Jeśliby Deedra zagroziła jego małżeństwu, musiałaby zostać bezwzględnie wyeliminowana. Jerrell szalał na punkcie Lacey. Nigdy za nim nie przepadałam i z mojego punktu widzenia byłoby świetnym rozwiązaniem, gdyby to ojczym Deedry okazał się winny popełnienia tego morderstwa.
Ale przyłapałam się na marszczeniu brwi do mopa, którego akurat wyciskałam. Bez względu na to, jak mocno się starałam, nie mogłam się przekonać do winy Jerrella. Mogłam go sobie wyobrazić uderzającego Deedrę jakimś poręcznym klockiem drewna czy nawet strzelającego do niej, ale nie widziałam go, jak planuje tę wysublimowaną scenerię w lesie. Porozrzucane ubrania, ułożenie ciała, butelka… nie, mało prawdopodobne.
Birdie wróciła i znów paplała, ale nie słuchałam. W myślach sprawdzałam to, co przed chwilą powiedziałam do siebie, i układałam mały plan.
Ten poniedziałek dziwnie przypominał poprzedni; było bezchmurnie i jasno, a w powietrzu czuć było żar, jak wtedy, gdy stoi się przy kuchennym palniku.
Nie zaparkowałam na Farm Hill Road, tylko skręciłam w żwirową drogę. Nie chciałam ryzykować rozwalenia mocno już zużytego zawieszenia na koleinach, więc zaparkowałam tuż przy brzegu lasu. Siedziałam w samochodzie, nasłuchując przez kilka minut. Nie było dziś przepiorą, ale słyszałam drozda i kardynała. W cieniu było nieco chłodniej.
Westchnęłam, wysiadłam z samochodu. Wyjęłam kluczyki i na wszelki wypadek wepchnęłam je do kieszeni. Ostrożność nigdy nikomu nie zaszkodziła.
Później ruszyłam drogą, powtarzając sobie, że tym razem nie będzie samochodu pośrodku lasu, bo przecież nie mogło być w tym samym miejscu auta…
Ale było, zaparkowane dokładnie tam, gdzie stało wcześniej auto Deedry, i tak jak ono tyłem do mnie. Zamurowało mnie.
Był to bronco, ciemnozielony, dlatego nie zauważyłam go wcześniej. Ktoś w nim siedział.
– O nie – wyszeptałam.
To było jak jeden z tych snów, w których musisz zrobić coś, czego się boisz, coś, co zakończy się czymś potwornym. Gdy zaczęłam iść w kierunku auta, zacisnęłam zęby, żeby nimi nie szczękać, a dłoń położyłam na sercu, które ze strachu waliło jak młot.
Zbliżyłam się do okna od strony kierowcy, zostając trochę z tyłu, żeby nie wyczuć znów tego zapachu.
Sądziłam, że nie wytrzymam i zwymiotuję, a nie chciałam przez to przechodzić. Pochyliłam się lekko, żeby zajrzeć do środka, i zamarłam. Wpatrywałam się w lufę pistoletu.
Oczy Cliftona Emanuela były tak samo czarne i okrągłe jak wylot lufy. I prawie tak samo przerażające.
– Nie ruszaj się – powiedział ochrypłym głosem.
Byłam w zbyt wielkim szoku, by cokolwiek odpowiedzieć, i nie miałam zamiaru choćby drgnąć. W okamgnieniu przez moją głowę przemknęło wiele myśli. Wiedziałam, że jeśli zaczęłabym natychmiast działać, mogłam odebrać mu broń, choć był przygotowany, by pociągnąć za spust. Ale był stróżem prawa i miałam zamiar go posłuchać, choć z doświadczenia wiedziałam, że niektórzy z tych, którzy powinni strzec prawa, są równie zepsuci i mają tak samo nie po kolei w głowie, jak socjopaci, których aresztują.
Więc… stałam w bezruchu.
– Cofnij się – nakazał dziwnym głosem, w którym słychać było ogromne napięcie.
Gdybym się cofnęła, musiałabym się ruszyć, ale to nie była dobra pora, żeby się z nim sprzeczać o drobiazgi. Zrobiłam krok w tył. Marshall zawsze nas ostrzegał, że nieważne, jak dobrzy jesteśmy w sztukach walki, w niektórych sytuacjach będzie rządził gość ze spluwą.
Wstrzymując oddech, obserwowałam, jak Clifton Emanuel otwiera drzwi i wysiada z samochodu. Mimo że bardzo się starał cały czas we mnie celować, był taki moment, gdy mogłam uciec, ale niepewność mnie sparaliżowała.
Choć nie sądziłam, żeby zastępca szeryfa zaczął strzelać, byłam zwarta i gotowa do działania. Tak wybałuszył oczy, że widać było prawie same białka, co mocno mnie niepokoiło. Ale zaraz uświadomiłam sobie, że gdy usłyszał, jak idę drogą, wyciągnął broń i czekał, aż się zbliżę. I nie dziwiło mnie już to, że sprawiał wrażenie trochę szurniętego.
– Oprzyj się o samochód – nakazał.
Teraz, gdy miałam pewność, że nie zastrzeli mnie bez namysłu, zaczęłam się wściekać. Oparłam ręce o samochód, rozszerzyłam nogi i pozwoliłam mu się obszukać, ale czułam, jak wraz ze strachem odpływa moja tolerancja.
Obszukał mnie dyskretnie i bez podtekstów.
– Odwróć się – powiedział, a jego głos nie był już tak ochrypły.
Stanęłam przodem do niego i musiałam zadrzeć głowę, żeby odczytać stan emocjonalny z jego twarzy. Jego ciało było trochę bardziej rozluźnione, a wzrok sprawiał wrażenie nieco mniej nerwowego. Starałam się wyglądać niegroźnie, nie napinać mięśni i oddychać miarowo. Wymagało to sporej koncentracji.
– Co tutaj robisz? – zapytał.
Był w cywilu, ale zauważyłam, że spodnie w kolorze khaki i brązowa koszula w kratę nie różniły się zbyt mocno od munduru.
– Mogłabym spytać cię o to samo – odpowiedziałam, próbując nie zabrzmieć tak konfrontacyjnie, jak się czułam.
Nie lubię czuć się bezsilna. Nie znoszę tego tak jak prawie niczego innego.
– Mów – powiedział.
– Chciałam znów obejrzeć to miejsce – wyjąkałam, niezadowolona, że muszę wyjaśniać coś, co tak naprawdę było przeczuciem, którego nie potrafiłam niczym poprzeć.
– Dlaczego?
– Chciałam o tym pomyśleć – dokończyłam. – Bo wiesz, myślałam… – Potrząsnęłam głową, starając się nazwać to, o czym naprawdę miałam zamiar pomyśleć. – Coś było tu nie w porządku.
– Poza tym, że młoda kobieta została zamordowana? – zapytał sucho.
Przytaknęłam, ignorując sarkazm w jego głosie. Opuścił broń.
– Też tak myślę. – Wyglądał teraz na mocno zaskoczonego. Był zdziwiony, że myślałam o tym, co zobaczyłam tego dnia, że po tym jak powiadomiłam o śmierci Deedry, myślałam o jej ostatnich chwilach. W ocenie Cliftona Emanuela byłam taką twardzielką, iż nie powinna mnie obejść śmierć kobiety, którą znałam od lat. Pomyślałam, że cudownie byłoby być tak twardą.
Schował pistolet do kabury. Nie przeprosił za celowanie we mnie i nie prosiłam go o to. Gdybym była na jego miejscu, zrobiłabym to samo.
– No, mów – zachęcił.
– Pomyślałam sobie, że… – Zamilkłam, starając się znaleźć odpowiednie określenie. Chciałam, żeby dobrze mnie zrozumiał. – Mamy myśleć, że jakiś mężczyzna przyjechał tu z nią jej samochodem.
– Albo umówił się z nią na spotkanie tutaj – przerwał, a ja przytaknęłam, pokazując dłonią, że zgadzam się z tym.
– Być może. No więc ona tu jest i jest tu też morderca, jakkolwiek się tu dostał. I mamy myśleć, że później morderca wywabił Deedrę z samochodu na seks, kazał jej zdjąć ubrania. No i ona rozbiera się dla jego przyjemności, rozrzuca ubrania w przypadkowy sposób, rajstopy tu, bluzka tam, perły, spódnica… I jest pośrodku lasu goła jak święty turecki. Później uprawia z nim seks, on używa prezerwatywy, chyba że jest kompletnym idiotą. Albo może nie uprawiają seksu? Nie wiem, co wykazała sekcja. Ale w tym momencie coś idzie nie tak.
Clifton kiwał wielką głową.
– Kłócą się o coś – przejął scenariusz. – Może grozi mu, że powie żonie, że się z nią pieprzy. Ale to wydaje się mało prawdopodobne, bo wszyscy Był w cywilu, ale zauważyłam, że spodnie w kolorze khaki i brązowa koszula w kratę nie różniły się zbyt mocno od munduru.
– Mogłabym spytać cię o to samo – odpowiedziałam, próbując nie zabrzmieć tak konfrontacyjnie, jak się czułam.
Читать дальше