– Gdzie jedziecie? – zapytałam, starając się być uprzejma.
– Kto wie! – Becca się zaśmiała. – Możemy pojechać do Meksyku, możemy polecieć na Dominikanę! Jeśli któreś miejsce nam się spodoba, być może tam zostaniemy.
– Sprzedałabyś Apartamenty?
– Możliwe – powiedziała trzeźwo Becca. – Muszę przyznać, Lily, czuję się tu jak ryba bez wody.
To była prawda.
– Becca musi zobaczyć świat – powiedział z dumą Anthony.
Z pewnością byli podekscytowani. Mnie perspektywa podróży wcale by nie ucieszyła, ale widziałam, że Becca jest gotowa wyjechać. Nigdy nie czuła się w Shakespeare jak u siebie.
Gdy wróciłam do domu, zastałam zdumionego Jacka kucającego przed telewizorem. Po jego prawej stronie stały dwie sterty taśm video.
– Lily, powiedz mi, skąd wzięłaś te kasety? – zawył, wpatrując się w odcinek Mody na sukces. – Część z nich to domowe porno, a reszta to Oprah i telenowele.
Uśmiechnęłam się. Nie mogłam nic na to poradzić. Opowiedziałam mu o Deedrze i o swojej chęci pomocy poprzez wyniesienie kaset z mieszkania.
– Lepiej opowiedz mi wszystko od początku, jeszcze raz. To była ta dziewczyna bez brody, która mieszkała po drugiej stronie korytarza?
Zeszłej jesieni, kiedy Jack pracował w Shakespeare jako tajniak, wynajął jedno z mieszkań w Apartamentach Ogrodowych.
– Tak, to była Deedra – westchnęłam.
Dziewczyna bez brody. Świetnie została zapamiętana. Zaczęłam od początku opowiadać Jackowi o tym, jak znalazłam Deedrę w samochodzie – gwizdanie ptaków, ciszę lasu, szarą martwą kobietę na przednim siedzeniu samochodu.
– Jak dużo wcześniej zmarła? – zadał praktyczne pytanie Jack.
– W gazecie napisano, cytując Martę, że zmarła jakieś osiemnaście do dwudziestu czterech godzin wcześniej.
– Masz jeszcze tę gazetę? – zapytał, a ja poszłam przeszukać kosz z makulaturą.
Jack wyciągnął się na podłodze i swoim ciałem zajął prawie cały mój mały salon. Przypomniałam sobie, zaskoczona, że wprowadzał się do mnie i mogłam patrzeć na niego tak długo, jak chciałam, codziennie. Nie musiałam go zapamiętywać, żeby móc odtwarzać te wspomnienia, gdy wyjechał. I częściej będzie zajmował tyle miejsca w moim domu.
Wiedziałam, że na naszej drodze na pewno pojawią się wyboje.
– Więc ostatnią osobą, która widziała Deedrę, była jej matka i było to po wyjściu z kościoła, skąd Deedra poszła do domu.
Jack znów przeglądał artykuł. Koszulka ciasno opinała mu plecy, a dresy podkreślały kształt jego tyłka. Byłam szczęśliwa, że tak się rozkładał na mojej podłodze. Miałam ochotę zabrać mu gazetę. Jutro rano wyjedzie, a ja pójdę do pracy i nie wykorzystywaliśmy czasu, który nam pozostał, w najlepszy sposób.
– Ciekawe, co zrobiła. – Jack analizował fakty jak były glina, którym przecież był. – Czy dotarła do mieszkania? Jak z niego wyszła?
Powiedziałam Jackowi wszystko, co wiedziałam o poczynaniach mieszkańców budynku w to niedzielne popołudnie.
– Becca była w mieście, ale nie wiem dokładnie gdzie. Claudea nie było, sióstr Bickel również, Terry Plowright wyjechał. Tick, jak sądzę, był pijany. Kobieta, która pracuje w Walmarcie, Domari Clayton, była według Becki w pracy.
– A gdzie była Becca?
– Nie wiem, nie powiedziała.
Nie miałam pojęcia, co Becca miała w zwyczaju robić w niedziele. Nie chodziła do kościoła i choć często pojawiała się w Body Time, nie zostawała tam długo. Może w niedziele po prostu włóczyła się po mieszkaniu w pidżamie i czytała gazety albo książkę.
– Czy jej brat już tu wtedy był?
– Nie, wczoraj widziałam go po raz pierwszy.
– Czyli nie poznał nigdy Deedry.
Jack oparł brodę na rękach i gapił się na drewnianą podłogę. Gdy rozmyślał, wzięłam z kuchni – naszej kuchni – stary program telewizyjny i otworzyłam go na sobocie. To musiał być dzień mający związek z Deedrą, skoro zginęła w niedzielę.
Przeczytałam wszystkie streszczenia, sprawdziłam transmisje sportowe, ślęczałam nad opisem wieczornych programów. Kiedy Jack po dłuższej chwili otrząsnął się z zadumy, zapytał, co robię. Próbowałam mu wyjaśnić, ale niepotrzebnie to zagmatwałam.
– Może na gazecie była krew albo coś i morderca zabrał ją ze sobą – powiedział bez zainteresowania. – Albo Deedra wylała na nią piwo imbirowe i wyrzuciła do kosza. Bardziej mnie interesuje jej torebka. Co mogło w niej być? Czy miała jedną z tych wielkich toreb, w których można zmieścić cegły?
– Nie, jej były na tyle duże, by pomieścić pieniądze, szczotkę do włosów, puder, miętówki i chusteczki do nosa. Ale nic poza tym.
– Mieszkanie zostało splądrowane?
– Nie zauważyłam tego.
– Co jest wystarczająco małe, by zmieściło się w torebce? – Jack odwrócił się na plecy. Była to jeszcze bardziej atrakcyjna poza. Jego orzechowe oczy wpatrywały się w sufit. – Miała biżuterię?
– Nic drogiego. A przynajmniej nic, przez co warto było aranżować tę wyszukaną scenę zbrodni. Gdyby dostała w głowę cegłą, gdy robiła zakupy w centrum handlowym, to miałoby to sens. Miała kilka złotych łańcuszków, perły – one byłyby tego warte. Ale to, to ułożenie rzeczy w lesie… to wyglądało na coś osobistego. A jej perły były tam, wisiały na drzewie.
– Czyli wracamy do jej życia seksualnego. Z kim, kogo znasz, uprawiała seks?
Jack wyglądał odrobinę nieswojo, gdy zadawał pytanie. Było to trochę dziwne.
– Z każdym, z kim mogła – powiedziałam w roztargnieniu, zaczynając coś podejrzewać. – Chcesz listę?
Jack potwierdził i nadal wpatrywał się w sufit.
– Marcus Jefferson, ten gość, który mieszkał na piętrze, z przodu, w mieszkaniu, które przez jakiś czas wynajmowałeś. – Zastanowiłam się przez chwilę. – Syn Briana Grubera, Claude, Terry Plowright, Darcy Orchard, Norvel Whitbread, Randy Peevely, gdy był w separacji z Heather, plus jeszcze przynajmniej – policzyłam na palcach – czterech innych. A to tylko ci, których zastałam w jej mieszkaniu. Ale nie miałam zamiaru dawać Marcie Schuster listy.
– Nie powiedziałaś policji?
– To nie ich sprawa. Być może któryś z nich zabił Deedrę, ale to jeszcze nie powód, żeby wszyscy przechodzili piekło. A wcale nie jestem przekonana, by którykolwiek z nich naprawdę ją zabił.
– Skąd to wiesz?
– Bo niby dlaczego mieliby to zrobić? – zapytałam, pochylając się do przodu i opierając ręce na kolanach.
– Ze strachu przed zdemaskowaniem – zaczął pewnie Jack, ale się zawahał.
– Kto miałby się tego bać? Wszyscy w mieście wiedzieli, że Deedra była… łatwo dostępna. Nikt nie brał jej poważnie. To było jej tragedią. – Zaskoczyło mnie to, moja zaciekłość i drżący głos. Zależało mi bardziej, niż sądziłam, z powodów, których nie byłam w stanie zrozumieć. – Jack, czy byłeś bardzo samotny, gdy przyjechałeś do Shakespeare?
Poczerwieniał. Nie było to atrakcyjne.
– Nie – powiedział. – Ale było blisko. Nie zrobiłem tego ze strachu przed aids. Miała prezerwatywy, byłem napalony, ale zbadałem się wcześniej i byłem czysty, a wiedziałem, że ona jest…
– Dziwką? – zapytałam, czując, jak buzuje we mnie złość, której nie potrafiłam zrozumieć.
Jack przytaknął.
Niesamowite, jak łatwo można zniszczyć udane popołudnie.
– Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego jesteś wściekła?
Jack zadał to pytanie moim plecom. Na kolanach szorowałam podłogę w łazience.
Читать дальше