Rozległy się kroki na schodach.
– Na zewnątrz mijaliśmy Freda Dellraya.
– Nie był serdeczny.
– Ani szczęśliwy.
– Co ja widzę!
To powiedział Saul, nagle wskazując głową na węża.
Rhyme sądził, że Saul, chociaż zapomniał, który z nich miał piegi.
– Widziałem ich dziś więcej, niż chciałbym kiedykolwiek zobaczyć.
– Węży? – zapytał Rhyme.
– Byliśmy w Metamorphosis. To…
– …niesamowite miejsce. Spotkaliśmy właściciela. Dziwaczny facet. Zresztą tego można było oczekiwać.
– Długa, długa broda. Był niezadowolony, że przyszliśmy w nocy – kontynuował Bedding.
– Tam sprzedają wypchane nietoperze i owady. Czy uwierzycie, że niektóre owady miały…
– …piętnaście centymetrów długości.
– …i gady takie jak ten. – Saul wskazał znowu na węża.
– Skorpiony, dużo skorpionów.
– Tak czy owak, miesiąc temu włamano się do sklepu. Zgadnijcie, co skradziono? Szkielet grzechotnika.
– Zgłoszono włamanie? – zapytał Rhyme.
– Tak.
– Ale straty wyniosły nieco ponad sto dolarów. Jak wiecie, w wypadku takich kradzieży policja nie angażuje wszystkich sił i środków…
– Powiedz im resztę…
Saul skinął głową.
– Szkielet węża nie był jedyną rzeczą, która zginęła. Włamywacz ukradł też kilkadziesiąt kości.
– Ludzkich? – zapytał Rhyme.
– Tak. To bardzo zdziwiło właściciela. Niektóre owady…
– …zapomnij o piętnastu centymetrach. Niektóre miały dwadzieścia. Co najmniej.
– …są warte trzysta-czterysta dolarów. Jednak złodziej ukradł tylko szkielet węża i kości.
– Jakieś szczególne?
– Cały asortyment.
– Ale głównie małe. Kości ręki i stopy oraz żebro lub dwa.
– Facet nie był pewien.
– Czy sporządzono jakiś raport przedstawiający wyniki badania miejsca przestępstwa?
– Nieee.
Chłopcy Twardziele wyszli. Pojechali na miejsce ostatniego przestępstwa, by przesłuchać okolicznych mieszkańców.
Rhyme zastanawiał się nad sprawą z wężem. Czy chce nam przekazać informacje o miejscu podpalenia? Czy wąż ma jakiś związek z pożarem kościoła metodystycznego? Jeżeli węże były kiedyś pospolite na Manhattanie, to rozwijające się miasto odegrało rolę świętego Patryka i oczyściło z nich wyspę. Może słowa wąż lub grzechotnik coś oznaczają.
Nagle Rhyme’owi wydało się, że zrozumiał.
– Ten wąż przeznaczony jest dla nas.
– Dla nas? – Banks się roześmiał.
– To policzek.
– Dla kogo?
– Dla wszystkich, którzy go śledzą. To taki figiel.
– Nie rozbawił mnie – powiedziała Sachs.
– Sądzę, że doszedł do wniosku, iż jesteśmy lepsi, niż się spodziewał, i nie jest z tego zadowolony. Jest wściekły na nas. Thom, dodaj do charakterystyki, że przestępca kpi z nas.
Zadzwonił telefon Sellitta. Otworzył go i odpowiedział:
– Emmo, kochanie. Co masz dla nas? – Skinął głową i zaczął robić notatki. Po chwili uniósł wzrok. Oznajmił: – Kradzieże samochodów z wypożyczalni. Dwa samochody firmy Avises zniknęły w ubiegłym tygodniu w Bronksie; jeden w Śródmieściu. Trzeba je wykluczyć ze względu na kolory: czerwony, zielony i biały. Nationals nic nie zginęło. Ukradziono cztery samochody firmy Hertz. Trzy z nich na Manhattanie: na East Side, w śródmieściu oraz w północnej części West Side. Dwa z nich były zielone, a jeden – to mógłby być ten – jasnobrązowy. Poza tym skradziono im srebrzystego forda w White Plains. Uważam, że ta kradzież jest dziełem 823.
– Zgadzam się – oznajmił Rhyme. – White Plains.
– Skąd jesteście tacy pewni? – spytała Sachs. – Monelle powiedziała, że samochód był beżowy lub srebrzysty.
– Ponieważ przestępca starał się ukraść samochód jak najdalej od swojej kryjówki – wyjaśnił Rhyme. – Mówiłeś, że to ford?
Sellitto zapytał Emmę. Po chwili uniósł wzrok.
– Taurus. Tegoroczny model. Ciemnopopielate wnętrze. Numery rejestracyjne nie mają znaczenia.
Rhyme skinął głową.
– Pierwsza rzecz, którą zmienił, to tablice rejestracyjne. Podziękuj Emmie i powiedz, że może położyć się spać, ale niech nie oddala się zbytnio od telefonu.
– Lincoln, mam coś! – zawołał Mel Cooper.
– Co?
– Ta maź na zapałkach. Sprawdzam właśnie w bazach danych nazwy produktów. – Zerknął na ekran. – Odsyłacze… Prawdopodobnie jest to Kink-Away. Murzyni używają tego do prostowania włosów.
– Politycznie niepoprawne, ale pomocne. Wskazuje to na Harlem. Zgadzacie się ze mną? To bardzo ogranicza liczbę kościołów.
Banks zaczął przeglądać gazety.
– Doliczyłem się dwudziestu dwóch kościołów w Harlemie.
– Kiedy rozpoczynają się msze?
– W trzech kościołach o ósmej; w sześciu – o dziewiątej; w jednym – wpół do dziesiątej; w pozostałych – o dziesiątej lub jedenastej.
– Wybierze którąś z mszy rozpoczynających się najwcześniej. Dał nam dużo czasu na znalezienie miejsca.
– Mamy ponownie do dyspozycji ludzi Haumanna – rzekł Sellitto.
– Co z Dellrayem? – spytała Sachs. Przypomniała sobie niepocieszonego agenta, który stał samotnie na rogu ulicy.
– Co nas obchodzi? – mruknął Sellitto.
– Powinniśmy go zaangażować. On też chce mieć udział w złapaniu przestępcy.
– Perkins powiedział, że Dellray jest do naszej dyspozycji – przypomniał Banks.
– Czy rzeczywiście go potrzebujemy? – zapytał Sellitto, marszcząc czoło.
– Pewnie – orzekła Sachs.
– Tak – zgodził się z nią Rhyme. – Będzie kierował grupami operacyjnymi FBI. Potrzebuję ludzi przy każdym kościele, przy wszystkich wyjściach. Ale nie powinni rzucać się w oczy. Nie możemy go wystraszyć. Może powinniśmy go złapać na gorącym uczynku.
Zadzwonił telefon Sellitta. Wysłuchał informacji, zamknął oczy.
– Jezu!
– Nie – mruknął Rhyme.
Detektyw wytarł spoconą twarz.
– Pod numer 911 dzwonił portier z hotelu w śródmieściu. Kobieta z małą córką dzwoniła do hotelu z lotniska La Guardia. Mówiła, że już bierze taksówkę, ale do tej pory się nie zjawiła. Portier uznał, że w związku z porwaniami w mieście powinien zadzwonić na policję. Kobieta nazywa się Carole Ganz. Jest z Chicago.
– Cholera – mruknął Banks. – Mała dziewczynka też? Może powinniśmy wydać zakaz poruszania się taksówek w mieście, dopóki nie złapiemy przestępcy.
Rhyme był wyczerpany. Bolała go głowa. Przypomniał sobie, jak badał miejsce przestępstwa w fabryce amunicji. Nitrogliceryna wyciekała z dynamitu i skapywała mu na ramię, gdy szukał śladów. Po wybuchu tak go bolała głowa, że nic nie widział.
Zamigotał ekran komputera.
– E-mail – oznajmił Cooper.
Wywołał informację.
– W laboratorium zbadali pod mikroskopem polaryzacyjnym próbki celofanu, które zgromadził oddział specjalny. Sądzą, że kawałek celofanu, który znaleźliśmy na kości w piwnicy domu na Perłowej, pochodzi z sieci sklepów ShopRite.
– Doskonale! – zawołał Rhyme. Spojrzał na charakterystykę. – Thom, wykreśl wszystkie sklepy z wyjątkiem ShopRite. Jakie lokalizacje nam pozostały?
Przyglądał się, gdy Thom wykreślał sklepy, pozostawiając tylko cztery.
– Północna część West Side, West Village, Chelsea i południowa część East Side.
– Ale mógł kupić kości zupełnie gdzie indziej.
– Oczywiście, że mógł, Sachs. Mógł je kupić w White Plains, gdy przyjechał tam ukraść samochód. Albo w Cleveland podczas odwiedzin u swojej matki. Ale zawsze nadchodzi moment, gdy przestępca zaczyna czuć się pewnie i przestaje starannie zacierać ślady. Głupi lub leniwy przestępca wrzuca dymiący jeszcze pistolet do pojemnika na śmieci obok własnego domu i wraca do niego szczęśliwy. Bardziej inteligentny – wkłada broń do pojemnika z gipsem i zatapia go w rzece. Błyskotliwy – włamuje się do zakładu i odparowuje pistolet w piecu. Nasz przestępca jest oczywiście inteligentny, ale jak inni nie jest doskonały. Jestem pewien, że zakładał, iż nie będziemy mieli czasu ani ochoty, by szukać jego kryjówki – skupimy się na podrzuconych wskazówkach. Tu się pomylił. Właśnie na podstawie innych śladów go znajdziemy. A teraz zobaczymy, czy potrafimy więcej powiedzieć o jego kryjówce. Mel, znalazłeś coś na ubraniu ostatniej ofiary?
Читать дальше