– Ale po co?
Nawet Deedra nie była w stanie zorganizować rendez-vous z każdym z trenujących karate. Becca wzruszyła ramionami.
– Nie mam pojęcia.
Było jasne, że był jakiś powód, że podczas dochodzenia odkryto coś, co spowodowało to zainteresowanie.
– A przesłuchają też ludzi z kursu taekwondo? – zapytałam. Becce spodobała się moja reakcja.
– Dokładnie o to samo zapytałam Annę-Lise. Tak, wszyscy mężczyźni trenujący sztuki walki muszą się stawić w biurze szeryfa. Bez względu na to, czy znali się z naszą zmarłą sąsiadką.
– To całkiem sporo ludzi – zawahałam się. – Zastanawiam się, czy kiedykolwiek odkryją, kto ją zabił.
– Lily, chcę, żeby policja to odkryła. Wiesz, że zrobił to jeden z gości, z którymi spała.
– Być może.
– Zabezpieczyli sporo pościeli.
– Miała w szufladzie pełno prezerwatyw. Oczywiście nie miałam pewności, że ich używała, ale sądziłam, że jeśli strach przed chorobą nie nakazywał jej być ostrożną, sprawił to lęk przed ciążą.
Becca gapiła się na mnie, a gdy myślała nad tym, jej oczy wyglądały jak błyszczące błękitne kulki ze szkła.
– Czyli najprawdopodobniej na prześcieradłach nie będzie plam z nasienia. Nie będzie więc możliwości porównania materiału genetycznego i zrobienia testów DNA. – Założyła nogę na nogę i zaczęła kołysać stopą. – W jej ciele też nie będzie DNA. Ej, a czy robiła to z kobietami?
Z zainteresowaniem popatrzyłam na nią, starając się nie okazywać szoku. Dużo się o sobie dziś uczyłam.
– Nawet jeśli, to nic mi na ten temat nie wiadomo.
– Och, nie bądź taką cnotką, Lily – powiedziała Becca, widząc, że nie jestem zadowolona z przebiegu rozmowy. – Wiesz, wiele kobiet, które przeszły przez to co ty, po tym wszystkim ma skłonność do kobiet. Być może Deedra wypróbowała już cały męski asortyment i chciała czegoś innego.
– Nawet jeśli, to nikomu nic do tego – powiedziałam stanowczo.
– Nie ma z tobą zabawy. – Becca zmieniła położenie nóg, podniosła gazetę i odłożyła ją z powrotem. – A jak się miewa Joe C?
– Nie zadzwoniłam jeszcze do szpitala, ale wiem, że ciągle żyje.
– Miał szczęście, że byłaś w pobliżu. – Na jej wąskiej twarzy malował się kompletny spokój.
– W końcu ktoś zadzwoniłby po straż i strażacy uwolniliby go.
– No cóż, i tak mam zamiar ci podziękować, przecież Joe C. jest moim pradziadkiem.
– Często go odwiedzałaś?
– Nie byłam, w Shakespeare od dzieciństwa. Ale kiedy wuj Pardon zmarł i przeprowadziłam się tutaj, odwiedzałam Joego C. mniej więcej raz na dwa tygodnie. Ten stary drań nadal lubi wysokie obcasy i krótkie spódniczki, wiesz?
– Tak, wiem.
– Trochę to żałosne. Ale stary łajdak ma nadal mnóstwo wigoru, to mu muszę przyznać. Ciągle jest w stanie naskoczyć na ciebie w mgnieniu oka, jeśli dasz mu do tego powód. I opieprzyć cię od góry do dołu.
– Konkretnie ciebie?
– Nie, nie mnie. Mówiłam ogólnie.
Czy miałam zapytać kogo? Postanowiłam tego nie robić z czystej przekory.
– Rozumiem, że dostałabyś spadek, razem z resztą prawnuków? – zapytałam zamiast tego, nie do końca rozumiejąc, dlaczego używam informacji, które przekazał mi Bobo.
– Tak, tak słyszałam – Becca uśmiechała się szeroko. – Ale staruszek jeszcze nie umarł! – wydawała się zadowolona z pokrewieństwa z takim twardzielem. Ale zaraz zrobiła się poważna. – Tak naprawdę, Lily, to chciałam powiedzieć, że możesz spodziewać się kolejnej wizyty pani szeryf.
– Dlaczego?
– Anna-Lise mówi, że kobiety trenujące karate są w następnej kolejności. Ze względu na to, jak zginęła Deedra.
– Jak zginęła? – Została…
Donośne pukanie przeszkodziło w naszej interesującej rozmowie.
– Za późno – powiedziała Becca, niemal beztrosko.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Becca wstała i wyszła tylnymi drzwiami. Musiałam otworzyć, a miałam coraz gorsze przeczucie.
– Szeryf Schuster – przywitałam ją i nie byłam w stanie ukryć niechęci. Ten dzień już mnie wykończył.
– Panno Bard – powiedziała krótko. Marta weszła, a w ślad za nią podążył Emanuel.
– Proszę usiąść. – Mój głos był chłodny i nieszczery. Oczywiście usiedli.
– Wyniki sekcji Deedry Dean – powiedziała Marta Schuster – są bardzo interesujące.
Podniosłam rękę, dłoń miałam skierowaną ku górze. No co?
– Mimo że po śmierci robiono z nią różne rzeczy – nie mogłam zapomnieć błysku szkła pomiędzy udami Deedry – zmarła w wyniku jednego silnego ciosu w splot słoneczny. – Szeryf poklepała się po własnym splocie słonecznym, żeby to lepiej zilustrować.
Prawdopodobnie wyglądałam na tak osłupiałą, jak się czułam. W końcu nie byłam w stanie z siebie nic wydusić poza: „No i?”.
– To był potężny cios, który zatrzymał jej serce. Nie umarła z powodu upadku czy uduszenia.
Pokręciłam głową. Nadal nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie wiem, jakiej reakcji spodziewała się Marta Schuster, ale nie zobaczyła jej i to ją rozzłościło.
– Oczywiście to mógł być wypadek – powiedział nagle Clifton Emanuel i obie na niego spojrzałyśmy. – Może ten cios nie miał jej zabić. Może ktoś ją uderzył, nie wiedząc, jak mocno to robi.
Nadal gapiłam się jak kretynka. Próbowałam zrozumieć znaczenie tej wypowiedzi, którą wygłosił tak, jakby dawał mi „wielką wskazówkę”.
– Cios pięścią – powiedziałam obojętnie. Czekali, z identycznym wyrazem wyczekiwania, niemal triumfu, wypisanym na twarzy. Stało się.
– Jak cios karate – powiedziałam. – Czyli… sądzicie… że co?
– Patolog powiedział, że osoba, która potrafiłaby uderzyć w ten sposób, musi być silna i wytrenowana.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie było sposobu, by uchronić się przed podejrzeniami. Nie dało się zanegować tego, o czym teraz myśleli. Przyszło mi do głowy tyle rzeczy naraz, że nie umiałem ich ogarnąć. Przypomniałam sobie ludzi z mojej grupy, przestudiowałam ich twarze. Każdy z uczniów, którzy uczęszczali na zajęcia dłużej niż przez parę miesięcy (jak można sobie łatwo wyobrazić, grupa miała wyraźne tendencje do kurczenia się), znał Deedrę. Raphael Roundtree uczył matematyki w liceum, do którego chodziła, Carlton Cockroft rozliczał jej podatki, Bobo był jej kuzynem, Marshall widywał Deedrę, jak przychodziła na aerobik w Body Time. Choć ciężko było w to uwierzyć, każdy z nich mógł z nią też sypiać.
A to byli przecież tylko mężczyźni. Janet znała Deedrę od lat, Becca wynajmowała jej mieszkanie… a ja dla niej pracowałam.
Pomyślałam, że moja firma tego nie wytrzyma. Przetrwałam inne skandale i wstrząsy w Shakespeare i miałam klientów, choć nie tak wielu jak wcześniej. Ale gdyby padło na mnie poważne podejrzenie, mogłam pożegnać się ze źródłem utrzymania. Musiałabym się przeprowadzić. Znowu.
Nikt nie chce się bać własnej sprzątaczki.
Schuster i Emanuel ciągle czekali, aż odpowiem, ale nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Wstałam. Oni po chwili wahania również. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Czekałam, aż sobie pójdą.
Spojrzeli na siebie pytająco, Schuster wzruszyła ramionami.
– Do zobaczenia później – powiedziała spokojnie i zeszła po stopniach.
Emanuel podążył za nią.
– Nie sądzę – powiedziałam i zamknęłam za nimi drzwi.
Usiadłam, położyłam dłonie na kolanach i próbowałam zastanowić się, co zrobić. Mogłam zadzwonić w poniedziałek do prawnika… Ale do kogo? Na pewno jakiegoś znałam. No i Carlton mógł mi kogoś polecić. Ale nie chciałam tego robić, nie chciałam tracić czasu ani pieniędzy na obronę przed tak bezpodstawnymi zarzutami. Rodzony brat szeryf był bardziej podejrzany niż ja. Doszłam do wniosku, że to właśnie dlatego szeryf skupiała się na teorii ciosu karate. Jak można było opisać cios? Był, jaki był. Jeśli dało się poznać, że serce zatrzymało się w wyniku ciosu karate, równie dobrze można było powiedzieć: „Osoba, która uderzyła, była praworęczna, trenowała karate goju-ryu od około trzech lat, a jej sensei urodził się w Azji”.
Читать дальше