„Teraz należysz do nas”.
Wreszcie usnąłem, lecz obudziłem się przed pierwszą w nocy. W godzinie duchów. Czułem się jeszcze gorzej. Zdawało mi się, że zaraz zadzwoni telefon i znów usłyszę głos Supermózgu.
Ktoś był w moim pokoju.
Westchnąłem cicho, kiedy zobaczyłem kto to.
Jannie siedziała przy moim łóżku jak zawodowa pielęgniarka.
– W zeszłym roku też byłeś przy mnie, gdy się rozchorowałam – powiedziała. – Śpij już, tatusiu. Musisz odpocząć. I nie zmieniaj się przy mnie w wampira.
Nic na to nie odpowiedziałem. Nie mogłem wykrztusić słowa. Zapadłem w sen.
Nikt się tego nie spodziewał. Dlatego to było piękne. Ba, wspaniałe! Koniec Alexa Crossa.
Najwyższa pora. A może nawet lekkie spóźnienie? Cross musiał umrzeć.
Supermózg krążył po domu Crossa. Już od początku przewidywał, że to będzie niezwykłe doświadczenie. Nie zawiódł się. Nigdy przedtem nie czuł tak przeogromnej siły, jak wówczas, kiedy tuż po trzeciej w nocy stanął w ciemnym salonie. Wygrał tę bitwę. Triumfował. Cross został pokonany. Jutro na wieść o jego śmierci cały Waszyngton pogrąży się w żałobie.
Supermózg mógł zrobić wszystko. Od czego by tu zacząć?
Warto usiąść i pomyśleć. Nie ma powodu do pośpiechu. A gdzie usiąść? Oczywiście! Na ulubionym miejscu Crossa, tam, na tarasie, przy pianinie. Tu zawsze lubił odpoczywać i bawić się ze swoimi dziećmi. Lizus. Sentymentalny dureń.
Supermózg miał ochotę zagrać, na przykład coś z Gershwina. Pokazałby temu Crossowi, że nawet w tym jest dużo lepszy. Chciał zapowiedzieć swoje wejście w najbardziej dramatyczny sposób. To było dobre, wręcz przepyszne. Och, niech ta noc trwa jak najdłużej!
Może czymś jeszcze ją upiększyć? Przecież taką chwilę naprawdę warto potem smakować wiele razy, wspominać ją i na zawsze zachować na pamiątkę. Tylko dla siebie.
Supermózg wsparł się na ręku. Jego związek z Alexem Crossem dało się zawrzeć w dwóch trójkątach. Nawet teraz miał je przed oczami, siedząc na miękkim krześle, zadowolony z życia. Chryste Panie, wreszcie był w swoim żywiole, szczęśliwy, przeszczęśliwy…
Ja MIŁOŚĆ
Wróg (brat)Ojciec (Alex)
Ja MIŁOŚĆ kobiety Alexa (babka, przyjaciółki)brat (Alex)
Znakomity model psychologiczny – zwarty, jasny i przejrzysty. Dobrze wyjaśniał bieg wypadków, przewidzianych na dzisiejszy wieczór. Doktor Cross byłby zadowolony.
Może mu to wyjaśnić? Niech dowie się tuż przed śmiercią. Supermózg naciągnął gumowe rękawiczki i plastikowe ochraniacze na buty. Sprawdził, czy pistolet jest prawidłowo nabity. Wszystko gotowe. Poszedł na górę – Dżentelmen, Supermózg, Svengali, Moriarty.
Doskonale znał rozkład domu Crossa. Nawet nie potrzebował światła. Unikał niepotrzebnych hałasów. Nie pozostawiał po sobie żadnych śladów, które zwróciłyby uwagę FBI lub policji.
Cross i jego rodzina mieli zginąć w szczególnie przemyślany sposób. Co za niezwykły triumf! Co za wspaniały pomysł! Zanim dotarł na pierwsze piętro, znał już kolejność zabójstw. Tak, był zdecydowany. mały Alex
Jannie
Damon
Nana i na końcu – Cross
Doszedł do końca korytarza i przystanął. Nasłuchiwał przez chwilę, zanim otworzył drzwi sypialni. Żadnego dźwięku. Powoli nacisnął klamkę.
A to co? Niespodzianka? Chryste Panie!
Nie cierpiał takich niespodzianek. Dbał o dokładność i porządek. Lubił mieć wszystko pod kontrolą.
Przy łóżku Crossa siedziała Jannie. Głowę wsparła na złożonych rękach. Spała. Pilnowała swojego taty. Strzegła go od najgorszego.
Supermózg bardzo długo, może nawet z półtorej minuty, obserwował tę parę. W lewym rogu pokoju paliła się nocna lampka.
Cross miał zabandażowane dłoń i ramię. Pocił się we śnie. Był ranny i chory. W takim stanie nie nadawał się na przeciwnika. Zabójca westchnął. Rozczarowanie walczyło w nim o lepsze ze smutkiem i desperacją.
Nie, nie, nie! Wszystko na opak. Miało być całkiem inaczej. Cholera!
Pomału zamknął drzwi sypialni i szybko wrócił po własnych śladach. Wyśliznął się z domu. Nikt nie mógł wiedzieć o nocnej wizycie. Nawet sam Cross.
Jak zwykle, nikt go nie rozpoznał. Nikt go nie podejrzewał.
Przecież był Supermózgiem.
Budziłem się kilka razy w ciągu minionej nocy. W pewnej chwili odniosłem wrażenie, że ktoś wdarł się do domu. Wyczułem czyjąś obecność. Nie mogłem jednak nic zrobić.
A potem, po czternastu godzinach snu, obudziłem się już na dobre. Czułem się trochę lepiej. Nawet udało mi się zebrać myśli. Byłem jednak kompletnie wyczerpany. Rwało mnie w stawach i miałem kłopoty z widzeniem. Słyszałem za to jakąś muzykę – Erykah Badu, moja ulubiona.
Ktoś zapukał do drzwi sypialni.
– Już się ubrałem! – zawołałem. – Kto tam? Weszła Jannie. Na czerwonej plastikowej tacy przyniosła mi śniadanie, złożone z jajek, płatków kukurydzianych, soku pomarańczowego i gorącej kawy. Uśmiechała się z wyraźną dumą. Odpowiedziałem uśmiechem. Moja dzielna dziewczynka. Potrafiła być bardzo grzeczna – pod warunkiem, że tego chciała.
– Nie wiem, czy dasz radę coś zjeść, tatusiu – powiedziała. – Zrobiłam ci śniadanie. Tak na wszelki wypadek – dodała.
– Dziękuję ci, kochanie. Czuję się już odrobinę lepiej – odparłem. Udało mi się usiąść na łóżku. Zdrową ręką wepchnąłem sobie pod plecy dodatkową poduszkę.
Jannie ostrożnie postawiła tacę na moich kolanach. Pochyliła się i cmoknęła mnie w zarośnięty policzek.
– Ktoś tu powinien się ogolić.
– Jesteś kochana.
– Przez cały czas jestem taka, tatusiu. A może masz ochotę na małe odwiedziny? Popatrzymy, jak jesz, dobrze? Będziemy bardzo grzeczni. Żadnych kłótni, nic takiego.
– Marzyłem o tym.
Wróciła zaraz, trzymając na rękach małego Alexa. Za nią wszedł Damon i uniósł rękę na przywitanie. Razem usiedli na łóżku i zgodnie z obietnicą byli bardzo grzeczni. To najlepsze lekarstwo na wszelkie przypadłości.
– Jedz, póki gorące – poradziła mi Jannie. – Schudłeś jak szczapa.
– No właśnie – poparł ją Damon. – Jesteś chudy i spięty.
– Wyśmienite. – Uśmiechnąłem się do nich, ostrożnie przełykając niewielkie kęsy śniadania. Miałem nadzieję, że mnie nie zemdli. Pogłaskałem małego Alexa po główce.
– Ktoś cię otruł, tatusiu? – dopytywała się Jannie. – Co ci się naprawdę stało?
Z westchnieniem pokręciłem głową.
– Nie wiem, maleńka. Ugryzł mnie pewien chłopiec, a potem wdała się infekcja.
Skrzywili się jak na komendę.
– Nana nazywa to septicemią, czyli zatruciem krwi – powiedział Damon. Widać na własną rękę prowadził badania naukowe.
– Nawet nie będę się z nią sprzeczał. Teraz nie jestem dla niej przeciwnikiem.
Może nigdy nie byłem?
Popatrzyłem na gruby opatrunek na prawym ramieniu. Skóra wokół bandaża była chorobliwie żółta.
– To jakieś zakażenie – wyjaśniłem. – Ale już mi przeszło. Wracam do was.
Wciąż jednak pamiętałem słowa Irwina Snydera: „Teraz należysz do nas”.
Wieczorem wreszcie wstałem z łóżka i zwlokłem się na dół, na kolację. Za ten wyczyn w nagrodę od Nany dostałem pieczone kurczęta w zawiesistym sosie, świeże bułeczki i domowy jabłecznik. Sporo zjadłem i ze zdziwieniem stwierdziłem, że mi lepiej.
Po kolacji ułożyłem do snu małego Alexa. Wpół do dziewiątej wróciłem do swojej sypialni. Wszyscy doszli do wniosku, że jestem zmęczony i że poszedłem się położyć.
Читать дальше