Gardner stał na ganku, dmuchając na kubek gorącej kawy.
– Jakie?
– Stary Joe C. Prader zmarł.
– Zmarł?
A więc to było powodem ponownego przesłuchania. Teraz, kiedy oprócz podpalenia doszło do morderstwa – a mimo zaawansowanego wieku Joego C. z pewnością to pożar spowodował jego śmierć – śledztwo będzie musiało nabrać szybszego tempa.
– Tak, zmarł przed chwilą, będąc ciągle w szpitalu. Straciłam następnego klienta. Cholera. Pokiwałam głową z żalu, a Gardner zrobił to samo. Sądził, że oboje w myślach potępialiśmy te okropne czasy, w których przyszło nam żyć, w których starszy człowiek mógł zostać podpalony we własnym domu. Choć właściwie – pomyślałam – gdyby Joe C. żył w jakiejkolwiek innej epoce, ktoś wykończyłby go dużo wcześniej.
Gardner zszedł powoli ze schodów i stanął obok mnie, rozejrzał się po cichej ulicy, nocnym niebie, wszystkim, byle tylko nie patrzeć na mnie.
– Wiesz, nie mają na ciebie nic – powiedział tak cicho, że ktoś stojący od nas w odległości trzydziestu centymetrów nic by nie usłyszał. – Skok się na ciebie uwziął, nie mam pojęcia dlaczego. Nikt nie powiedział, że widział cię na podwórku z kanistrem benzyny. Uratowałaś staruszkowi życie i to nie jest twoja wina, że i tak zmarł. Jesteś w porządku, Lily Bard.
Oddychałam nierówno.
– Dzięki, Gardner.
Nie patrzyłam mu w twarz, ale tak jak on wpatrywałam się w noc. Gdybyśmy patrzyli na siebie, stałoby się to zbyt osobiste.
– Dziękuję – powtórzyłam i wsiadłam do samochodu.
W drodze do domu zastanawiałam się, czy zadzwonić do Claudea. Nie chciałam przeszkadzać mu, gdy spędzał czas z Carrie. Będą jednak małżeństwem przez długie lata, a parę minut rozmowy z nim teraz może mi zaoszczędzić kolejnych nieprzyjemnych spotkań ze Skokiem Farraclough. Skok nie próbowałby mnie wystraszyć i zmusić do powiedzenia czegoś głupiego, gdyby Claude wiedział o jego działaniach.
Teraz, gdy zmarł Joe C., jego majątek zostanie podzielony. Zastanawiałam się, czy na wpół spalony dom zostanie zburzony. To działka była wiele warta, nie dom. Podpalacz poszedł na skróty, eliminując dom i jego upartego mieszkańca. Może nie miał zamiaru zabijać Joego C? Nie, zostawienie bardzo starego człowieka w płonącym domu z pewnością świadczyło o tym, że podpalaczowi los Joego C. był zupełnie obojętny.
Po powrocie do domu kręciłam się wokół telefonu. W końcu zdecydowałam, że nie zadzwonię do Claude'a. Za bardzo przypominałoby to skarżenie tatusiowi na inne dzieciaki, biadolenie.
Gdy odsuwałam rękę od słuchawki, telefon zadzwonił.
Calla Prader.
– No i umarł – powiedziała. Była jakoś dziwnie zaskoczona.
– Słyszałam.
– Pewnie w to nie uwierzysz, ale będzie mi go brakowało. Joe C. rechotałby z zachwytu, gdyby to usłyszał.
– Kiedy pogrzeb? – zapytałam po krótkiej chwili.
– Jego ciało jest już w Little Rock, robią teraz sekcję – powiedziała takim tonem, jakby Joe C. wykazał się sprytem, trafiając tam tak szybko. – Mają tam wolne przebiegi, więc mówią, że przywiozą go z powrotem jutro. Muszą zrobić sekcję, żeby dokładnie określić przyczynę śmierci, na wypadek, gdyby złapano tego, kto podłożył ogień. Mogą go wtedy oskarżyć o morderstwo, jeśli Joe C. faktycznie zmarł w wyniku pożaru.
– Może będzie ciężko to określić.
– Wiem tylko tyle, ile przeczytałam w książkach Patricii Cornwell – powiedziała Calla. – Jestem pewna, że ona rozwiązałaby taką zagadkę.
– Czy coś mogę dla ciebie zrobić? – zapytałam, próbując skłonić ją do dojścia do sedna.
– Ach tak, zapomniałam, po co do ciebie dzwonię. Dopiero teraz zorientowałam się, że Calla wypiła parę głębszych.
– Słuchaj, Lily, planujemy wyprawić pogrzeb w czwartek o jedenastej.
Nie miałam zamiaru na niego iść.
– Zastanawialiśmy się, czy mogłabyś nam później pomóc. Spodziewamy się, że przyjadą prawnuki z innego miasta i mnóstwo pozostałych członków rodziny, więc po pogrzebie wyprawiamy małą stypę u Winthropów. Mają największy dom z nas wszystkich.
W ostatnim zdaniu wyczułam ślad zazdrości.
– Co miałabym robić?
– Pani Bladen przygotuje jedzenie, a jej siostrzeniec dostarczy je na miejsce w czwartek rano. Trzeba poprzekładać je na srebrne tace należące do Beanie, pilnować, żeby były pełne, zmywać naczynia, takie tam.
– Musiałabym poprzekładać moje czwartkowe zobowiązania. – W czwartki zaczynałam od domu Drinkwaterów, a Helen Drinkwater nie była elastyczna. Po przejrzeniu w głowie listy moich czwartkowych klientów uznałam, że ona stanowi jedyny problem. – O jakiej zapłacie rozmawiamy? – Lepiej było to wiedzieć, zanim się zgodzę.
Calla była przygotowana na to pytanie. Kwota, którą wymieniła, była wystarczająco duża, by wynagrodzić niedogodności, przez które będę musiała przejść. Potrzebowałam tych pieniędzy. Ale miałam jeszcze jedno pytanie.
– A Winthropom to nie przeszkadza? – spytałam, ostrożnie utrzymując neutralny ton głosu.
Nie przestąpiłam progu ich domu od co najmniej pięciu miesięcy.
– To, że będziesz tam pracować? Kochanie, to Beanie cię zasugerowała.
To przeze mnie jej teść trafił do więzienia i Beanie zniosła to gorzej niż jej mąż, jedyny syn Howella Winthropa. Wyglądało na to, że teraz była gotowa puścić sprawę w niepamięć.
Przez krótką cudowną chwilę wyobrażałam sobie, że Beanie znów mnie zatrudnia, jej przyjaciółki znów dają mi pracę, a moja sytuacja finansowa jest równie dobra jak wtedy, gdy była moją najlepszą klientką.
Nie znosiłam, gdy czegoś tak mocno potrzebowałam. Gdy potrzebowałam czegoś, co mógł mi dać tylko ktoś inny.
Bez skrupułów odcięłam tę pajęczą nitkę marzeń i powiedziałam Calli, że oddzwonię, gdy dowiem się, czy mogę przełożyć swoje czwartkowe obowiązki.
Uznałam, że byłabym potrzebna od mniej więcej ósmej rano (żeby odebrać jedzenie, przygotować tace, umyć naczynia po śniadaniu, być może nakryć do stołu w jadalni Winthropów) do przynajmniej trzeciej po południu. Nabożeństwo o jedenastej, później na cmentarz i z powrotem… Żałobnicy powinni przyjechać do domu Winthropów piętnaście po dwunastej. Skończyliby jeść około wpół do drugiej. Później musiałabym pozmywać, pozamiatać, odkurzyć dywany…
Gdy Helen Drinkwater dowiedziała się, że rezygnując z mojego sprzątania w czwartek, wyświadczy przysługę Winthropom, zgodziła się, żebym przyjechała do niej w środę rano.
– Tylko ten jeden raz – przypomniała stanowczo.
Biuro podróży, w którym sprzątałam w czwartek po południu, powinnam załatwić bez problemu, a wdowiec, dla którego sprzątałam dokładnie cały dom – kuchnia, łazienka, ścieranie kurzów i odkurzanie podłóg – powiedział, że środa jest w porządku, może nawet lepsza niż czwartek.
Oddzwoniłam do Calli i powiedziałam, że przyjdę.
Perspektywa zarobienia dodatkowych pieniędzy poprawiła mi nastrój na tyle, że nie rozmyślałam już o moich problemach ze Skokiem Farraclough. Gdy kładłam się spać i zadzwonił Jack, brzmiałam pozytywnie i chyba trochę tej radości udzieliło się jemu. Powiedział, że rozglądał się za mniejszym mieszkaniem albo nawet pokojem u kogoś w domu i wynajęciem swojego trzypokojowego mieszkania.
– Jeśli nadal jesteś pewna – powiedział ostrożnie.
– Tak. – Pomyślałam, że takie stwierdzenie może nie wystarczyć, więc dodałam: – Tego właśnie chcę.
Gdy tego wieczoru zasypiałam, przyszedł mi do głowy dziwny pomysł: że własną śmiercią Joe C. uszczęśliwił mnie bardziej niż przez całe swoje życie.
Читать дальше