– Jak mogłeś? – krzyknęła. – Dlaczego?
– Moi chłopcy od przestępstw gospodarczych przeglądają wasze księgi – rzekł Dellray. – Chyba odkryją, że brakuje bardzo dużo kasy tam, gdzie powinna być.
– Hudson Air ma się o wiele lepiej, niż sądziłaś, Percey – ciągnął Rhyme. – Tyle że większość zysków płynęła do kieszeni Talbota. Wiedział, że pewnego dnia wszystko się wyda, więc musiał się pozbyć ciebie i Eda, żeby samemu kupić firmę.
– Prawo pierwokupu – powiedziała. – Jako wspólnik mógł w razie naszej śmierci wykupić nasze udziały w firmie po niższej cenie.
– To jakaś bzdura. Pamiętaj, że ten facet strzelał też do mnie.
– Nie ty wynająłeś Stephena Kalla – przypomniał mu Rhyme.
– Zleciłeś robotę Jodiemu – Trumniarzowi – który z kolei zlecił ją Kallowi. A ten nie miał pojęcia, kim jesteś.
– Jak mogłeś?! – powtórzyła głucho Percey. – Dlaczego? Dlaczego?!
– Bo cię kochałem! – wrzasnął Talbot.
– Co? – wykrztusiła Percey.
– Śmiałaś się, kiedy chciałem się z tobą ożenić – ciągnął Talbot.
– Ron, nie. Ja…
– Potem wróciłaś do niego. – Uśmiechnął się drwiąco. – Ed Carney, przystojny pilot myśliwca. Orzeł… Pomiatał tobą, a mimo to chciałaś z nim być. Potem… – Twarz spurpurowiała mu z wściekłości. – Potem straciłem ostatnią rzecz, jaka mi została – zabronili mi latać. Patrzyłem, jak oboje zapisujecie setki wylatanych godzin miesięcznie, a ja mogłem tylko gnić za biurkiem i przekładać papierki. Mieliście siebie nawzajem, lataliście… nie masz pojęcia, co to znaczy stracić wszystko, co kochasz. Po prostu nie masz pojęcia!
Sachs i Sellitto zauważyli, że Talbot się spina. Przypuszczali, że będzie czegoś próbował, ale nie docenili jego siły. Gdy Sachs podeszła do niego, wyciągając z kabury broń, skoczył, przewracając ją na stół, z którego pospadały mikroskopy i inny sprzęt. Równocześnie przycisnął Mela Coopera stołem do ściany. Wyrwał Sachs glocka z dłoni.
Wycelował pistolet w Bella, Sellitta i Dellraya.
– Rzućcie broń na podłogę. Już!
– Co ty, stary – powiedział Dellray, przewracając oczami. – Co chcesz zrobić? Wyleźć przez okno? Nie masz dokąd uciec.
Talbot podsunął lufę pod nos Dellraya.
– Nie będę powtarzał.
W jego oczach widać było prawdziwą desperację. Przypominał Rhyme’owi osaczonego niedźwiedzia. Agent i obaj policjanci upuścili broń na podłogę. Bell rzucił oba pistolety.
– Dokąd prowadzą te drzwi? – Talbot wskazał na ścianę. Na zewnątrz widział strażników Eliopolosa i wiedział, że tamtędy nie ma ucieczki.
– Do szafy – rzekł szybko Rhyme.
Otworzył i zobaczył małą windę.
– Kurwa twoja mać – szepnął Talbot, celując w Rhyme’a.
– Nie! – zawołała Sachs.
Talbot skierował pistolet w jej stronę.
– Ron – krzyknęła Percey. – Zastanów się. Proszę…
Sachs, trochę stropiona, ale cała, wstała i spojrzała na pistolety leżące na podłodze w odległości dziesięciu stóp od niej.
Nie, Sachs, pomyślał Rhyme. Nie rób tego!
Przeżyła atak najniebezpieczniejszego i najbardziej opanowanego zabójcy w kraju, a teraz mógł ją zastrzelić spanikowany amator.
Oczy Talbota spoglądały to na Sellitta, to na Dellraya, wreszcie spoczęły na windzie, szukając włącznika.
Sachs, nie rób tego.
Rhyme próbował zwrócić na siebie jej uwagę, lecz Sachs oceniała właśnie dystans i kąt. Nie zdąży.
– Pogadajmy, Talbot – rzekł Sellitto. – Daj spokój, odłóż tego gnata.
Proszę, Sachs, nie… Zauważy cię. Strzeli w głowę – jak każdy amator – i umrzesz.
Sprężyła ciało. Nie odrywała oczu od sig-sauera Dellraya.
Nie…
W chwili gdy Talbot spojrzał na windę, Sachs rzuciła się na podłogę i złapała broń Dellraya. Lecz Talbot ją zauważył. Zanim zdołała podnieść ciężki automat, wycelował glocka w jej twarz i w panice naciskał spust.
– Nie! – krzyknął Rhyme.
Ogłuszający huk wystrzału. Szyby w oknach zadzwoniły, a para sokołów wzbiła się w niebo.
Sellitto chwycił swój pistolet. Drzwi otworzyły się z trzaskiem i do pokoju wpadli strażnicy Eliopolosa z bronią w ręku.
Ron Talbot, z małą czerwoną dziurką w skroni, przez ułamek sekundy stał zupełnie nieruchomo, a potem zwalił się ciężko na podłogę.
– O kurczę – powiedział Mel Cooper. Stał jak wryty, patrząc na lufę własnego smitha & wessona.38, wysuwającą się zza jego łokcia. Broń trzymała dłoń Rolanda Bella. Detektyw wynurzył się zza pleców technika, wyjmując broń z małej kabury znajdującej się z tyłu na pasku Coopera. Bell strzelił z biodra – z biodra Coopera, ściśle rzecz ujmując.
Sachs podniosła się z podłogi i wyjęła glocka z dłoni Talbota. Zbadała mu puls, pokręciła głową.
Pokój wypełniło głośne łkanie. Percey Clay padła na kolana i szlochając, zaczęła walić pięścią w masywne ramię Talbota. Przez dłuższą chwilę nikt się nie ruszał. Potem Amelia Sachs i Roland Bell ruszyli do niej równocześnie. Sachs cofnęła się jednak i pozwoliła, by detektyw objął ramieniem drobną kobietę i delikatnie odciągnął od ciała jej przyjaciela, a zarazem wroga.
Rozdział czterdziesty pierwszy
Z oddali dobiegł odgłos burzy. Późnym wieczorem zaczął padać gęsty wiosenny deszcz.
Okno było otwarte na oścież – naturalnie nie to, na którym mieszkały sokoły; Rhyme nie lubił, by im przeszkadzano – i pokój wypełniało chłodne, rześkie powietrze.
Amelia Sachs odkorkowała butelkę i nalała chardonnay cakebread do szklaneczki Rhyme’a i swojego kieliszka.
Spojrzała na ekran i zaśmiała się.
– Nie wierzę.
Na monitorze obok łóżka toczyła się partia szachów.
– Przecież nie grasz na komputerze – rzekła. – To znaczy nigdy nie widziałam, żebyś grał.
– Czekaj – odezwał się do niej.
Nie zrozumiałem. Powtórz – wyświetlił ekran.
Głośno powiedział:
– Wieża na D osiem. Szach i mat.
Chwila ciszy. Potem komputer powiedział: „Gratulacje” i zagrał cyfrową wersję marsza „Washington Post” Sousy.
– To nie rozrywka – oświadczył nieprzyjemnym tonem – ale ćwiczenie umysłu. Moja gimnastyka. Chcesz kiedyś zagrać, Sachs?
– Nie gram w szachy – odrzekła, przełknąwszy łyk wina. – Co to znaczy, że jakiś skoczek atakuje mojego króla? Wolałabym go rozwalić, a nie kombinować, jak go tu przechytrzyć. Ile znaleźli?
– Pytasz o pieniądze? Które ukrył Talbot? Ponad pięć milionów.
Kiedy rewidenci federalnych skończyli sprawdzać drugi zestaw ksiąg – tych prawdziwych – stwierdzili, że Hudson Air to wyjątkowo dochodowa firma. Strata samolotu i zerwanie kontraktu z Amer-Medem były wprawdzie bolesne, lecz mieli jeszcze mnóstwo pieniędzy, by, jak się wyraziła Percey, „utrzymać firmę w powietrzu”.
– Gdzie jest Trumniarz?
– W areszcie specjalnym.
Był to mało znany areszt znajdujący się w budynku sądu karnego. Rhyme nigdy go nie widział – zresztą niewielu gliniarzy widziało – lecz w ciągu ostatnich trzydziestu pięciu lat nikomu nie udało się stamtąd uciec.
– Nieźle spiłowali mu szpony – powiedziała Percey Clay, gdy Rhyme ją o tym poinformował. Wyjaśniła mu, że robi się tak sokołom używanym do polowania.
Rhyme, jako osoba zainteresowana sprawą, nalegał, by informowano go o szczegółach pobytu Trumniarza w areszcie. Dowiedział się od strażników, że pytał o okna w pomieszczeniu, rodzaj podłogi, lokalizację w mieście.
Читать дальше