W tym czasie Purdy przyniósł z samochodu torebki na dowody. Do jednej włożył kurtkę, do drugiej papier, na którym ją rozłożył podczas oględzin. Wszystko schował do bagażnika.
Razem ze Scottem poszli na piętro odszukać lekarza, który operował rannego. Zamierzali mu zadać mnóstwo pytań.
Zdążyli akurat na czas. Rozzłoszczony chirurg mówił właśnie do Danny’ego Tartabulla:
– Nie wiem, jaką operację miał pański szwagier, ale mogę panu powiedzieć, że w przeciwieństwie do niego, ten pacjent zaraz po obudzeniu nie zacznie miło gawędzić. Jak mam to panu wytłumaczyć?
Scott Malloy wyciągnął rękę i przedstawił się:
– Jestem Malloy, detektyw Malloy, mam przyjemność z panem…
– Hassan. – Lekarz westchnął.
– A to detektyw Sam Purdy.
– Witam panów. Nie możecie do niego wejść. Żaden z was nie może do niego wejść. Wszyscy trzej nie możecie do niego wejść. Gdyby tu przyszło jeszcze dziesięciu detektywów, również dziesięciu nie mogłoby do niego wejść. Na razie nie obudził się po operacji. Jest w stanie krytycznym. Będziecie mogli do niego wejść, kiedy się obudzi, będzie w stabilnym stanie, przytomny. Mój brat jest policjantem w San Francisco, więc wiem, jak to się wszystko odbywa. Nie będę wam robił trudności. – Chrirug wydawał się o wiele bardziej wypoczęty niż detektywi, ale i tak wszyscy byli podenerwowani i drażliwi.
– Panie doktorze, mogę panu zadać kilka pytań?
– Oczywiście, ale najpierw ja chciałbym o coś zapytać. Kto to jest? Potrzebuję kilku informacji o jego stanie zdrowia.
– Próbujemy się tego dowiedzieć.
– Nie wiecie, kto to jest?
– Nie, nie wiemy. Czy teraz ja mogę pana o coś zapytać?
– Tak.
– Gdzie jest rana wlotowa?
– Na plecach. Pod miednicą, w dolnym lewym odcinku.
– A wylot?
– Jakieś sześć centymetrów niżej, bardziej pośrodku.
– Nie ma wątpliwości, że to rana wylotowa?
– Żadnych. Kula nie pozostała w ciele.
– Czy przejechał go jakiś pojazd?
– To możliwe. Ma złamaną kość udową i kostkę, pokruszone kości w ręku, a także inne obrażenia i otarcia. Miał też wewnętrzny krwotok, który nie ma związku z raną postrzałową. Tak, powiedziałbym, że mógł zostać przejechany przez samochód. Nie zeznałbym tego pod przysięgą, ale to bardzo prawdopodobne.
– Zauważył pan może ślady oparzenia wokół rany wlotowej? – spytał Purdy. – Jak od postrzału z niewielkiej odległości?
– Nie. Skóra wokół rany wlotowej nie była poparzona, ale ten człowiek znajdował się na dworze i, jak przypuszczam, był ciepło ubrany. Oczywiście kula przypaliła krawędzie rany, ale tego należało oczekiwać.
– Wie pan, dlaczego zadaję takie pytania?
– Spędziłem dziewięć miesięcy w Sarajewie jako wolontariusz i wiem więcej o ranach postrzałowych, niżbym chciał.
Malloy podał lekarzowi wizytówkę.
– Detektyw Tartabull zostanie tu do rana, potem ktoś go zmieni. Jeżeli w stanie rannego zaszłyby jakiekolwiek zmiany, proszę mnie zawiadomić.
– Oczywiście. – Doktor Hassan włożył wizytówkę do kieszeni, nawet na nią nie spojrzawszy.
Detektywi pożegnali się i poszli.
– Naprawdę nie wiesz, kto to jest? – spytał Purdy.
– Naprawdę. Samochód, który twoi chłopcy znaleźli na miejscu zbrodni, jest zarejestrowany na jakąś firmę w Springs. Staramy się odszukać jej właściciela, ale jak dotąd nie mieliśmy szczęścia.
– Sfotografowaliście faceta? Można by zamieścić zdjęcia w gazetach.
– Tak, zdjęcia zrobił Tartabull tutaj, w izbie przyjęć. Nie zdążyliśmy sprowadzić policyjnego fotografa przed przewiezieniem go na salę operacyjną. W tej chwili wywołują film. Mam nadzieję, że Tartabullowi fotografowanie idzie lepiej niż przesłuchiwanie. Przez tę cholerną śnieżycę nic nie można załatwić jak należy.
– Tak, taka pogoda sprzyja tylko przestępcom. Potrzebujemy trochę szczęścia.
– Sam, to moje pierwsze śledztwo w sprawie morderstwa – powiedział Malloy ze złością – a wciąż nic nie wiem.
Nadjechała pusta winda, drzwi się otworzyły i detektywi wsiedli.
– Mam niezidentyfikowaną ofiarę leżącą na zaśnieżonej jezdni w środku bogatej dzielnicy – żalił się Scott. – Mam anonimowy telefon na pogotowie. Nie mam świadków. Mam dowody, że ktoś mógł jeździć samochodem po tym człowieku w tę i z powrotem, żeby go dobić. Mam rannego, do którego oddano strzał z bardzo bliska. A moją jedyną podejrzaną jest zastępczyni prokuratora, którą naprawdę lubię i która właśnie z nieznanych mi przyczyn traci wzrok. Moja podejrzana obstaje, że strzelała z dużej odległości. I zatrudniła dwóch cholernych adwokatów, którzy doprowadzają mnie do szału. A na dodatek wszystkie dowody, i tak wątpliwe, jutro rozpłyną się wraz z odwilżą. Ktoś porywa moją podejrzaną, a ja jestem tak zmęczony, że nawet nie mam siły iść do toalety.
Sam nie chciał dobijać kolegi, ale musiał mu o tym powiedzieć. Aż trudno w to uwierzyć, jednak najwyraźniej nikt go jeszcze nie poinformował o pewnym fakcie.
– Scott, coś opuściłeś. Jeszcze jedną komplikację.
– Niby jaką?
– Emmę Spire.
– O czym ty, do diabła, mówisz?
– Chłopie, to oznacza telewizję na procesie.
Byli już na parterze. Wysiedli z windy i Malloy zaciągnął Purdy’ego do poczekalni pełnej pustych krzeseł.
– Sam, to nie pora na żarty. Co ta Miss Ameryki ma wspólnego z tym wszystkim?
– Pamiętasz dom na końcu kwartału? Ten na wzniesieniu? To jej dom.
– No to co? – Pytanie Malloya było bardziej nonszalanckie niż ton, jakim je wypowiedział.
– Przyjaźnią się z Lauren. Razem pracują w biurze prokuratora.
– Myślałem, że przyjechała do Boulder na studia prawnicze, żeby uciec przed kamerami.
– Odbywa u Lauren staż.
– Skąd wiesz, że tam mieszka?
– Odkąd pracuje w biurze prokuratora, kilka razy jeździła ze mną na miejsce wypadku. Kiedyś odwiozłem ją do domu. To miła dziewczyna.
– Rozmawiałeś z nią dziś wieczorem?
– Nie. Telefon nie odpowiadał, dom był nieoświetlony, w garażu nie było jej auta. Ale wydaje mi się, że samochód stojący na podjeździe należy do Lauren.
– Możemy dostać nakaz przeszukania?
– Domu czy samochodu?
– Nie rozumiem.
– Jest pewien kłopot. Samochód stoi na samej górze, zasłaniają go drzewa, no i jest zasypany śniegiem. Póki go nie oczyścimy, nie możemy być pewni, kto jest jego właścicielem. Skiles mówi, że lepiej nie ryzykować. Poza tym żaden sędzia nie da nam nakazu przeszukania domu sławnej osoby na podstawie tak wątłych dowodów.
– Skiles ci to wszystko powiedział?
– Tak. Przypuszczam, że chce zaczekać, aż śnieg stopnieje.
– Co Emma Spire robi w domu w takiej dzielnicy?
– Odziedziczyła dom po dziadkach. Przyjechała tu, gdy umarli jej rodzice. Lauren mówiła mi kiedyś, że Emma chciała poczuć bliskość rodziny.
– Ale mieszka sama?
– Tak zrozumiałem.
– I nie wiesz, czy ta strzelanina miała z nią jakiś związek?
– Nie wiem. Ale założę się, że ma jakiś związek z tym, że Lauren nie chce mówić.
– Wobec tego musimy poszukać Emmy Spire.
– Tak.
– A wiemy, gdzie jej szukać?
– Nie. – Sam uśmiechnął się. – Ale znamy kilku jej przyjaciół. Może zechcą z nami współpracować.
– Bardzo śmieszne.
Purdy położył rękę na ramieniu młodszego kolegi.
– Scott, nie wszyscy są tacy okropni. Czasami ktoś okazuje się całkiem miły i zamiast wyrwać ci serce z piersi, pociąć je na kawałki i nakarmić nim dzikie zwierzęta, tylko wypruje ci flaki i posieka drobniutko.
Читать дальше