Tęskniłam za nim. Wyglądało na to, że potrzebowałam go bardziej, niż powinnam. Może to dlatego, że tak długo obywałam się bez drugiej osoby? Może ceniłam go bardziej przez to, co przeszłam kilka lat temu? Dostrzegałam słabości Jacka; nie sądziłam, że jest ideałem. Ale to mi nie przeszkadzało. Co bym zrobiła, gdyby coś mu się stało?
Wydawało się, że był to dzień pytań, na które nie potrafiłam udzielić odpowiedzi.
Tego wieczoru podczas zajęć karate nie mogłam się skupić, za co Marshall mnie ochrzanił. Cieszyłam się, że nie walczyliśmy, bo przegrałabym, a nie lubię przegrywać. Janet dokuczała mi, gdy wiązałam sznurowadła, oskarżając mnie o to, że jestem roztargniona, bo usycham z tęsknoty za Jackiem. Zdołałam prawie się do niej uśmiechnąć, choć miałam ochotę odburknąć. Pozwolenie sobie na to, żeby myślenie o facecie rozproszyło mnie w trakcie czegoś tak ważnego, było… Nagle się uspokoiłam.
Byłoby całkiem naturalne. Byłoby normalne.
Ale to nie wyobrażanie sobie, jak wygląda Jack, gdy bierze prysznic, mnie rozpraszało. Myślałam o Deedrze – o tym, jak wyglądała jej twarz, jak była ułożona za kierownicą swojego czerwonego samochodu. Nie wiedziałam, co mogę zrobić, żeby jej pomóc. Zrobiłam, co mogłam. Zawiązałam sznurowadła i usiadłam, wpatrując się poprzez pustą salę w Beccę, która śmiejąc się, pokazywała bratu, jak prawidłowo ułożyć ręce w pozycji sanchin-dachi. Gestem poprosiła mnie, żebym podeszła i pomogła, ale pokręciłam głową i chwyciłam torbę. Chciałam być sama.
Po powrocie do domu wzięłam się do dalszego przeglądania kaset Deedry, bo obiecałam Marlonowi, że jeśli znajdę taśmę, na której był, oddam mu ją. Pomysł, że zatrzymałby film, na którym uprawia seks z kobietą, która teraz już nie żyła, trochę mnie obrzydzał, ale to, co Marlon Schuster miał zamiar zrobić z filmem, nie było moją sprawą. Nie lubiłam go, choć może zbyt ostro wyrażałam swoją opinię na jego temat. Prawdziwsze byłoby stwierdzenie, że go nie szanuję, co było dla mnie czymś normalnym. Nie znalazłam w nim niczego, co mogłam polubić, poza jego słabością dla Deedry. I to już było coś, poza tym – dałam mu słowo.
Prawie zasnęłam, gdy przeglądałam kasety. Oglądałam rzeczy, których nigdy wcześniej nie widziałam: talk-show, telenowele, „prawdziwe” programy o kierowcach karetek, policjantach, poszukiwanych przestępcach i zaginionych dzieciach. Po obejrzeniu kilku taśm potrafiłam już przewidzieć, jaki program będzie następny, przejrzałam schemat Deedry. Były jak zawartość szkatułki, którą ktoś ukrył, żeby zapamiętać chwile z przeszłości. Tylko że ta szkatułka dotyczyła ostatnich paru tygodni w świecie telewizji. Gdy przełożyłam kasety do kartonu, te najnowsze znalazły się na dnie.
Większość kaset nie była ponazywana – pewnie Deedra już je obejrzała. Pozostałe opisane były skrótami, które dopiero po pewnym czasie nabrały dla mnie sensu. Odkryłam, że „TJŻ” oznaczało Tylko jedno życie, „G” oznaczało Gliny, „NPPA” – Najbardziej poszukiwanych przestępców Ameryki, a „Op” – Oprah.
Po przejrzeniu około dziesięciu kaset znalazłam tę z Marlonem i Deedrą. Obejrzałam tylko parę sekund, żeby upewnić się, kogo oglądam. (Lepiej, żeby Marlon nie dostał kasety, na której Deedra uprawia seks z innym facetem). Odłożyłam kasetę, oznaczając ją dyskretną żółtą karteczką.
Skoro już się zabrałam do przeglądania kaset, chciałam dokończyć to zadanie, ale tylko dlatego, że się uparłam. Wychwyciłam jeszcze jeden filmik – Deedra i nasz listonosz, częściowo w stroju służbowym. Obrzydliwe. Wszystkie pozostałe kasety raczej zawierały nieszkodliwe programy telewizyjne. Kiedy dotarłam do dna pudła, pomyślałam, że mogłabym połączyć programy ze streszczeniami w starej gazecie, którą znalazłam w torbie Jacka. To były rzeczy, które Deedra nagrała w tygodniu, w którym zginęła.
Na końcu jednej z taśm był nawet stary film, który Deedra nagrała w sobotę rano.
W swoim zbiorze kaset miała przynajmniej dwie z nagraniami programów z soboty dwa tygodnie temu. Co weekend nagrywała te same. Gdzie w takim razie była druga kaseta z programami nagranymi w ostatnią sobotę? Zmarła dopiero w niedzielę, jak mówił Marlon, żyła, gdy wyszedł od niej w niedzielę rano. Nawet gdybym nie wierzyła Marlonowi, rozmawiała przecież z matką w kościele. Gdzie więc była kaseta z nagraniami z soboty wieczór?
Prawdopodobnie był to nieistotny szczegół, ale to nieistotne szczegóły składają się na sprzątanie. To one tworzą całość. Błyszczący zlew, porządnie złożony ręcznik, niezakurzony ekran telewizora – to są widoczne dowody, że o twój dom ktoś się troszczył.
Zaczęła mnie boleć głowa, co nie zdarza się często. Nic nie miało sensu. Mogłam się tylko cieszyć, że nie pracowałam w policji. Musiałabym całymi dniami wysłuchiwać mężczyzn, którzy opowiadali o swoich małych romansach z Deedrą, swoich chwilach słabości, niewierności. Z pewnością lepsze było już obejrzenie paru sekund domowego porno, skoro czułam się moralnie zobligowana, by w jakiś sposób posprzątać po Deedrze.
Z ulgą odebrałam telefon.
– Lily! – powiedziała uszczęśliwiona Carrie.
– Pani doktor Friedrich – odpowiedziałam. Po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza.
– Kurczę. Nie mogę się z tym oswoić. Jak sądzisz, ile zajmie ludziom przyzwyczajenie się do tego, że należy się do mnie zwracać doktor Friedrich?
– Jakiś tydzień.
– O raju! – Była szczęśliwa i brzmiała, jakby miała osiemnaście lat. – O raju! Jak się miewasz? Coś ważnego wydarzyło się podczas naszej nieobecności?
– Niezbyt wiele. Jak było w Hot Springs?
– Och, pięknie – westchnęła. – Nie mogę uwierzyć, że musimy iść jutro do pracy.
Usłyszałam hałas w tle.
– Claude dziękuje ci, że byłaś świadkiem – przekazała Carrie.
– Cieszę się, że mogłam to zrobić. Jesteś u siebie w domu?
– Tak, musimy szybko przewieźć tu rzeczy Claudea. Godzinę temu poinformowałam rodziców! Postawili już na mnie krzyżyk, więc teraz oszaleli ze szczęścia.
– Co chcielibyście dostać z Claudeem w prezencie ślubnym?
– Lily, niczego nie potrzebujemy. Jesteśmy tacy starzy, już dawno temu się urządziliśmy. Nic nie jest nam potrzebne.
– Okej – powiedziałam. – Wiem. Co powiesz na to, żebym posprzątała mieszkanie Claudea, po tym jak wywiezie swoje rzeczy.
– Och, Lily, byłoby cudownie! Nie musielibyśmy się o to martwić.
– W takim razie załatwione. Carrie przekazała moją propozycję i Claude się sprzeciwił.
– Mówi, że to zbyt wiele, przecież zarabiasz w ten sposób na życie – zrelacjonowała Carrie.
– Powiedz mu, żeby się zamknął. To prezent – powiedziałam, a Carrie zachichotała i przekazała dalej.
– Do zobaczenia wkrótce. Och, Lily, jestem taka szczęśliwa!
– Cieszę się za was oboje – powiedziałam.
Prędzej czy później ktoś powie jej o pożarze i Carrie ochrzani mnie, że jej nie powiedziałam. Ale nie potrzebowała już teraz schodzić na ziemię ze swojego siódmego nieba i z opóźnieniem martwić się o mnie. Jutro wróci do pracy, podobnie jak Claude. Praca lekarki i komendanta policji wymaga skupienia i odpowiedzialności.
Następnego ranka zastanawiało mnie, dlaczego Lacey się nie odezwała. Przecież chciała, żebym dokończyła sprzątanie mieszkania. Kryzys małżeński musiał pokrzyżować jej plany, co wcale mnie nie zdziwiło. Wolny czas po sprzątaniu domu Joego C. został zarezerwowany, gdy zadzwoniła opiekunka pani Jepperson i poprosiła, żebym przyjechała.
Читать дальше