Przeczytał etykietkę na walizce. Carole Ganz. Carole z „e” na końcu. Po co ta dodatkowa litera? – zdziwił się. W walizce były tylko ubrania. Zaczął przeszukiwać plecak. Znalazł pieniądze, cztery-pięć tysięcy dolarów. Włożył je z powrotem do kieszonki.
W plecaku odkrył dużo zabawek: lalkę, farbki, modelinę, klocki. Znajdował się też tam drogi, przenośny odtwarzacz płyt kompaktowych, kilka kompaktów, radio Sony z budzikiem.
Zaczął przeglądać fotografie: zdjęcia Carole i jej córki. Na większości kobieta była przygnębiona. Tylko na kilku wydawała się szczęśliwa. Nie było zdjęć Carole z mężem, chociaż miała na palcu obrączkę. Natomiast na wielu fotografiach matce i córce towarzyszyła para osób: otyła kobieta ubrana staromodnie i łysiejący mężczyzna z brodą, we flanelowej koszuli.
Dłuższy czas Kolekcjoner Kości przyglądał się zdjęciu dziewczynki.
Los biednej Maggie O’Connor – drobnej, zaledwie ośmioletniej dziewczynki – był szczególnie tragiczny. Nieszczęśliwym trafem – spekuluje policja – przypadkowo natknęła się na Jamesa Schneidera, gdy ten mordował jedną ze swoich ofiar.
Dziewczynka, mieszkająca w osławionej dzielnicy Hell’s Kitchen, wyszła z domu, aby wyrwać włosy z końskiego ogona. Padłe zwierzęta bardzo często znajdowano na ulicach tej bardzo biednej części miasta. Dzieci robiły z końskiego włosia pierścionki i bransoletki – jedyne ozdoby, na jakie mogły sobie pozwolić.
Skóra i kości, skóra i kości.
Postawił zdjęcie nad kominkiem, obok niewielkiej sterty kości, które dzisiaj obrabiał. Wyniósł je ze sklepu, gdzie znalazł szkielet węża.
Podejrzewa się, że Schneider zauważył małą Maggie w pobliżu swojej kryjówki, gdy obserwowała scenę zabójstwa. Nie wiemy, czy zabił ją od razu, czy też maltretował. W przeciwieństwie do innych ofiar, których szczątki w końcu znaleziono, zwłok kruchej Maggie O’Connor nigdy nie odkryto.
Kolekcjoner Kości zszedł na dół.
Zerwał taśmę z ust kobiety. Głęboko wciągnęła powietrze i spojrzała na niego z wściekłością.
– Czego chcesz? – warknęła. – Czego?
Nie była tak szczupła jak Esther, ale dzięki Bogu nie była tak otyła jak Hanna Goldschmidt. Mógł zobaczyć prawie całą jej duszę: wąską żuchwę, obojczyki. I przez cienką, niebieską spódnicę cień miednicy: kość biodrową, kulszową, łonową, krzyżową, ogonową.
Mała dziewczynka się skuliła. Pochylił się i położył rękę na jej główce. Czaszka nie składa się z jednej kości, ale z wielu tworzących jakby kopułę obserwatorium astronomicznego. Dotknął kości potylicznej i ciemieniowej, tworzących sklepienie czaszki, oraz swoich ulubionych, otaczających oko: kości sitowej i klinowej.
– Przestań! – Carole kręciła wściekle głową. – Zostaw ją w spokoju!
– Sza – powiedział, przykładając palec do ust.
Przypatrywał się małej postaci, która kuliła się i przytulała do matki.
– Maggie O’Connor – gaworzył, spoglądając na twarz dziewczynki. – Moja mała Maggie.
Kobieta utkwiła w nim wzrok.
– Byłaś, dziewczynko, w złym miejscu o złym czasie. Widziałaś, co robiłem?
Kości są zawsze młode.
– O czym ty mówisz? – wyszeptała Carole.
Skierował na nią uwagę.
Kolekcjonera Kości zawsze ciekawiło, kim była matka Maggie O’Connor.
– Gdzie jest twój mąż?
– Nie żyje – prychnęła. Potem spojrzała na córkę i rzekła łagodnie: – Został zamordowany dwa lata temu. Słuchaj, pozwól jej odejść. Ona nic nikomu nie powie. Jesteś… słuchasz mnie? Co robisz?
Chwycił ręce Carole i uniósł je.
Zaczął obmacywać kości śródręcza, palców. Ściskał je.
– Nie, nie rób tego. Nie chcę. Proszę! – wołała spanikowanym głosem.
Czuł, że traci kontrolę nad sobą. Nie lubił tego uczucia. Jeżeli mają powieść się jego plany, to powinien opanować żądze. Szaleństwo przenosiło go coraz bardziej w przeszłość, mieszało ją z teraźniejszością.
Przedtem i potem…
Potrzebował całej swojej inteligencji i przebiegłości, by zakończyć to, co rozpoczął.
Jeszcze… jeszcze…
Jest tak szczupła, tak wysoka. Zamknął oczy i wyobrażał sobie odgłos wydawany przez ostrze noża przesuwającego się po jej piszczeli – podobny do dźwięku starych skrzypiec.
Zaczął szybciej oddychać. Cały był zlany potem.
Kiedy otworzył oczy, stwierdził, że patrzy na jej sandały. Nie ma w swojej kolekcji ładnych kości stóp. Bezdomni ludzie, którzy padli jego ofiarą w ciągu ostatnich miesięcy… cóż, cierpieli na krzywicę, osteoporozę. Palce ich nóg były zniekształcone przez źle dopasowane obuwie.
– Zawrę z tobą umowę – usłyszał swój głos.
Spojrzała na córkę. Przytuliła się bardziej do niej.
– Zawrzemy umowę. Wypuszczę was, jeśli pozwolisz mi coś zrobić.
– Co? – wyszeptała Carole.
– Pozwól mi zedrzeć z ciebie skórę.
Zamrugała oczami.
– Pozwól mi. Proszę – szeptał. – Ze stopy. Tylko z jednej stopy. Gdy mi pozwolisz to zrobić, puszczę was wolno.
– Co…?
– Do kości.
Spojrzała na niego z przerażeniem. Przełknęła ślinę.
Dlaczego tak postępuje? – zastanowił się. Przecież jest blisko, tutaj – taka szczupła, koścista. Ale to co innego niż w przypadku pozostałych ofiar. Różni się od nich.
Odłożył rewolwer i wyjął nóż z kieszeni. Otworzył go z głośnym trzaskiem.
Nie poruszała się. Jej wzrok ześlizgnął się na córkę. Potem znów spojrzała na niego.
– Pozwolisz nam odejść?
Skinął głową. Rozejrzała się po piwnicy. Mruknęła jakieś słowo. Imię, domyślił się. Ron albo Rob.
Patrząc na niego twardo, wyciągnęła nogi. Skierowała stopy w jego kierunku. Zdjął but z jej prawej nogi.
Wziął w ręce palce nogi. Delikatnie ugniatał kosteczki.
Odchyliła się do tyłu. Na szyi zarysowały się ładne ścięgna. Zmrużyła oczy. Przejechał nożem po jej skórze. Mocno ścisnął go w ręku.
Zamknęła oczy, głęboko wciągnęła powietrze i jęknęła.
– Zaczynaj – wyszeptała. Odwróciła na bok głowę dziewczynki. Mocno ją przytuliła.
Kolekcjoner Kości wyobraził sobie ją w stroju wiktoriańskim: w krynolinie, w koronkach. Widział ich troje siedzących w „U Delmonico” lub spacerujących Piątą Aleją. Widział Maggie ubraną w koronkową sukienkę, toczącą przed sobą obręcz, gdy przechodzili przez most.
Wtedy, teraz…
Przystawił poplamione ostrze noża do podbicia stopy.
– Mamusiu! – wrzasnęła dziewczynka.
Coś nim wstrząsnęło. Przez moment był przygnębiony tym, co robi.
Nie! Nie może tego zrobić. Przynajmniej jej. Esther lub Hannie, tak. Albo kolejnej ofierze, ale nie jej.
Kolekcjoner Kości potrząsnął głową ze smutkiem. Dotknął jej kości policzkowej wierzchem dłoni. Ponownie zakleił usta taśmą i przeciął sznur krępujący nogi.
– Chodź – mruknął.
Szarpała się gwałtownie, więc chwycił ją mocno za głowę i zaciskał nos, dopóki nie zemdlała. Następnie zarzucił ją na ramię i zaczął ostrożnie wchodzić po schodach. Bardzo ostrożnie. Nie chciał jej upuścić. Raz się zatrzymał, by spojrzeć na małą Maggie O’Connor, która siedziała na brudnej podłodze i rozpaczliwie mu się przyglądała.
Rozdział dwudziesty trzeci
Zaskoczył ich oboje przed domem Rhyme’a. Szybko i zwinnie – jak wąż, którego niósł pod pachą Jerry Banks, jakby to była pamiątka z Santa Fe.
Dellray z dwoma agentami wyszedł z alejki.
Читать дальше