Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać

Здесь есть возможность читать онлайн «Artur Baniewicz - Dobry powód, by zabijać» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dobry powód, by zabijać: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dobry powód, by zabijać»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Baza wojskowa sił pokojowych w Turkmenii. Wojna ledwie się tli, ale pociąga za sobą kolejne ofiary. Morale żołnierzy upada, na porządku dziennym są pijaństwo i narkotyki. Tymczasem rząd RP wycofuje się z obiecanych podwyżek pensji dla wojska, a do bazy zgłaszają się kupcy, którzy oferują milion dolarów za ciężarówkę amunicji. Plutonowy Adam Kulanowicz decyduje się na transakcję. Sytuacja jednak się komplikuje – w bazie pojawia się dziennikarka, koleżanka szkolna Adama, a łatwy z pozoru zarobek okazuje się śmiertelną pułapką…

Dobry powód, by zabijać — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dobry powód, by zabijać», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– I to jest problem? Pieniądze?

Oglądana z góry zrobiła się nagle drobna, jakaś taka krucha. A zarazem silniejsza.

– Ilona od zawsze ma problemy z forsą – poinformowałem ją. – I nigdy nie patrzy facetowi w portfel. Głupia, niepraktyczna romantyczka.

– Ciągle ją kochasz – uśmiechnęła się ze smutkiem.

– Z tego się tak łatwo nie wychodzi.

– Nie powiedziałeś jej, że jesteś… no, bogatszy?

– Nie wiem, czy jestem. I nie, nie powiedziałem. Po co? To nie taka dziewczyna.

Ruszyliśmy wzdłuż alejki.

– Zamknęli śledztwo. – Ten ton był inny, rzeczowy. – Prokurator właśnie dzwonił. Trochę dlatego przyjechałam.

– Dzwonił? Do ciebie?

– No wiesz: próbuję trzymać rękę na pulsie. Niby jako dziennikarka. Chwilowo bezrobotna, ale… To fajny materiał na reportaż. Parę razy rozmawialiśmy. Raz nawet w kawiarni.

Chyba trochę wpadłam mu w oko. Nic takiego – dorzuciła szybko. – Takie tam… Przyjemniej mu pogadać z kobietą, skoro już musi uprawiać tę biurokrację.

– Biurokrację?

Uśmiechnęła się bez radości.

– Od początku mówił, że to formalność. Miałeś rację: nikomu nie zależy na grzebaniu w brudach. Robota terrorystów plus pech. Koniec, kropka. Nawet z Młynarczyka zrobili niewinną ofiarę.

Nie znokautowała mnie tą nowiną. Posłałem jej po prostu zdziwione spojrzenie. Pech, że akurat przed zakrętem i że potknąłem się o krawężnik. Ale i tak bym nie upadł. Mogła sobie darować pospieszny chwyt za łokieć.

Cholera. Dziwne uczucie.

– Przecież…

– Wiem, wiem: przyznałeś się. – Nie zabierała palców z mojej ręki. Zamiast tego poprowadziła mnie w stronę najbliższej ławki. – Na szczęście od razu. Mogli to podciągnąć pod majaczenie ciężko rannego.

– Podciągnąć?

– Adam, naprawdę nikomu nie zależy… To już trzy miesiące, prawda? A ile razy rozmawiałeś z prokuratorem? W ogóle z kimkolwiek?

– Wstrząs pourazowy – uśmiechnąłem się kpiąco. – Jak u wszystkich, z tego co wiem.

Szamocki, Lechowski… Leżeliśmy razem i…

– No właśnie. – Trochę na siłę usadziła mnie na ławce. Usiadła obok i dopiero wtedy zabrała rękę. – W Turkmenii, potem w Niemczech. Wiem: to rutynowa procedura w przypadku ciężkich ran. Wspólny dla NATO system ewakuacji. Ale podejrzanych nie trzyma się razem. A was jeszcze i w Polsce leczyli jakiś czas w jednym szpitalu.

– Oni nie byli podejrzani. Ranni w walce zakładnicy. Nieprzytomni od początku do końca, zero wspomnień. – Zmarszczyłem brwi. – Też tak zeznałaś?

– Zeznałam prawdę. – Wytrzymała moje spojrzenie, a ja raz na zawsze zrewidowałem poglądy na temat jej aktorskich talentów. – Terroryści złapali nas, wozili, walczyli z kimś. Mnie wykorzystali jako tłumaczkę. Potem zostawili naszą piątkę na pustyni, niedaleko porzuconego bewupa. Co z innymi, nie wiemy. Patrycja podejrzewała, że ten wóz to dla odwrócenia uwagi.

Oni uciekają ciężarówką, a nas bombarduje natowskie lotnictwo. Albo głupieje i nie bombarduje nikogo. Zastanawialiśmy się nawet, czy jechać, no ale z rannymi musieliśmy. Znaleźliśmy w bewupie granatnik, pistolet i kostkę dynamitu. Wróciliśmy. Na moście ktoś nas ostrzelał. Ty wyskoczyłeś z granatnikiem i dynamitem. Podpaliłeś, rzuciłeś, ale nie trafiłeś. Ten facet cię postrzelił. Potem znów strzelał z tego wielkiego karabinu, do transportera medyków. Widziałam to. W końcu uciekł. Wskoczyłam, znalazłam cię. Zdążyłeś dowlec się do karabinu. Zaczęłam cię odciągać. Ktoś nas ostrzelał z baraku żołnierskiego. A zaraz potem nie wiadomo skąd wyskoczył mężczyzna w kominiarce. Młynarczyk – wyjaśniła beznamiętnie, widząc, że moje niedowierzanie przeszło w całkowity brak zrozumienia. – Coś krzyknął. To po tym go poznałeś i dlatego potem bredziłeś w szpitalu o zabijaniu. Ale ja myślałam, że to terrorysta, a granatnik leżał obok. Więc strzeliłam. Próbowałeś mnie powstrzymać. Nie dałeś rady. To pewnie stąd wyrzuty sumienia i to bredzenie o zabijaniu kolegi. – Co?!

– Wybuch – zaczęła wyliczać na palcach. – Potem długa przerwa. I dwa strzały do tej pancernej sanitarki.

– Dwa? – Tego drugiego już nie pamiętałem.

– Chudzyński dostał raz. W ramię. Ale wystarczyło. Ten z baraku przestał strzelać, gdy tylko do ciebie podbiegłam. – Umilkła na chwilę, może dając mi czas, a może raz jeszcze wspominając tamtą chwilę. – Wiesz dlaczego?

– Sukienka – mruknąłem. – Poznał cię.

Mrużąc oczy, wpatrywała się w czubki swych tenisówek. Nie porażały nowością, ale chyba nie o to chodziło.

– Myślałam, że cię zajebię.

Uwierzyłem. Nawet teraz była zła. No, może trochę bardziej rozgoryczona. Ale zła także.

Po trzech miesiącach. Nie musiałem pytać dlaczego.

– Trzeba było – powiedziałem cicho.

– Trzeba to było jakoś wytłumaczyć, dlaczego akurat nas widzieli ostatnich przy tym karabinie. – Mówiła spokojnie i dałbym się pewnie zwieść, gdyby uparcie nie kierowała słów do swych butów. – Jak ci zatykałam dziurę w brzuchu, znalazłam ten dynamit…

– Trotyl.

– Jeden pies. Ważne, że wybuchł. Pomyślałam, że jeśli coś jeszcze wybuchnie, to uznają, że nadal tu ktoś walczy. Czyli nie jesteśmy sami. I może nie nas będą podejrzewać.

Zastanawiałem się tylko parę sekund. Potem przestałem myśleć i zacząłem się pocić.

– Zaraz… Zeznałaś, że to ty Młynarczyka…? Widzieli nas przy karabinie, a potem ty…?

– A co miałam robić? – Nadal oglądała swe stopy.

– Co?! Nic! Trzymać gębę na kłódkę! – Zauważyłem zdziwione spojrzenie któregoś z opalających się pacjentów. Pomogło. Już dużo ciszej dodałem: – Nie rozumiesz? Teraz jak nas wsadzą, to razem. Muszą, choćby nie chcieli.

– Jeśli powiem, że wtedy myślałam, to skłamię – wzruszyła lekko ramionami. Dopiero teraz dostrzegłem bandaż na jej ręce. Może dlatego, że wiele się go spod rękawka nie wychylało.

Długie miała te rękawy jak na bluzkę z krótkimi.

Przypadek?

– Co ci jest?

Popatrzyła na mnie zdziwiona. A potem, równocześnie, zaczerwieniła się i zakryła bandaż prawą dłonią.

– Nic – rzuciła pospiesznie.

Oczywiście znalazłem wyjaśnienie. Siła stereotypów.

– Twój mąż? – Tylko formalnie było to pytanie. Nie dałem jej nawet szansy na odpowiedź.

– To jego robota?

– Niby co? – próbowała iść w zaparte.

– Dobra. Nie było pytania. Przepraszam, nie mój biznes.

– Myślisz, że dałabym mu się bić?

– Mówiłem: nie mój…

– To nie siniak – przerwała mi. Cicho, z rezygnacją. Milczała potem przez chwilę. – Kaliber dwanaście przecinek siedem. Lekarze mówią, że mam cholerne szczęście. Trochę niżej i byłoby po ręce. Albo w ogóle… To jak mała armata.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Oboje studiowaliśmy pilnie wygląd ścieżki. Kaśka nie cofnęła prawej dłoni: siedziała otulona ramionami jak ktoś, kto zmarzł.

– Musiałam przyjechać.

– Ciągle nosisz bandaż? – Sam siebie ledwo słyszałem. Wyobraziłem sobie ten widok: strzęp mięsa i kości wyrastający z jej ciała w miejscu, gdzie kiedyś była ręka. – Coś… Jest tak źle?

– No, piękniejsza się nie zrobiłam – wypuściła ze środka trochę goryczy. Ale chyba nie złości. Była smutna, nie zła, i to zdołowało mnie do reszty.

– Możesz… ruszać palcami? Normalnie? – Dałem spokój ścieżce i gapiłem się na jej lewą dłoń. Nie za wiele było widać: utknęła gdzieś w fałdach swetra. – Kasia?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dobry powód, by zabijać»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dobry powód, by zabijać» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać»

Обсуждение, отзывы о книге «Dobry powód, by zabijać» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x