Powiedziałem Kimberowi, że wjeżdżamy na piękne tereny, które chciałby może zobaczyć. Musiałem krzyczeć, żeby mnie usłyszał przez słuchawki.
– Proszę się o mnie nie martwić, jest mi zupełnie dobrze – odpowiedział mi tak samo głośno. Nadal siedział bez ruchu i z kapeluszem na twarzy. Pomyślałem, że gdybym musiał zamknąć mój psychologiczny gabinet, nie mógłbym zarabiać na życie jako kierowca.
Russ i Flynn wyprzedzili nas na jednym ze świateł w mieście. Gdy dotarliśmy do rancza, stali przed zamkniętą bramą.
– Nie dzwoniliśmy jeszcze – wyjaśnił Russ. – Czekaliśmy na was. Gdzie jest Kimber? W bagażniku?
– Kimber jest dokładnie tu – odparł wymieniony, prostując się na tylnym siedzeniu. Ściągnął z uszu słuchawki i dodał: – Beethoven nie mógł tego przewidzieć, ale jego symfonie doskonale nadają się do długiej jazdy samochodem. Zastanawiam się, dlaczego?
Flynn nacisnęła guzik na tabliczce umocowanej we wgłębieniu na kamiennym słupie bramy wjazdowej. Nie rozległ się żaden dźwięk.
– Percy obiecał, że będzie tu na nas czekał – powiedziała, nie zwracając się do nikogo w szczególności. – Mam nadzieję, że nas nie nabrał.
Z głośnika popłynął nagle donośny głos. Ktoś prosił o przedstawienie się. Flynn podała swoje nazwisko. Skrzydła bramy zaczęły otwierać się powoli, tak jakby chciały dać do zrozumienia, że wszelki pośpiech jest tu rzeczą nieznaną.
Kimber oparł ręce na biodrach, obrócił się dookoła własnej osi, popatrzył ku północy i ku wschodowi i uśmiechnął się szeroko.
– To rzeczywiście niewiarygodnie piękna dolina – rzekł. Wsiedliśmy z powrotem do samochodów. Kimber znowu zajął miejsce z tyłu, ale tym razem nie przyjął pozycji leżącej.
Minąłem bramę pierwszy. Znalazłszy się niedaleko wzniesienia, po którym droga zaczyna piąć się od potoku w kierunku domu, skręciłem na prawo w polną dróżkę prowadzącą przez łąki do stajni i spalonego szałasu. Russ jechał za mną.
Gdy minęliśmy wzniesienie, dostrzegłem resztki drewnianego szałasu. Został po nim tylko poczerniały szkielet z nadpalonych belek. Szyby w oknach były powybijane. W otworach po wyrwanych drzwiach widać było zwały kleistego popiołu, który wylewał się tędy, niesiony przez wodę ze strażackich węży. Wysoka na metr kamienna podmurówka podtrzymująca zewnętrzne ściany zatrzymała resztę błotnistej mazi w środku. Pobliska stajnia była nienaruszona.
Flynn wyskoczyła z samochodu i ruszyła energicznym krokiem w kierunku pogorzeliska. Przykucnęła koło podmurówki i zaczęła obmacywać okopcone kamienne płyty. Stanąłem za jej plecami, wraz z Kimberem i Russem.
– Przekaże próbki kamienia i zaprawy naszej pani petrolog, żeby zbadała je pod mikroskopem. Wydaje mi się, że ten murek może być tym, czego szukamy. Nie jestem wprawdzie ekspertem, ale myślę, że to wapień, a specjalistka powiedziała, że powinniśmy szukać wapienia.
Zajrzałem do wnętrza budynku. Część podłogi zapadła się. Spomiędzy zawalonych desek w miejscu, gdzie znajdowała się kuchnia, wystawał szkielet zwęglonej lodówki. Belki były poczerniałe i pokryte pęcherzami przypominającymi łuski ogromnego gada.
– A co z drewnem, którego szukamy? – zapytałem. – Mam na myśli heban. Może ktoś dowiedział się o tej drzazdze i wzniecił pożar, żeby ukryć dowód?
– Miejmy nadzieję, że mu się nie udało – powiedziała Flynn. – Zabierzemy jak najwięcej próbek drewna. Ogień nie niszczy dowodów tak dokładnie, jak przypuszcza większość ludzi.
– Musimy zachować ostrożność – odezwał się Kimber. – Może to podpalenie miało na celu zniszczenie dowodów. Ale równie dobrze pożar mógł zostać wzniecony po to, żebyśmy skupili uwagę na tym właśnie miejscu. Musimy przeprowadzić przeszukanie zgodnie z planem. Komisarz Smith czeka na nas w domu doktora Wellego, prawda? Może dołączymy do niego?
Percy Smith czekał na nas na ganku. Przysiadł na podłokietniku jednego z dwóch stojących tam foteli. W drugim spoczywało zwaliste cielsko Phila Barretta.
– Popatrz – szepnęła Flynn do Russa, gdy wysiedliśmy z samochodów. – Użyli dokładnie takiego samego kamienia do wyłożenia ścian i komina w tym budynku. Cholera… to komplikuje nasze zadanie.
– Witam pana, Alan – powiedział Phil. – Widzę, że prędko załatwiliście się z oglądaniem ruin po wczorajszym pożarze. Te zgliszcza przypominają mi spaleniznę, która zrobiła mi się na patelni, gdy próbowałem zrobić sobie sam śniadanie. – Roześmiał się głośno z własnego żartu, ale nikomu prócz niego nie wydał się on zabawny.
Kiwnąłem głową.
– Dzień dobry, Phil. Witam pana, Percy. Tak, właśnie oglądaliśmy te ruiny. – Zwróciłem się do Barretta: – Jestem zaskoczony, Phil, że zjawił się pan tu tak szybko. Wydawało mi się, że wczoraj wieczorem w tym domu nikogo nie było.
– Rzeczywiście, nie było mnie tutaj. Pojechałem w odwiedziny do mojej mamy, która mieszka w Hayden. Przyjechałem na ranczo dziś rano razem z Percym, gdy dowiedziałem się o pożarze – odparł Phil i uśmiechnął się do Flynn. – Może mnie pan przedstawi?
Dokonałem prezentacji. Phil był wyraźnie zafrapowany przepaską, jaką Flynn wybrała na ten dzień. Namalowany był na niej ręcznie dokładny wizerunek jej drugiego oka. Jeśli o mnie chodzi, to spodobała mi się najbardziej ze wszystkich, które dotąd widziałem. Phil zdołał wreszcie oderwać uwagę od Flynn. Odkłonił się Russowi i zwrócił do Kimbera.
– To prawdziwa przyjemność poznać tak sławnego człowieka jak pan, panie Lister – powiedział. – Moi koledzy z Kongresu wyrażają się o panu w samych superlatywach, sir. Jestem pewien, że wie pan o tym, że kongresman Welle zasiada w komisji, która nadzoruje FBI. Cieszy się pan w tych kręgach wręcz legendarną sławą. Tak, doprawdy legendarną.
– Cała przyjemność po mojej stronie, panie Barrett. Jesteśmy panu wdzięczni za udział w czynnościach podejmowanych przez Locarda. Na pewno było to dla pana kłopotliwe lecieć tu z Waszyngtonu po to tylko, by asystować przy naszym przeszukaniu. Jesteśmy także wdzięczni panu kongresmanowi za wszystko, co zrobił, żeby utrzymać nasze śledztwo z dala od oczu dziennikarzy.
Kimber chciał dać do zrozumienia Philowi, że stawka, o jaką chodzi w tym śledztwie, jest wysoka.
Phil zwlekał z odpowiedzią wystarczająco długo, aby zwróciło to uwagę wszystkich.
– W ostatnich latach przekonałem się, że Ray Welle ochrania tych, którzy wspierają sprawiedliwość, tak jak niedźwiedzica ochrania swoje małe. Innymi słowy, z całego serca – rzekł wreszcie takim tonem, jakby chciał powiedzieć: „Niech pan przestanie mydlić mi oczy”.
Jak dotąd, bawiłem się doskonale. Żałowałem, że nie przyjechała z nami Lauren. Jej także by się to podobało.
– Czy moglibyśmy przenieść nasze spotkanie do wnętrza domu? – zapytał Kimber lekko drżącym głosem. Zauważyłem na jego górnej wardze kilkanaście kropelek potu. Dostrzegła je także Flynn.
– Tak, wejdźmy do środka – powiedziała.
– Nie ma tam nic ładniejszego od tego ganku – odparł Phil. – Dostawię kilka krzeseł i każę dziewczynie, żeby przyniosła wszystkim mrożonej herbaty. Może także jakieś kanapki.
Przeleciało mi przez głowę, że może Phil dowiedział się gdzieś o tym, że Kimber źle się czuje na otwartej przestrzeni, i chciał wykorzystać tę okoliczność.
– Rozumie pan, Phil – stwierdziła nieustępliwym tonem Flynn – słońce jest dziś tak jaskrawe… źle działa na moje oko. Byłabym panu wdzięczna, gdybyśmy weszli do środka.
Читать дальше