– Mógłby to zrobić mój stryj Larry. On zarządza majątkiem po ojcu.
– Gdyby więc stryj Larry wysłał do doktora list z potwierdzeniem, że jest prawnym przedstawicielem spadkobierców pańskiego ojca, oraz upoważnił go do wydania poufnych dokumentów, Welle uczyniłby to.
– To by wystarczyło?
– Powinno wystarczyć.
– Czy nie zechciałby pan napisać tego listu?
– Mógłbym, oczywiście. – Koło drzwi zapaliła się mała czerwona lampka. Znak, że przyszedł mój następny pacjent. – Ale mam jeszcze jednego pacjenta. Zajmie mi to około czterdziestu pięciu minut. Może przyjdzie pan, kiedy będę już wolny? Skoczymy na piwo i zastanowimy się, co dokładnie napisać.
Kevin Sample uśmiechnął się.
– Wspaniale. Ale wolałbym kawę albo coś do jedzenia. Nie piję piwa. Obawiam się, że zrobiłem w tym momencie trochę głupią minę.
Po wyjściu ostatniego pacjenta poszedłem z Kevinem na deptak i zaproponowałem, że zafunduję mu coś do jedzenia. Wahał się przez chwilę, czy wybrać bar Juanity czy też Tom’s Tavern przy Pearl Street. W końcu zdecydował się na ten drugi lokal. Zamówił cheeseburgera, sałatkę, frytki i lemoniadę. Zjadł wszystko z apetytem, a potem mówił prawie bez przerwy przez całą godzinę.
Odprowadziłem go do samochodu i patrzyłem, jak odjeżdża. Miałem nadzieję, że czuje się znacznie lepiej niż w chwili, gdy postanowił przyjechać do Boulder i rozejrzeć się za mną. Wpadłem na komisariat policji, żeby zostawić Samowi kasetę z materiałami dotyczącymi Glorii Welle, a potem pojechałem do domu. Lauren jeszcze nie było.
Gdy wróciła, zabrałem ją i Emily na spacer przed kolacją. Lauren miała na sobie nową sukienkę, tak szeroką że mogłaby donosić w niej aż do porodu nawet pięcioraczki. Podczas spaceru opowiedziałem jej o rozmowie z Kevinem.
– Jest jak dzieciak, który próbuje nadać sens rzeczom nie do zgłębienia – orzekła, wysłuchawszy mojej relacji. – Podoba ci się? spytała, ujmując w palce rąbek nowej sukni.
– Owszem, całkiem ładna. Włożyłem w tę pochwałę tak mało przekonania, że sam w nią nie uwierzyłem.
Lauren uszczypnęła mnie w ramię.
– Jak zwykle niepoprawny. Ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Kupiłam też dżinsy i kilka par szortów z elastycznym wkładem w pasie.
– Nie mogę się doczekać, żeby je zobaczyć. Uszczypnęła mnie znowu.
Patrzyliśmy przez długą chwilę na pogrążającą się w mroku dolinę. Widok był naprawdę piękny.
– Dowiedziałem się od Kevina jeszcze czegoś – rzekłem. – Okazało się, że on i jego brat byli rówieśnikami Tami i Miko. Chodzili do tej samej klasy! Kevin znał obie dziewczyny.
Lauren spojrzała na mnie i uniosła brwi.
– Czy przyjaźnili się? – spytała.
– Kevin nie, ale jego brat tak. Dennis był lepszym narciarzem. Zdaje się, że całą tę paczkę dzieciaków, które lubiły się spotykać, łączyło zamiłowanie do nart. Ale tylko najlepsi mogli jeździć razem z Tami i Miko. Kevin do niech nie należał, mimo to dość dobrze znał dziewczęta. Miewali wspólne zajęcia szkolne i włóczyli się razem po lekcjach. Wiesz, co mam na myśli. Miasto było wtedy nieduże.
– I nadal jest – powiedziała Lauren, wskazując wielkiego ptaka szybującego nad drogą numer trzydzieści sześć. - Zwłaszcza jeśli odliczy się turystów.
– Czy to jastrząb? – zapytałem.
– Nie mam pojęcia. Być może. Czy Kevin umawiał się z którąś z nich na randki?
– Mówi, że nie.
– A może zapamiętał coś, co mogło mieć związek z tą tragedią? Co myśli o tym morderstwie?
– Pamięta ją jako początek całego łańcucha tragedii. Tak właśnie nazwał cały ten okres swojego życia – łańcuchem tragedii.
Jastrząb, czy może jakiś inny ptak, zniknął za krawędzią urwiska. Niebo nad szczytem wzgórza pociemniało. Nad dolinę nadciągała burza.
Zawróciliśmy w stronę domu, Emily zanurzyła się w gęstych trawach koło dróżki i zaczęła rozgrzebywać z zapałem ziemię. Zatrzymaliśmy się, czekając na wynik jej szaleńczych zabiegów. Przerwał je dopiero grzmot pioruna, który uderzył gdzieś w oddali. Wybiegła z trawy, tuląc po sobie uszy, z podkulonym ogonem. Nie cierpiała błyskawic i grzmotów.
– Czy Kevin i jego koledzy mieli jakąś teorię na temat zniknięcia dziewcząt? – zapytała Lauren.
– Oczywiście. Na początku, ale tylko przez parę dni, wszyscy myśleli, że uciekły. Opisał Tami tak samo jak inni. Dziewczyna o złotym sercu, bardzo radosna, ale trochę nieobliczalna. Zawsze powtarzała, że chciałaby wyjechać ze Steamboat i poznać świat. Jej koleżanki przypuszczały, że miała jakąś sprzeczkę z rodzicami i po prostu zwiała.
– Często kłóciła się z rodzicami?
– Odniosłem wrażenie, że ich układy były mieszaniną miłości i niechęci. Tami bardzo kochała matkę, ale gdy dorosła, odsunęła się od niej.
Przez chwilę Lauren analizowała moje ostatnie słowa.
– Więc Kevin i jego koledzy przypuszczali, że Tami uciekła z domu, a Miko po prostu zabrała się z nią?
– Zadałem mu to samo pytanie. Nie dał mi jednoznacznej odpowiedzi. Uważa, że Miko raczej nie byłaby do tego zdolna. Nie naśladowała ślepo innych.
Lauren przyklękła, żeby uspokoić Emily po kolejnym grzmocie.
– A potem? Po odnalezieniu ciał? Co on i jego koledzy wtedy myśleli?
– Przyjęli, że zrobił to ktoś obcy. Nie potrafili uwierzyć, by ktoś z miasta mógł dopuścić się takiej zbrodni. Ale…
– Ale co?
– Chodziły plotki, że Miko spotykała się z kimś znacznie od niej starszym. Kimś z miasta.
– Nie dowiedzieli się, kto to był?
– Nie.
– A może snuli jakieś domysły?
– Tak. I tu historia robi się naprawdę interesująca. Kevin i jego koledzy przypuszczali, że mógł to być Raymond Welle. Widziano ich razem kilka razy. Na spacerze. W kawiarni.
– Czy Kevin wiedział, że Miko chodziła do Wellego na seanse psychoterapeutyczne?
– Raczej nie. W każdym razie nie wspomniał o tym, a ja nie pytałem. Lauren ujęła moją dłoń i przeciągnęła nią po swoim brzuchu. Twarda wypukłość przyprawiała mnie o przyspieszone bicie serca za każdym razem, gdy jej dotykałem. Tak bardzo pragnąłem wyczuć ruchy kryjącej się tam małej istotki.
– Czy to mogło być zupełnie niewinne? Te spacery Wellego i Mariko? Czy on mógł je traktować jako część psychoterapii?
Myślałem o tym już wcześniej.
– Tak, to możliwe – odparłem. – Zdarza się, że pacjenci są bardziej otwarci poza gabinetem, zwłaszcza dzieci i osoby bardzo młode. Dlatego wszelkie wątpliwości przemawiają na korzyść Wellego i jego terapii. Przecież rodzice Miko byli przekonani, że Welle pomógł ich córce.
Lauren zatrzymała się i podniosła jakiś patyk. Pomachała nim przed pyskiem Emily i rzuciła daleko w trawę. Moja żona ma silne ręce, więc patyk przeleciał sporą odległość, zanim spadł na ziemię. Emily popatrzyła na nią jak na wariatkę. Lauren roześmiała się.
– Gdyby jednak przyjąć inną interpretację, okazałoby się, że Welle miał doskonały motyw – powiedziała.
Dokładnie takie myśli chodziły mi po głowie od chwili, gdy godzinę temu pożegnałem się z Kevinem.
– Uważasz, że mógł romansować z Mariko?
– Tak. A jeśli tak – zastanawiam się tylko, więc popraw mnie, jeśli popełnię jakąś nieścisłość – i Tami odkryła, że jej przyjaciółka romansuje z Wellem? Albo sama Miko powiedziała jej, że kręci z Wellem, a on dostrzegł w tym zagrożenie? Rozumiesz, mam na myśli jego praktykę lekarską, audycję radiową, nawet małżeństwo. Miałby dobry motyw do popełnienia morderstwa.
Читать дальше