– Zaczekam tu na ciebie – oznajmił Cozy. – Zadzwonię do Casey, żeby sprawdzić, czy nie ma jakichś nowin.
Po ogromnej dawce sterydów i środkach nasennych Lauren czuła się jak pijana. Słyszała, że Casey ją woła i próbuje obudzić, ale słowa docierały do niej jak przez mgłę.
– Co takiego?… Kto przychodzi?… Czego chcą?
– Skarbie, obudź się. Sama nic nie wiem. Scott Malloy powiedział, że będzie tu za kilka minut. Pewnie coś znaleźli. Może jakieś dowody albo świadka.
Lauren próbowała zebrać myśli.
– Która godzina? Czy to już rano?
– Dochodzi szósta.
– Więc to nie mogą być dobre wiadomości. O takiej porze Scott by się z nimi nie spieszył. Na pewno umarł Kevin Quirk. Przychodzą mi powiedzieć, że popełniłam morderstwo.
Casey uznała, że za kwadrans szósta to zbyt wczesna pora, by próbować rozwiać czarne myśli klientki.
– Chcesz się umyć?
Lauren poruszyła gałkami ocznymi. W ciągu nocy ból zelżał. Jeszcze nie widziała dobrze, tylko światła i jakieś niewyraźne kształty. Sterydy powodowały silne skutki uboczne. Miała obrzydliwy smak w ustach.
– Musimy zawiadomić Alana.
– Już do niego dzwoniłam. On i Cozy są w drodze.
– Dziękuję. Chyba opłuczę twarz i umyję zęby, ale nie mam siły wstać. Mogłabyś mi przynieść miskę z wodą? Wyglądam przyzwoicie? – Skubnęła rękaw rozciętej na plecach nocnej koszuli.
– Raczej nie. Poszukam ci jakiegoś szlafroka.
Alan otworzył drzwi do gmachu Citizens Bank w chwili, kiedy po schodach z laboratorium Ethana schodził policjant, by sprawdzić, kto tak krzyczy w holu. Był w budynku, bo pisał raport o strzałach oddanych w środku nocy przez osobę broniącą mieszkania.
Alan zastygł przy drzwiach. Na końcu holu stał J.P. Morgan i wymachiwał pistoletem. Używał go raczej jako wskaźnika niż broni. Patrzył na Emmę.
– Emma, Ethan go ma! – krzyczał. – To on ma dysk, nie ja!
Półtora metra od Morgana stał Ethan. Ciężko oddychał przez usta, zaciskał i rozluźniał pięści. Głosem przerywanym ze wściekłości powiedział:
– Emma, J.P. ma dysk. Zacierał ślady, odkąd go zabrał. J.P, odłóż ten cholerny pistolet. Jezu, w końcu kogoś zranisz.
Emma siedziała na podłodze oparta o ścianę. Twarz miała bez wyrazu, wodziła wzrokiem od jednego mężczyzny do drugiego. Alan pomyślał, że wygląda tak, jakby z żadnym nic jej nie łączyło.
Słysząc kroki na schodach, podniosła głowę. Jej oczy rozszerzyły się na widok policjanta.
Policjant był młody i naiwny. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że wchodzi do pomieszczenia pełnego uzbrojonych ludzi. Chociaż słyszał, jak ktoś głośno zaprzecza: „Bzdura, bzdura! Nie mam go, to on go ma!”, dopiero w połowie schodów zobaczył, że mężczyzna stojący z tyłu wymachuje pistoletem.
– Rzuć broń! – krzyknął, wyszarpując własny pistolet z kabury. Wpadł jednak w panikę i jego okrzyk nie brzmiał dość stanowczo.
J.P. obejrzał się na schody. Równocześnie wymierzył w Ethana, ale lufa jego pistoletu zaraz podążyła za wzrokiem, w stronę policjanta, który usiłował wyciągnąć broń i odbezpieczyć ją.
Alan już otworzył usta, żeby ostrzec policjanta przed J.P., gdy zobaczył, że Emma również ma broń. Czyżby chciała strzelać? Do kogo? Do siebie?
Nie było czasu do namysłu. Pod wrażeniem swojego niedawnego tchórzostwa skoczył przez hol do Emmy.
Pomyślał o Lauren.
Policjant strzelił pierwszy.
Kula trafiła J.P. i odbiła się od kamieni, zagłuszając okrzyk:
– Rzuć broń. Policja!
Policjant nie zauważył pistoletu Emmy.
Alan był tuż obok niej, gdy strzeliła. Jego ręce były tak blisko lufy, że poczuł gorąco. Nie mógł się zatrzymać w biegu, uderzył w wyciągniętą rękę Emmy i wytrącił jej pistolet, który upadł na podłogę i poleciał w kierunku schodów.
– O Boże, jestem ranny! Jestem ranny! Nie zabijajcie mnie – jęczał J.P. – Nie strzelajcie! Proszę, proszę, proszę!
Policjant stał nieruchomo na schodach, oddychał ciężko. Na białej twarzy miał czerwone placki.
– Padnij! – krzyczał. – Padnij! Ręce na głowę. Wszyscy! Do cholery, padnij! Natychmiast!
Wyciągnął przed siebie rękę z pistoletem i przeszukiwał oczami hol, wypatrując niebezpieczeństwa. Usłyszał jęki i przyprawiający o mdłości gulgot z gardła Ethana. Sięgnął po radio i powiedział dyspozytorowi, że doszło do strzelaniny, więc potrzebuje wsparcia i przynajmniej dwóch karetek.
Gdy zapukano do pokoju, Casey właśnie czesała Lauren. Zanim zdążyła się odezwać, drzwi się otworzyły. Wszedł Scott Malloy.
– Dzień dobry, Lauren. Pani Sparrow. Przykro mi, że musiałem panie obudzić.
Casey rzuciła szczotkę na łóżko i stanęła obok swojej klientki, gotowa ją bronić.
Do pokoju wszedł Sam Purdy.
– Cześć, Lauren. To ja, Sam. Przyszedłem ze Scottem.
Lauren usłyszała znajomy głos i na jej ustach pojawił się słaby powitalny uśmiech.
– Witaj, Sam. Jak to miło… cię usłyszeć. – Serce waliło jej jak młotem. Zaraz zdarzy się coś okropnego.
Boże, zastrzeliła go. W jej głowie pojawił się obraz świateł i zakapturzonego potwora. Poczuła odrzut broni i zapach prochu. Nacisnęła spust ze strachu i postrzeliła Kevina Quirka. A teraz on nie żyje.
Na progu stanęła pielęgniarka i napięcie opadło.
– Czy jeden z panów to detektyw Malloy? – spytała.
– Tak, to ja.
– Telefon do pana. Ktoś jest bardzo niezadowolony, że zignorował pan pager. Czy mam go przełączyć tutaj? – Pielęgniarka mówiła znudzonym głosem. Jej dyżur już się kończył i była zbyt zmęczona, by biegać z takimi informacjami.
– Nie. Pójdę do aparatu. A wy się nigdzie stąd nie ruszajcie – rozkazał Casey i Lauren.
Sam Purdy stanął przy łóżku, po przeciwnej stronie niż Casey.
– Lauren, jak się czujesz?
Lauren pokiwała głową, wzruszyła ramionami, zamrugała, żeby powstrzymać łzy.
– Choroba jest już wystarczającym złem – szepnęła. – Ale areszt jest jeszcze gorszy. Wierz mi, miewałam lepsze noce.
Sam nie widział powodu, by dłużej utrzymywać Lauren w tym stanie. Zdenerwowanie spowodowane wyjściem Scotta niczemu nie posłuży.
– Słuchaj – powiedział. – To Scott powinien cię o tym powiadomić, nie ja, ale ten koszmar zaraz się dla ciebie skończy. Przyszliśmy ci powiedzieć, że jesteś wolna.
– Naprawdę?
– Tak. Teraz musisz się zatroszczyć już tylko o swoje zdrowie.
Lauren rozpłakała się.
Casey objęła ją otarła jej łzy, a potem chwyciła telefon i wybrała numer Alana i Cozy’ego. Nikt jednak nie odpowiadał.
Skończywszy rozmowę telefoniczną w dyżurce pielęgniarek, Scott Malloy wrócił do pokoju Lauren. Casey pomyślała, że jest zdenerwowany. Przypisała to jego zmęczeniu.
– Powiedziałeś jej? – Scott zerknął na Lauren, a potem na Sama.
– Tylko tyle, że nie jest już aresztowana. Nic więcej. Resztę ty jej opowiedz.
Nagle z ulicy dobiegł ich jęk syren. Malloy spojrzał przez okno. Podjął decyzję.
– Pani Sparrow, czy mogłaby pani pomóc swojej klientce przesiąść się na wózek inwalidzki? Na dole jest ktoś, kto bardzo by chciał z nią porozmawiać.
– O Boże! – krzyknęła Lauren. – Alan? Co mu się stało?
– Twój mąż jest cały i zdrowy – uspokoił ją Scott. – Widziałem go niedawno u was w domu.
Lauren zakryła usta ręką.
– Emma – szepnęła przerażona.
Chciała spytać, czy Emma jest ranna, czy nie usiłowała się zabić, ale nie mogła tego zrobić. Wciąż nie wiedziała, czy nie zaszkodziłaby jej, wyjawiając, że jest zamieszana w tę sprawę.
Читать дальше