– Zrobię omlet.
– Nie wiem, czy mam apetyt na omlet – odparła.
Spróbowałem odwrócić jej uwagę od nieszczęsnej pizzy ze szpinakiem.
– Satoshi jest w Boulder – powiedziałem.
– Niemożliwe!
Mimo fatalnego serwisu zdobyłem punkt w tym gemie.
Usmażyłem omlet ze szpinakiem i estragonem, a na deser zrobiłem Lauren masaż stóp.
Zaraz po kolacji stwierdziła, że czuje się zmęczona, i położyła się z książką do łóżka. Ja poszedłem do salonu. Włączyłem laptopa i zacząłem przeglądać moje notatki. Prześladowało mnie uczucie, że w tej układance brakuje jakiegoś ważnego elementu.
Nie potrafiłem jednak sobie uzmysłowić, co to takiego. Znalazłem tylko jeden punkt, który nie został zrealizowany. Powinienem skontaktować się z nauczycielami z liceum, których nazwiska podane były w telewizyjnych reportażach nadanych po zaginięciu dziewcząt.
Spojrzałem na zegarek. Było dopiero piętnaście po dziewiątej. Jeszcze nie za późno, żeby zadzwonić. Wybrałem numer Kevina Sample’a w Fort Collins. Mój telefon ucieszył go.
– Miałem zamiar zadzwonić do pana jutro albo pojutrze – rzekł – żeby opowiedzieć panu tę historię ze stryjem Larrym.
Sięgnąłem po kartkę papieru. Jaka znowu historia ze stryjem Larrym? Ach, prawda, chodziło o upoważnienie do wglądu w materiały z leczenia Briana Sample.
– Więc pański stryj zgodził się napisać oświadczenie?
– Tak, ale nie chce, żebym to ja rozmawiał z Wellem. Do rozmowy z nim upoważnia pana. Dał mi też list, w którym pisze, że nie ma nic przeciw temu, żeby pan przekazał mi potem te informacje, które uzna pan za stosowne. Myślę, że odpowiada panu takie rozwiązanie.
Gdybym się zgodził, musiałbym umówić się z Wellem na rozmowę o kolejnym z jego pacjentów. A że pacjentem tym był człowiek, który zabił jego żonę, sprawa mogła okazać się diabelnie trudna.
– Oczywiście, Kevin, hmm… tak, postaram się to załatwić. To znaczy porozmawiam z doktorem Welle.
Dziękuję panu. Powiedziałem stryjowi, że pewnie pan się zgodzi, więc wysłał już pismo do doktora Wellego. Poproszę, żeby przesłał panu kopię. A co mogę teraz dla pana zrobić?
Wyjaśniłem, że chciałbym porozmawiać z nauczycielami Tami i Miko. Podałem mu nazwiska spisane z kasety wideo i spytałem, czy pamięta którąś z tych osób. Po chwili namysłu zasugerował, żebym zaczął od byłego dyrektora liceum Stuarta Birda i Ellen Leff, która uczyła języka angielskiego. Za nim odłożyłem słuchawkę, spytałem jeszcze, czy Kevin znał Satoshi, młodszą siostrę Mariko.
Jeśli można się zaczerwienić w rozmowie telefonicznej, to Kevinowi udała się ta sztuka.
– Tak, tak – powiedział. – Kręciła się tam… pamiętam. Była o parę lat młodsza od nas wszystkich. Może o trzy? Nie pamiętam dokładnie. Lubiła biegać. Ja też biegałem.
– Czy utrzymywał pan z nią potem jakieś kontakty? Wie pan, co się z nią działo po…
– Jej rodzina wyjechała ze Steamboat w tym samym roku co i nasza, chyba w dziewięćdziesiątym. Próbowałem… jakoś jej pomóc po tym wszystkim, bo sam przeszedłem prawie to samo. Ale zbytnio jej to nie zainteresowało.
– Pewnie starał się pan podtrzymać na duchu także Joeya Franklina – powiedziałem. – Z tego samego powodu.
– Nie – odparł Kevin. – Raczej nie.
Nie udało mi się dowiedzieć w informacji telefonicznej, jaki numer ma Stuart Bird, ale telefon Ellen Leff zdobyłem bez trudu. Podniosła słuchawkę po pierwszym sygnale.
Objaśniłem jej moją rolę w śledztwie w sprawie zamordowania Tami i Miko i zapytałem, czy mogę zadać kilka pytań. Wydawała się bardzo chętna do współpracy.
– Proszę chwilę zaczekać, tylko zakręcę kurek nad wanną – rzekła – i jestem do pana dyspozycji.
Była niezmiernie gadatliwa, ale nie miała nic ciekawego do powiedzenia. Po kilkunastu minutach przyznała wreszcie, że niezbyt dobrze znała Mariko. Przez kolejne dwie wyrażała żal z tego powodu.
Podziękowałem jej, że zechciała poświęcić mi tyle czasu.
– Och, nie musi mi pan dziękować – zapewniła. – Wciąż jeszcze modlę się za te dziewczynki. To było potworne, takie okrutne morderstwa. Potem jeszcze było zamordowanie Glorii Welle… No i ten wypadek Doaka Walkera na nartach. Taki miły, sympatyczny człowiek. Straszne! Ale śmierć Tami i Mariko była najgorsza ze wszystkiego. Najgorsza. Morderca Tami ciągle jest na wolności… A teraz wszyscy szaleją za naszym małym Joeyem. Wtedy przypuszczałam, że sprawy potoczą się inaczej. Że to Tami stanie się ulubienicą Steamboat, a z powodu Joeya będziemy rwać sobie włosy z głowy. I nie tylko ja tak myślałam. Wszyscy się pomyliliśmy. Wyprostowałem się na krześle.
– Co pani ma na myśli, pani Leff? – spytałem.
– Słucham?
– Dlaczego przypuszczała pani, że wszyscy będą rwać sobie włosy z głowy z powodu Joeya?
– Choćby taka Jackie Crandall, moja bliska przyjaciółka. Uczyła Joeya historii w młodszych klasach. Zawsze uważała, że to zły chłopak. To ona zaproponowała żeby wysłać go do doktora Wellego. I proszę, do czego doszedł. Doktor Welle dokonał cudu. Naprawdę. Byłam pewna, że młodego Franklina czekają w życiu tylko poważne kłopoty.
– Ale co pani przyjaciółka miała na myśli, mówiąc, że to zły chłopak? Dlaczego uważała, że trzeba poddać go leczeniu?
Ellen Leff postanowiła powstrzymać moje zapędy.
– Czy to nie jest zwyczajne plotkowanie, doktorze Gregory? Nie mam nic przeciwko rozmowie, ale nie chciałabym…
– To bardzo ważne, pani Leff, proszę mi wierzyć. Nie mam żadnych powodów, żeby z panią plotkować. Staram się poznać całą rodzinę Tami.
Ellen Leff zniżyła głos do szeptu:
– Jackie doszła do takiego wniosku po incydencie w toalecie. To była kropla, która przepełniła czarę.
Czekałem na dalszy ciąg. Ale w słuchawce zapadła cisza.
– Ma pani na myśli ten incydent, kiedy…
– Kiedy Joey i młody Lopes zrobili dziurę w ścianie, żeby podglądać dziewczynki przy załatwianiu potrzeb fizjologicznych. Właśnie ten. Trudno o większych pomyleńców, nie sądzi pan?
Było to pytanie retoryczne. Nie wymagało odpowiedzi.
Rąbnąłem się dłonią w czoło tak mocno, że aż jęknąłem z bólu. – Co ci się stało? – zawołała z sypialni Lauren. Uspokoiłem ją, że nic mi nie jest. Nie chciałem teraz mówić o moim odkryciu. Tak, teraz wszystko zaczynało pasować. To nie Tami czy Cathy Franklin chodziły na psychoterapię do Raymonda Wellego. To Joey!
Dlatego Welle miał tak pewną siebie minę, kiedy zaprzeczał, że kiedykolwiek leczył Tami czy Cathy. A przed laty miał jeszcze jeden powód, aby odmówić leczenia Satoshi.
Musiałem ustalić, kiedy Joey poddawał się terapii u Wellego. I czy dopuścił się gwałtu na Satoshi w okresie tej kuracji.
Często zastanawiałem się nad sytuacją psychologa praktykującego w tak małej miejscowości. Nawet w stutysięcznym Boulder losy mieszkańców czasami tak bardzo na siebie zachodziły, że trudno mu było oddzielić życiorysy poszczególnych pacjentów. W małym miasteczku, takim jak Steamboat, ich życiowe drogi musiały nieuchronnie przecinać się i splatać, niczym włókna tkaniny. Pacjent A mówił o pacjentce B, która spotykała się z pacjentem C, którego ojciec był księgowym u pacjenta A, jeśli nie wręcz partnerem od golfa samego psychoterapeuty. Psycholog tkwił w środku tej splątanej pajęczyny, zobowiązany do zachowania w tajemnicy zwierzeń swoich pacjentów. Musiał też dbać o to, aby wiedza zdobyta od jednego pacjenta nie wpływała na terapię zastosowaną wobec innego.
Читать дальше