się, że nie czuje się dobrze.
– Rozumiem – powiedziała i odwróciła się, żeby pocałować Jonasa i uspokoić Emily, która nie była zachwycona zjawieniem się obcych na jej terytorium.
Flynn pospieszyła z przeprosinami, zanim Lauren albo ja zdążyliśmy otworzyć usta.
– Russ właśnie się przyznał, że nie uprzedził was o naszym przyjeździe. Przepraszam, że zwaliliśmy się wam na głowę. Wskażcie nam jakiś motel, to wystarczy.
– Bardzo byśmy chcieli was ugościć, Flynn – zapewniłem – ale jest tu już Kimber Lister. Odpoczywa w pokoju gościnnym.
– Co takiego? – zdziwił się.
– Nie wiedzieliśmy, że przyjedziecie – powiedziałem. – A kiedy Kimber zapytał, czy może u nas przenocować, zgodziliśmy się.
Flynn odwróciła się do Russa.
– Masz pojęcie, Russ? Jest tu Kimber.
Claren pochylał się właśnie nad kierownicą, żeby nacisnąć dźwignię otwierającą bagażnik. Znieruchomiał nagle, jakby go sparaliżowało.
– Chyba żartujesz, Flynn. Tu, to znaczy w Kolorado czy w tym miejscu? – spytał, wskazując palcem ziemię.
– Jedno i drugie.
– Serio? Nigdy bym się tego nie spodziewał.
– Ja też – powiedziała Flynn.
– A czego? – zapytałem.
– Że wytknie nos poza najbliższe sąsiedztwo swojego domu w Adams Morgan. Odkąd tam mieszka, nie ruszył się dalej niż w promieniu trzech przecznic. Prawda, Russ?
– Może nawet tylko dwóch – odparł Claren.
Stanęły mi przed oczami kropelki potu na twarzy Kimbera, a także jego niepokój, pobudzenie, przyspieszony oddech. Uświadomiłem sobie, że to, co oglądałem, nie było objawem choroby wysokościowej ani początkiem ataku migreny. Byłem świadkiem napadu panicznego strachu.
– Czy on ma lęk przestrzeni? – zapytałem.
– Trafił pan w dziesiątkę – stwierdził Russ.
Przez kilka minut prowadziłem z Jonasem ożywione negocjacje dotyczące Emily. Chciałem zabrać sukę do domu, a on pragnął mieć ją u siebie. Uzgodniliśmy w końcu rozwiązanie, że pies zostanie u nich do kolacji. Zostawiłem chłopca pod opieką jego niani, a potem wraz z Lauren, Flynn i Russem usiedliśmy w salonie.
– Czy dlatego Kimber założył organizację Locard? – spytałem. – Z powodu lęku przestrzeni?
– Kiedy jego schorzenie się rozwinęło – odpowiedział Russ – to znaczy, gdy przyjęło na tyle ostrą postać, że dosłownie go obezwładniło, nie mógł pracować dalej w swojej dziedzinie i…
– W swojej dziedzinie to znaczy? – weszła mu w słowo Lauren.
– Był szefem wydziału FBI, który prowadzi dochodzenia przy użyciu komputerów. Uważano go za czołowego specjalistę w kraju, a może nawet na świecie, od sporządzania baz danych. Zna się też doskonale na Internecie.
– W każdym razie - ciągnął Russ – chciał kontynuować pracę pomimo choroby. Gdy z powodu kłopotów zdrowotnych odszedł ze służby, Towarzystwo Vidocq z Filadelfii zaproponowało mu członkostwo. Słyszał pan o tej organizacji, prawda? Kimber przyjął ich zaproszenie. Prędko jednak odkrył, że jego fobia uniemożliwia mu podróże do Filadelfii na spotkania Towarzystwa, no i musiał zrezygnować. Właśnie wtedy, razem z A. J. i paroma innymi osobami zaczął urzeczywistniać pomysł stworzenia Locarda.
– Która to organizacja – wtrąciła Lauren – spotyka się zawsze w Waszyngtonie. W dzielnicy Adams Morgan, na poddaszu u Kimbera.
– Tak – potwierdziła Flynn. – I o ile mi wiadomo, od czasu, gdy organizacja zaczęła prowadzić śledztwa, Kimber nie poświęcił ani jednego dnia na czynności w terenie. Aż do dziś. Co świadczy o tym, że przywiązuje do tego śledztwa ogromną wagę.
– Wie doskonale - dodał Russ – że Locard nie może sobie pozwolić na żadną pomyłkę, jeśli zamierza oskarżyć Raymonda Wellego o udział w zamordowaniu dwóch dziewcząt. Gdybyśmy pośliznęli się na tej sprawie, bylibyśmy spaleni. Kimber jest tego świadomy.
Flynn uniosła szklankę z piwem.
– Proponuję więc wypić za powodzenie jego planów – powiedziała. – I naszych. Mam nadzieję, że nie zawalimy sprawy.
Wznieśliśmy toast za zdrowie Kimbera i za to, żeby nie spartaczyć śledztwa.
Odgłos strumienia wody w toalecie na dole powiedział mi, że może Kimber niebawem do nas dołączy. Po chwili jednak usłyszeliśmy charakterystyczny szum wskazujący, że nasz gość bierze prysznic. Gdy wreszcie wszedł na górę, zjawił się też posłaniec z pizzą a ja serwowałem następną kolejkę piwa i otwierałem butelkę wina. Słońce znikło za horyzontem, a grzmoty i błyskawice przeniosły się w inne miejsce i oświetlały nie podnóża gór, ale równiny po wschodniej stronie. Kimber wyglądał o wiele lepiej, ale brakowało mu pewności siebie, jaką demonstrował w Waszyngtonie. Czuł się wyraźnie skrępowany, jakby nie w swoim żywiole.
Podszedłem do okna i opuściłem kolejno rolety. W obszernym salonie od razu zrobiło się mroczniej.
Zachęcona przez Kimbera Flynn przedstawiła Lauren i mnie ustalenia ekspertów, które zwróciły uwagę na ranczo przy Silky Road. Dowodem o kluczowym znaczeniu okazało się osiem drobniutkich okruchów skalnych wydobytych z rany na czaszce Tami Franklin.
– Było to pierwsze uderzenie, jakie zadano jej tamtej nocy – wtrącił Russ. – I chociaż rana była poważna, nie spowodowałaby jej śmierci, przynajmniej nie natychmiast. Zmiażdżeniu uległa kość czaszki, o tu, w tym miejscu – dodał, dotykając palcami głowy Lauren kilka centymetrów za prawym uchem. – Rana miała wymiary osiem na jedenaście centymetrów. Skalne okruchy zostały wydobyte w trakcie pierwszej sekcji zwłok. Badano je znowu w roku osiemdziesiątym dziewiątym, ale i wtedy nie zdołano ich zidentyfikować.
– Zatrudniliśmy specjalistkę od petrologii – podjęła swoją opowieść Flynn – która zdołała ustalić, że okruchy pochodziły z dość rzadkiej odmiany importowanego wapienia. Były tam też drobiny zaprawy murarskiej. Doszliśmy do wniosku, że powinniśmy się rozejrzeć za kamiennym murem wykonanym z wapienia. Zaczęliśmy szukać w okręgu Routt handlowych albo mieszkalnych budynków, które mogły być zdobione tym specyficznym gatunkiem kamienia. Poszukiwania w archiwach wydziału budowlanego nic nie dały, więc komisarz Smith zaczął przepytywać miejscowych przedsiębiorców budowlanych i murarzy. W końcu znalazł takich, którzy przypominali sobie, że stosowali importowany wapień przy wznoszeniu ścian z drewnianych bali i kamienia.
– Na ranczu przy Silky Road… – wtrąciła Lauren.
Читать дальше