Ze mną było jeszcze gorzej. W pewnej chwili wstałem z fotela i przeszedłem się po pokładzie, spoglądając na pasażerów. Żadnej znajomej twarzy. Supermózgu nie było. Kłów u nikogo także nie widziałem. Z wolna popadałem w obłęd.
Przyleciałem na międzynarodowy dworzec lotniczy w San Francisco i spotkałem się z federalnymi. Powiedzieli mi, że Kyle jest w drodze z Nowego Orleanu. Ostatnio coraz częściej namawiał mnie, żebym zmienił pracę i przeniósł się do FBI. Ze względów czysto finansowych miałbym na pewno lepiej. Agenci zarabiah więcej od policjantów. Godziny pracy też były wygodniejsze. Postanowiłem, że po zakończeniu śledztwa porozmawiam o tym z Naną i z dziećmi. Miałem przeczucie, że niedługo już będzie po wszystkim. Ciekawe, skąd mi się to wzięło?
Odjechałem z lotniska długim granatowym wozem, wraz z trzema agentami. Siedziałem z tyłu, w towarzystwie Roberta Hatfielda, starszego agenta z San Francisco. Pokrótce podał mi ostatnie ustalenia.
– Zlokalizowaliśmy miejsce pobytu tak zwanych wampirów. To stare ranczo u podnóża gór, na północ od Santa Cruz, blisko oceanu. Do tej pory nie wiemy, czy to właśnie tam przetrzymywana jest inspektor Hughes. Nikt jej nie widział.
– Co to za okolica? – zapytałem. Hatfield wyglądał młodo, trudno było dokładnie określić jego wiek. Był pomiędzy trzydziestką a pięćdziesiątką. Bardzo wysportowany. Starannie ostrzyżony. Najwyraźniej dbał o swój wygląd.
– Niemal pustkowie. Ze dwa duże rancza, a poza tym jedynie skały, drapieżne ptaki i pumy.
– A nie tygrysy?
– Ciekawe, że o to pan pyta. W miejscu, o którym mowa, trzymano dzikie zwierzęta: niedźwiedzie, wilki, tygrysy i nawet ze dwa słonie. Z tego co wiem, były tresowane dla potrzeb filmu i reklamy. Właścicielami rancza byli dawni hippisi, siedzący tam od lat sześćdziesiątych. Na swoją działalność mieli zgodę Departamentu Spraw Wewnętrznych. Prowadzili liczne interesy, między innymi z Tippi Hedren i z Siegfnedem i Royem.
– Zwierzęta wciąż są na tym terenie?
– Nie. Przedsiębiorstwo upadło jakieś pięć lat temu. Właściciele zniknęli. Nikt nie chciał kupić ziemi. To jakieś dwadzieścia dwa hektary, nie nadające się prawie do niczego. Zresztą, sam pan zobaczy.
– A co się stało z mieszkańcami zoo?
– Wiele zwierząt trafiło do innych ośrodków związanych z przemysłem filmowym. Część wzięła chyba Brigitte Bardot, a część ogród zoologiczny w San Diego.
Usadowiłem się wygodniej w fotelu i raz jeszcze zacząłem analizować tę sprawę. Nieoczekiwanie znów zaświtał mi promyk nadziei. Zastanawiałem się, czy jakiś tygrys przypadkiem nie został na ranczu. Puściłem wodze fantazji. W Azji i Afryce wampir o wiele częściej zmienia się w tygrysa niż w nietoperza. Tygrysy budzą większy strach niż małe latające ssaki. To samo można powiedzieć o okrutnie zmaltretowanych ciałach, które napawają przerażeniem. Santa Cruz chciało dorównać swojej sławie i rzeczywiście stać się stolicą wampirzego świata.
Po drodze minęliśmy farmę i niewielką winnicę. Poza tym nic ciekawego. Hatfield powiedział mi, że latem okoliczne wzgórza stają się złotobrązowe, niczym afrykańska sawanna.
Próbowałem nie myśleć o Jamilli i o jej losie. Dlaczego przyjechała sama? Co nią powodowało? Aż tak była podobna do mnie? Gdyby zginęła, nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
Samochód wreszcie zjechał z głównej drogi. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie dostrzegłem żadnych zabudowań. Same wzgórza. Jastrząb lekko szybował po przejrzyście błękitnym niebie. Odludna, cicha i bardzo piękna okolica.
Skręciliśmy w polną drogę i przez ponad półtora kilometra rzucało nami na wybojach. Minęliśmy stare ogrodzenie z drutu kolczastego. Zardzewiałe resztki ciągnęły się wzdłuż drogi przez jakieś sto metrów, potem zniknęły i znów się pojawiły.
Nagle zobaczyliśmy sześć samochodów, czekających po obu stronach szlaku. Były to głównie dżipy, bez żadnych oznaczeń.
Pośrodku drogi stał Kyle Craig. Wsparł się pod boki i spoglądał na mnie z uśmiechem, jakby w zanadrzu chował jakąś tajemnicę.
Na pewno tak było.
– Coś mi się zdaje, że właśnie na to czekaliśmy – powiedział na przywitanie. Uścisnęliśmy sobie ręce. Przy każdym spotkaniu Kyle przestrzegał tej małej ceremonii. Wyglądał na spokojniejszego niż w zeszłym tygodniu.
– Coś ci pokażę – rzekł. – Chodź.
Poszedłem za nim wzdłuż zardzewiałego drutu do połamanej bramy. Wskazał palcem spłowiały rysunek, przedstawiający tygrysa. Sylwetka była mocno stylizowana, ale nie ulegało wątpliwości, że chodzi o wielkiego kota. Trafiliśmy na tygrysie leże.
– Tutejsza grupa ma nowego i potężnego Pana. Niestety, nie ustaliliśmy jego tożsamości. Poprzednim Panem był Daniel Erickson. Dwaj jego dawni podopieczni właśnie wrócili z Nowego Orleanu. Nareszcie można dopasować fragmenty układanki.
Popatrzyłem na niego spod oka i pokręciłem głową.
– Skąd to wszystko wiesz, Kyle? Kiedy tu przyjechałeś? Co jeszcze przede mną ukrywasz? I dlaczego? – spytałem w duchu.
– Dzwonili do mnie z miejscowej policji. Przyłapali jednego z tych „nieżywych”, jak tylko gówniarz wysunął nos za bramę. To wagarowicz z pobliskiej szkoły, mniej popaprany niż cała reszta. Wszystko wyśpiewał.
– Ten cały Pan jest teraz z nimi?
– Chyba tak. Nasz jeniec go nie widział. W odróżnieniu od dwóch, którzy wrócili z Nowego Orleanu, nie należy do wewnętrznego kręgu wtajemniczenia. A tamci, to dopiero bestie! Gruchnęła wieść, że to oni zabili Charlesa i Daniela. Ponoć zupełni psychopaci.
– Wierzę. – Poprzez gałęzie sosen i cyprysów popatrzyłem na odległe ranczo. – Co z Jamillą?
Kyle szybko spojrzał w bok.
– Znaleźliśmy w mieście jej samochód. Poza tym ani śladu. Złapany gówniarz też nic nie wie. Powiedział tylko, że wczoraj wieczór było tam jakieś zamieszanie. Siedział w piwnicy, razem z kilkoma młodszymi upiorami. Podejrzewali, że policja wdarła się na teren domu. Ale potem zapanowała cisza. Nie wiemy nic pewnego.
– Mogę z nim porozmawiać, Kyle?
Nie patrzył ną mnie. Najwyraźniej nie miał ochoty odpowiadać.
– Zabrali go do Santa Cruz – mruknął. – Musiałbyś wpaść do miasta. Jak chcesz, to jedź, ale pamiętaj, że już z nim rozmawiałem. Wystraszył się nie na żarty.
Kyle zachowywał się co najmniej dziwnie. Jednak nikt tak jak on nie znał się na złoczyńcach i psycholach. Wszyscy byli przekonani, że już niedługo zajmie fotel dyrektora biura. Ja tylko zastanawiałem się, jak zdoła to pogodzić z pasją do pracy w terenie.
– Wiem, że się o nią martwisz. Na dobrą sprawę, moglibyśmy wejść tam nawet od razu, ale lepiej poczekać. Zróbmy to po północy albo tuż przed świtem. Skąd wiadomo, że ją tam znajdziemy?
Przerwał na chwilę. Zerknął w stronę budynków.
– Chcę wiedzieć, czy polują w stadzie. Chcę poznać odpowiedzi na parę zasadniczych pytań. Czym się kierują? Jakie są motywy ich postępowania? A przede wszystkim, chcę mieć pewność, że tym razem dorwiemy Pana.
To była długa, zimna i pełna napięcia noc. Nie mogłem doczekać się chwili, gdy już będzie po wszystkim. A może po prostu niecierpliwiłem się, że wciąż nie rozpoczynamy akcji? Przy okazji dowiedziałem się czegoś ciekawego. Prawniczka zamordowana w Mili Valley prowadziła sprawę o przejęcie prawa własności do tutejszych gruntów. Pewnie właśnie dlatego zginęła razem z mężem.
Читать дальше