Jeden ze strażników spojrzał na niego ze współczuciem, potem zerknął na Rhyme’a, który rzucił od niechcenia:
– Jeżeli poluzujecie choć jedną klamrę, stracicie robotę i nigdy nie będziecie mogli pracować w tym mieście.
Gliniarz patrzył chwilę na Rhyme’a, po czym skinął głową do partnera. Trumniarz roześmiał się.
– To nie problem – powiedział z okiem wlepionym w Rhyme’a. – Tylko czynnik.
Strażnicy złapali go za zdrowe ramię i postawili na nogi. Między rosłymi mężczyznami wydawał się bardzo mały. Odwrócił się.
– Lincoln?
– Tak?
– Będzie ci mnie brakowało. Beze mnie będziesz się nudził. – W jego oku pojawił się dziwny blask. – Beze mnie umrzesz.
Godzinę później ciężkie kroki obwieściły nadejście Lona Sellitta. Towarzyszyli mu Sachs i Dellray.
Rhyme od razu wiedział, że ich przybycie oznacza kłopoty. Przemknęło mu przez myśl, że może Trumniarz uciekł.
Lecz nie o to chodziło.
Sachs westchnęła.
Sellitto spojrzał wymownie na Dellraya. Szczupłą twarz agenta wykrzywił grymas.
– No, dobra, słucham – przerwał milczenie Rhyme.
– FBI obejrzało zawartość worków – poinformowała go Sachs.
– Zgadnij, co było w środku – powiedział Sellitto.
Rhyme westchnął zmęczony; nie był w nastroju do zgadywanek.
– Zapalniki, pluton i ciało Jimmy’ego Hoffy.
– Parę książek telefonicznych okręgu Westchester i pięć funtów kamieni – rzekła Sachs.
– Co?!
– Nic tam nie było, Lincoln. Zero.
– Jesteście pewni, że to książki telefoniczne, a nie zaszyfrowane zapisy transakcji?
– Kryptolodzy dobrze się im przyjrzeli – powiedział Dellray. – Zwykłe pieprzone książki telefoniczne. A kamienie były tylko po to, żeby worki utonęły.
– Wypuszczą to bydlę, Hansena – mruknął ponuro Sellitto. – Właśnie przygotowują dokumenty. Nawet nie będą przedstawiać ich sądowi przysięgłych. Wszyscy zginęli na darmo.
– Powiedz mu resztę – wtrąciła Sachs.
– Zaraz tu będzie Eliopolos – rzekł Sellitto. – Ma papier.
– Nakaz? – spytał krótko Rhyme. – Jaki?
– Tak jak ci powiedział. Nakaz aresztowania. Ciebie.
W drzwiach stanął Reginald Eliopolos z obstawą dwóch rosłych agentów.
Rhyme wcześniej sądził, że prokurator jest człowiekiem w średnim wieku. W świetle dnia zobaczył jednak, że Eliopolos ma niewiele ponad trzydziestkę. Agenci też byli młodzi; ubrani równie nienagannie jak prokurator, ale Rhyme’owi przywodzili na myśl raczej wkurzonych dokerów.
Do czego mu właściwie byli potrzebni? Do obezwładnienia unieruchomionego człowieka?
– Lincoln, chyba mi nie wierzyłeś, kiedy ci mówiłem, że będą reperkusje. Mhm. Nie wierzyłeś.
– O czym ty pieprzysz, Reggie? – odezwał się Sellitto. – Przecież go złapaliśmy.
– Mhm… mhm. Powiem wam, o czym… – uniósł dłonie, rysując w powietrzu cudzysłów -…pieprzę. Sprawa przeciw Hansenowi kaput. W workach nie ma żadnych dowodów.
– To nie nasza wina – powiedziała Sachs. – Ochroniliśmy świadka. I złapaliśmy wynajętego przez Hansena mordercę.
– Ale jest coś jeszcze, prawda, Reggie? – rzekł Rhyme.
Zastępca prokuratora zmierzył go zimnym spojrzeniem.
– Widzisz, Sachs – ciągnął Rhyme. – Jodie, czyli Trumniarz – to teraz jedyny punkt zaczepienia w sprawie przeciw Hansenowi. Tak w każdym razie myśli Reggie. Ale Trumniarz nigdy by nie wsypał klienta.
– Czyżby? Nie znasz go więc tak dobrze, jak ci się wydaje. Właśnie odbyłem z nim długą rozmowę. Bardziej niż chętnie potwierdzi udział Hansena w sprawie. Tylko że teraz opiera się przed współpracą. Przez ciebie.
– Przeze mnie? – spytał Rhyme.
– Powiedział, że mu groziłeś. W trakcie krótkiego, nielegalnego spotkania, jakie odbyliście parę godzin temu. Mhm. Przez to polecą głowy. Bądź pewien.
– Na litość boską. – Rhyme roześmiał się z goryczą. – Nie rozumiesz, co on robi? Niech zgadnę… powiedziałeś mu, że chcesz mnie aresztować, prawda? Zgodził się zeznawać pod warunkiem, że to zrobisz.
Nieznaczne drgnienie oczu Eliopolosa powiedziało Rhyme’owi, że trafił.
– Nie rozumiesz?
Lecz Eliopolos niczego nie rozumiał.
– Nie sądzisz, że miałby ochotę mnie stuknąć, kiedy będę w areszcie, może kilkadziesiąt stóp od miejsca, gdzie będziecie go trzymać? – ciągnął Rhyme.
– Rhyme – powiedziała Sachs, marszcząc brwi.
– O czym ty mówisz? – spytał prokurator.
– On chce mnie zabić, Reggie. O to chodzi. Jestem jedynym człowiekiem, któremu udało się uniemożliwić mu wykonanie zadania. Nie mógłby wrócić do swojego zajęcia, wiedząc, że pozostałem przy życiu.
– Przecież on nie wróci do swojej roboty. Nigdzie już nie wróci.
Mhm.
– Kiedy zginę, wszystkiego się wyprze. Nie będzie zeznawał przeciw Hansenowi. I czym go wtedy przyciśniecie? Nastraszycie go? On się niczego nie boi. Niczego.
O co tu chodzi? – myślał Rhyme. Coś jest nie tak. Bardzo nie tak.
Uznał, że to te książki telefoniczne…
Książki i kamienie.
Pogrążony w myślach, przyglądał się swoim tablicom. Usłyszał brzęk i uniósł wzrok. Jeden z agentów Eliopolosa wyciągnął kajdanki i zbliżał się do łóżka. Rhyme zaśmiał się w duchu. Niech mu skują nogi. Bo jeszcze gotów uciec.
– Daj spokój, Reggie – powiedział Sellitto.
Zielone włókno, książki telefoniczne i kamienie.
Przypomniał sobie coś, co mu powiedział Trumniarz. Siedząc na tym samym krześle, obok którego stał teraz Eliopolos.
Milion dolarów…
Rhyme nie zwracał uwagi na agenta, który zastanawiał się, jak najlepiej skuć kalekę. Nie zwracał też uwagi na Sachs, która postąpiła naprzód, zastanawiając się, jak obezwładnić agenta.
– Chwilę – warknął nagle tonem, na którego dźwięk wszyscy w pokoju zamarli.
Zielone włókno…
Spojrzał na tablicę.
Ktoś do niego mówił. Agent wciąż przyglądał się rękom Rhyme’a, potrząsając kajdankami. On jednak nikogo nie widział ani nie słyszał. Powiedział do Eliopolosa:
– Daj mi pół godziny.
– Po co?
– Co ci szkodzi? Przecież nigdzie stąd nie pójdę. – I zanim prokurator zdążył odpowiedzieć, Rhyme krzyknął: – Thom! Thom, muszę zadzwonić. Pomożesz mi czy nie? Nie wiem, gdzie on czasami się zaszywa. Lon, zadzwonisz?
Percey Clay właśnie wróciła z pogrzebu męża, kiedy zadzwonił Lon Sellitto. Teraz, odziana w czerń, siedziała na trzeszczącym krześle wiklinowym przy łóżku Lincolna Rhyme’a. Obok stał Roland Bell w jasnobrązowym garniturze, trochę zdeformowanym przez dwa wielkie pistolety, jakie przy sobie nosił. Rzadkie włosy zaczesał do tyłu, ukazując wysokie czoło.
Eliopolosa już nie było, ale dwóch zbirów zostało, trzymając straż w korytarzu. Prawdopodobnie rzeczywiście wierzyli, że korzystając z okazji, Thom wywiezie za drzwi Rhyme’a, który ucieknie na wózku z karkołomną prędkością siedmiu i pół mili na godzinę.
Strój Percey był nieco wytarty przy kołnierzu i w pasie. Rhyme mógłby się założyć, że to jej jedyna sukienka. Siadając, chciała oprzeć kostkę nogi na kolanie drugiej, lecz w pół ruchu zdała sobie sprawę, że strój jej na to nie pozwala, więc usiadła normalnie, ze złączonymi kolanami.
Patrzyła na niego z mieszaniną ciekawości i zniecierpliwienia. Rhyme zorientował się, że pewnie nikt – ani Sachs, ani Sellitto, którzy ją sprowadzili – nie przekazał jej najnowszej wiadomości.
Читать дальше