– Za dużo tu tych „Jeśli”. Ale w sumie masz rację. Jeśli uprawiał seks z Mariko, a Tami o tym wiedziała, mogło to być motywem zbrodni. Nie wiem jednak, kto mógłby potwierdzić, że łączył ich romans.
– Sam Welle.
– Już widzę, jak to potwierdza. A w materiałach od Locarda nie ma nic na ten temat. Nic. W śledztwie powinny wyjść na jaw informacje tego rodzaju, nawet gdyby zakwalifikowano je jako plotki. Phil Barrett i jego ludzie powinni byli porozmawiać ze wszystkimi koleżankami i kolegami dziewcząt.
– To daje do myślenia, prawda? Na temat dokładności pierwszego śledztwa. Czy raczej niedokładności.
– Jeśli chcesz wiedzieć, moje wątpliwości koncentrują się wokół Phila Barretta. Zastanawiam się, czy już wtedy był związany z Raymondem Welle.
Usłyszeliśmy nadjeżdżający z tyłu samochód, więc zeszliśmy na pobocze, a ja przywołałem Emily. Okazało się, że to Adrienne. Mijając nas, nacisnęła na klakson. Jonas zaś wychylił się przez okno i zawołał: „Emily, przyjdziesz pobawić się ze mną?” Pomachaliśmy im i zaczekaliśmy, aż odjadą.
– Znałaś już wtedy Raymonda – powiedziałem do Lauren. – I wiesz bardzo dużo o ludziach, którzy popełniają najcięższe zbrodnie. Uważasz, że on mógł to zrobić?
– Ale co? Pójść do łóżka ze swoją pacjentką czy zamordować dwie licealistki?
– Nie wiem. Sama wybierz.
Zrobiliśmy dobre dziesięć kroków, zanim Lauren zdecydowała się odpowiedzieć.
– Ujmę to tak: ani przez chwilę nie czułby wyrzutów sumienia z powodu małżeńskiej niewierności. Czy mógł zdradzić Glorię z szesnastolatką? Chyba nie. A popełnić morderstwo? Nie wiem. – Zamilkła na chwilę. Znowu przeszliśmy kilka kroków. – Ale już sam fakt, że tego nie wiem, wprawia mnie w straszliwe zakłopotanie.
– Czy małżeństwo Glorii i Raya było, jakby to powiedzieć… stabilne? Lauren wzruszyła ramionami.
– Nie znałam szczegółów z ich pożycia. Gloria lubiła flirtować, taką już miała naturę. Gdyby wspomniała Jake’owi o jakichś problemach, pewnie podzieliłby się ze mną tą informacją. Ale jeśli mieli problemy i utrzymywali je w tajemnicy, to nie przypuszczam, aby ktokolwiek z rodziny mógł się o nich dowiedzieć.
W czasie naszego spaceru domowy faks solidnie się napracował.
– Popatrz – powiedziała Lauren, wręczając mi trzy zadrukowane kartki. Jedną zostawiła sobie. – Zdaje się, że twoja znajoma dziennikarka zrobiła dokładnie to, co zapowiadała.
Byłem zajęty mieszaniem krewetek i chińskiej kapusty. Wytarłem ręce i spojrzałem na pierwszą kartkę.
Był to artykuł z dzisiejszego wydania „Washington Post”. U góry widniało nazwisko Dorothy Levin. Tytuł brzmiał: Śladem pytań o lewe pieniądze kandydatów. Uwaga autorki skupiła się na Raymondzie Welle. Przeleciałem wzrokiem pierwszą stronicę i zacząłem czytać drugą.
Na marginesie pierwszej kartki Dorothy napisała ręcznie: Et voila. Steamboat zapiera dech w piersi. Dosłownie. Tak wysoko, że nie ma tu już wcale powietrza.
Zastanawiam się, co to może oznaczać – powiedziałem, mając na myśli kolejną uwagę, tym razem na marginesie ostatniej strony. Dorothy napisała: „Spotkałam dziś człowieka, który nie pomógł mi wprawdzie w pisaniu artykułu, ale zdawał się dużo wiedzieć o okolicznościach śmierci Glorii Welle. Ciekawa historia. Będę z nim jeszcze rozmawiać. Planuję także rozmowę z kimś innym”.
– Jestem pewna – orzekła Lauren, kiedy pokazałem jej dopisek Dorothy – że w Steamboat jest mnóstwo ludzi, którzy twierdzą, że dużo wiedzą o okolicznościach śmierci Glorii Welle.
– Masz rację – stwierdziłem z uśmiechem. – Ale przynajmniej Dorothy dotrzymała słowa. Nie umieściła w artykule mojego nazwiska.
– W każdym razie ten artykuł ciebie ucieszył znacznie bardziej, niż ucieszy Raymonda Welle – powiedziała Lauren, spoglądając na wydrukowaną drobną czcionką linijkę u góry strony. – Wysłała to ze Steamboat. Nadal jest w Kolorado?
– Kiedy rozmawiałem z nią ostatnio, powiedziała, że zamierza przeprowadzić w poniedziałek kilka rozmów w ośrodku narciarskim. Zastanawiała się, czy zostać tam na weekend. Przypuszczam, że została. Co sądzisz o tym artykule?
– Nie znam dokładnie federalnego prawa wyborczego, ale jeśli to, co ujawnia „Washington Post”, jest prawdą, Ray może wpaść w niezłe tarapaty. Groźne są zwłaszcza zarzuty dotyczące japońskich pieniędzy, przekazanych przez osoby zatrudnione w firmie zarządzającej ośrodkiem. Szczególnie ze względu na kluczową rolę, jaką odegrał przy utrącaniu ostatniego projektu ustawy reformującej kampanię wyborczą.
Przypuszczałem, że największym problemem Raymonda Wellego okaże się nie artykuł na temat jego wyborczych finansów, ale śledztwo w sprawie dawnej zbrodni. Wskazałem ręką na kartkę, którą Lauren trzymała w lewej ręce.
– Co to jest?
– Faks od Russa Clavena, tego kierowcy, który wiózł nas na zebranie Locarda w Waszyngtonie. Przylatują tu jutro z Flynn Coe. Chcą się z nami spotkać przed wyjazdem do Steamboat.
– Flynn to ta kobieta z przepaską na oku? spytałem.
– Tak. I wspaniałym uśmiechem. Jest specjalistką od wizji lokalnych i koordynatorem naszego śledztwa.
– O której przylatują?
– Samolot ląduje o jedenastej trzydzieści. Proszą, żeby im opisać drogę do naszego domu.
– Do nas? A gdzie się zatrzymają?
– Nie napisali.
– Pozwól, że rzucę na to okiem. – Lauren podała mi kartkę. Faks został nadany w Szkole Medycznej Johna Hopkinsa. Czyli w miejscu pracy Clavena. – A może – zapytałem – oni chcą zatrzymać się u nas?
– Nie napisali.
– Mamy tylko jeden gościnny pokój. Czy oni są parą? Lauren roześmiała się.
– Nie napisali.
Lauren czuła się zmęczona po całym dniu. Poszła więc do łóżka, ja natomiast usiadłem przed komputerem i napisałem sprawozdanie dla A. J. Simes. Chciałem powiadomić ją jak najprędzej o mojej rozmowie z Kevinem Sample i o jego podejrzeniu, że Mariko Hamamoto mogła mieć romans ze starszym od siebie mężczyzną a także o przypuszczeniach jej rówieśników, że tym mężczyzną mógł być Raymond Welle.
Wydrukowałem tekst i wysłałem go faksem, a potem wyciągnąłem się na łóżku obok mojej śpiącej żony.
Russ i Flynn zjawili się następnego dnia kilka minut przed pierwszą. Bagażnik wypożyczonego przez nich samochodu wyładowany był ciężkimi workami ze sprzętem turystycznym. Russ przyjechał do Kolorado między innymi po to, aby powspinać się trochę w górach.
Russ Claven okazał się jeszcze bardziej energiczny niż Adrienne, która miewała napady tak szaleńczej aktywności, że zastanawiałem się, czy nie potrzebuje pomocy lekarza.
Wyskoczył z auta, rzucił nam zdawkowe „cześć”, poklepał rozszczekaną Emily po łbie, wpadł do łazienki, żeby się odświeżyć i zmienić ubranie, zajrzał do kuchni, by sprawdzić zawartość naszej lodówki i porwać jabłko, a potem wrócił na dwór. Lauren i ja staliśmy jeszcze koło samochodu, odnawiając naszą krótką znajomość z Flynn Coe.
Tego dnia Flynn założyła przepaskę z prążkowanego, rdzawego atłasu. Układające się poziomo prążki ładnie harmonizowały z jej fryzurą.
Russ przerwał nam i zapytał o drogę do kanionu Eldorado. Naszkicowałem prowizoryczną mapkę na odwrocie koperty z biletem lotniczym. Aż pojaśniało mu w oczach. Nie mógł uwierzyć, że znajduje się zaledwie o dziesięć minut drogi od wspinaczkowych terenów dorównujących Disneylandowi. Zapytał Flynn, czy nie zechciałaby poobijać się przez jakiś czas samotnie. Odparła, że tak. Zwrócił się do mnie z pytaniem, czy pojadę z nim powspinać się trochę. Moją odmowę przyjął z wyraźną ulgą. Natychmiast wskoczył do samochodu i odjechał w kierunku Eldorado.
Читать дальше