Podeszła do niego i przytulią się. Uwielbiała jego gładką skórę i maniery, jego bawełniane ubrania i kontakt, jaki miał ze swoimi maszynami. Ethan, tak samo jak jej ojciec, traktował pracę bardzo poważnie. Była zazdrosna, ale szanowała to. Nauczyła ją tego matka. Ethan jednak zanadto ją pociągał. Zdawała sobie sprawę, że powinna trochę zwolnić i lepiej to wszystko zrozumieć.
Jutro, pomyślała. Jutro się nad tym zastanowię.
Pocałowała Ethana w ucho, delikatnie przesuwając językiem po wnętrzu.
Ethan odsunął się i wskazał słuchawki. Przypomniał jej, że rozmawia przez telefon, chociaż sam nic nie mówił, tylko słuchał.
Przyglądając się jego twarzy, Emma doszła do wniosku, że mimo iż absorbuje go coś innego, nie jest zupełnie niezainteresowany jej pocałunkami. Jej pewność siebie trochę wzrosła. Przyciągnęła wysoki stołek do innego komputera. Dotknęła myszki, żeby usunąć wygaszacz ekranu. Natychmiast pojawił się długi ciąg bezsensownych liczb, liter i symboli w porządnych białych kolumnach na czarnym tle.
– Emmo, nie ruszaj tego! – Drgnęła, wystraszona jego okrzykiem. Ethan chyba zorientował się, że zareagował za ostro, bo dodał: – Proszę.
Zaczął coś mówić do malutkiego mikrofonu przy ustach w egzotycznym, śpiewnym języku swojego dzieciństwa. Emma domyśliła się, że rozmawia z kimś z Hawajów.
Gdy po raz pierwszy była przy rozmowie z przyjacielem z Hawajów, spytała, w jakim języku mówi. Wyjaśnił jej, że to język powstały z połączenia hawajskiego, angielskiego i języków azjatyckich, z domieszką wyspiarskiego slangu.
Emma od czasu do czasu wyławiała angielskie słowa, ale rozmowy nie rozumiała. Przypuszczała, że Ethan rozmawia z którymś ze swoich braci, bo często powtarzało się słowo bro.
Ethan bez zahamowań mówił tylko o dwóch rzeczach: o swojej pracy i o swojej rodzinie. Miał dwóch braci i dwie siostry. Nadal mieszkali na wyspach. Jego matka prowadziła sklep z ubraniami w Honolulu. Ojciec zmarł na udar, gdy Ethan, najmłodsze z dzieci, był w szkole średniej. Ta śmierć zapoczątkowała serię nieszczęść, które dotknęły jego rodzinę, a Ethan czuł, że jeszcze nie nadszedł ich kres.
Zanim przyjechał na kontynent, żeby studiować na UCLA, jego najstarszy brat stracił nogę powyżej kolana i rękę poniżej łokcia w wypadku na polu trzciny cukrowej, a jedna z jego sióstr malutkie dziecko. Drugiej usunięto macicę po krwotoku spowodowanym aborcją.
Trudności, jakie miał jego brat z przyzwyczajeniem się do protez, sprawiły, że Ethan zainteresował się medycyną, chociaż nie myślał o tym, gdy opuszczał Hawaje, żeby zacząć studia na wydziale informatyki na Uniwersytecie Kalifornijskim. Wkrótce więcej czasu spędzał z konstruktorami urządzeń medycznych niż na własnym wydziale. Po dwóch latach na UCLA przeniósł się do CalTech i zaczął myśleć o oprogramowaniu i sprzęcie potrzebnym do konstrukcji protez. Takie były początki BiModalu.
Ethan Han nie widział powodu, by protezy nie mogłyby być tak zaprogramowane, żeby „czuć” to, co ludzka skóra.
Mechanizm odczuć zmysłowych nie jest specjalnie skomplikowany. Czujniki w skórze wykrywają ciepło, nacisk i światło i zamieniając te wrażenia w impulsy elektryczne, które biegną do mózgu, gdzie są przetwarzane i rozszyfrowywane. Ethan przypuszczał, że te naturalne czujniki można zastąpić czujnikami elektronicznymi. Miał teraz tylko jeden cel: zaprojektować protezę ręki i nogi, która pozwoliłaby jego starszemu bratu czuć ciepło, zimno, nacisk i ruch.
W czasie gdy zaczął nad tym pracować, dokonał się znaczny postęp w technice wytwarzania baterii, dzięki czemu elektroniczne protezy zostały znacznie ulepszone. Ethan przypuszczał, że teraz trzeba już tylko zminiaturyzować elektroniczne czujniki i zaprojektować sprzęt komputerowy oraz oprogramowanie potrzebne do interpretowania sygnałów i przekazywania ich do mózgu. Gdyby mógł połączyć tę nową technologię z postępami, jakie w dziedzinie elektroniki czynili codziennie naukowcy, powstałaby nowa generacja „czujących” protez.
W wieku dwudziestu czterech lat Ethan Han podarował swojemu bratu pierwsze protezy ręki i nogi, które reagowały na zmiany temperatury.
I tak narodził się BiModal.
Emma odeszła od klawiatury, której zabroniono jej dotykać, i poszła wzdłuż rzędu blatów, aż wreszcie zatrzymała się przy macintoshu. Włączyła go, kilka razy kliknęła myszką, żeby wybrać edytor tekstów i napisała: „Chyba pójdę się wykąpać”. Ożyła drukarka stojąca blisko Ethana. Zanim do niej podeszła, tekst był już wydrukowany.
Wyciągnęła kartkę, położyła ją ostrożnie na klawiaturze przed Ethanem, znów pocałowała go w ucho, tym razem bez wsuwania języka, i poszła w stronę drzwi. Miała nadzieję, że patrzy za nią, ale się nie odwróciła. Zdjęła przez głowę bluzkę, sięgnęła na plecy, rozpięła stanik i pozwoliła ramiączkom opaść. Gdy przechodziła przez drzwi, stanik kołysał się jej na palcu.
Chociaż lubiła rolę kusicielki, dawno już się w to nie bawiła. Nie miała ochoty. Nigdy nie rozumiała, dlaczego uwielbienie tłumów było dla jej narzeczonego Pica takim afrodyzjakiem. Dla niej perwersyjne zainteresowanie obcych jej sprawami było jak nowokaina otępiająca zmysły.
Ale dziś czuła się żywa. Zastanawiała się, czy podziałała tak na nią powściągliwość Ethana. Doszła do wniosku, że to nieważne.
Dziwne, stwierdziła, wyłączając suszarkę do włosów, którą znalazła w łazience Ethana. W mieszkaniu rozbrzmiewała muzyka klasyczna, a nie to, co słyszała, gdy bywała tu wcześniej. Kiedyś Ethan powiedział jej, że gdy jest sam, najchętniej słucha bluesa.
Nie ubierając się, umyła zęby szczoteczką, którą nosiła w torebce, podkreśliła kredką oczy i nałożyła lekką warstwę cieni. Bardzo starannie umalowała usta. Kolejne tematy symfonii działały na nią pobudzająco. Po raz pierwszy od rana zapomniała o przerażających wydarzeniach w garażu.
Zdjęła z wieszaka na drzwiach szlafrok w kratę i przytuliła do twarzy. Pachniał Ethanem, jego skórą po dniu spędzonym na słońcu, świeżym męskim potem. Włożyła szlafrok i poszła się dowiedzieć, gdzie będą jedli kolację.
Na ekranach tańczyły wzory wygaszaczy, rzucając delikatną poświatę na ściany. Ethana w laboratorium nie było. Emma zajrzała do małej kuchni i do sypialni. Pusto. Tam też go nie było. Muzyka dochodziła z frontowego pokoju, ale światło się tam nie paliło.
Zawołała Ethana. Jej głos załamał się jak u chłopca podczas mutacji. Słysząc to, zrozumiała, że zaczyna się bać. W duchu przeklęła strach, jaki Nelson Newell zasiał w jej sercu dwiema kulami wystrzelonymi na lotnisku. Przedtem, zanim jej ojciec został zamordowany, właściwie nie bała się niczego.
– Ethan, jesteś tu?
Podeszła do miejsca, gdzie przedtem siedział, w nadziei, że zostawił jej wiadomość. Nic. Przebiegła wzdłuż blatu, klikając każdą myszką, żeby wyłączyć wygaszacze. Wiadomość mogła być na którymś z ekranów. Ale pojawiły się tylko niezrozumiałe kody.
– Ethan!
Bała się coraz bardziej i było to okropne uczucie. Uspokój się, spokojnie, napomniała się w duchu. Podniosła słuchawkę telefonu i nasłuchiwała. Sygnał był pokrzepiający jak bicie serca.
Wyszedł na chwilę. To nic takiego. Może poszedł kupić coś na kolację.
Wróciła do telefonu. Pomyślała, że zadzwoni do Kevina. Nie, nie zrobi tego. Do Lauren? Też nie.
– Ethan, gdzie jesteś?
W odpowiedzi słyszała tylko muzykę Beethovena, basy sprawiały, że podłoga drżała.
Читать дальше