Wjechali na inną autostradę i nagle wyrosła przed nimi postrzępiona sylwetka miasta na tle nieba. Olśniewające. Jak kryształy, które zbierali Kate i Eddie. Ogromne grono niebieskich, złocistych i srebrnych budynków na środku wyspy i drugie – po lewej stronie. Niczego tak ogromnego w swoim życiu nie widziała. Przez moment wyspa wyglądała jak wielki statek.
– Spójrz, Pammy. Tam jedziemy. Jest wspaaaniałe.
Jednak po chwili widok zniknął, gdy kierowca gwałtownie skręcił i zjechał z drogi ekspresowej. Jechali teraz pustymi ulicami, wzdłuż brudnych domów z cegły.
Carole wychyliła się do przodu.
– Czy to jest droga do centrum?
Znów brak odpowiedzi.
Zapukała gwałtownie w szybę.
– Czy my dobrze jedziemy? Proszę mi odpowiedzieć… Niech pan mi odpowie!
– Mamusiu, co się stało? – spytała Pammy i zaczęła płakać.
Mężczyzna nie reagował. Jechał, nie przekraczając dozwolonej prędkości i zatrzymując się na czerwonych światłach. Gdy wjeżdżali na pusty plac znajdujący się za opuszczoną fabryką, sprawdził, czy włączył kierunkowskaz.
Och, nie… nie!
Nałożył maskę na twarz i wysiadł z taksówki. Podszedł do tylnych drzwi. Chwycił za klamkę, ale się zawahał i opuścił rękę. Zbliżył twarz do szyby, zaczął w nią lekko stukać. Raz, dwa, trzy. W ten sposób zwraca się na siebie uwagę jaszczurek i węży w ogrodzie zoologicznym. Taksówkarz długo przypatrywał się matce i córce, zanim otworzył drzwi.
Rozdział dwudziesty drugi
– Sachs, jak to zrobiłaś?
Stała nad Hudsonem.
– Przypomniałam sobie, że widziałam budynek straży wodnej przy parku Battery – mówiła do mikrofonu. – Wysłali dwóch nurków, którzy dotarli do pomostu w ciągu trzech minut. Żebyś widział, jak ta łódź szybko płynęła! Muszę kiedyś spróbować.
Rhyme opowiedział jej o odcisku palca.
– Sukinsyn! – krzyknęła, cmokając z niezadowolenia. – Szczurek przechytrzył nas wszystkich.
– Nie wszystkich – zauważył skromnie Rhyme.
– Zatem Dellray wie, że zwędziłam dowody? Szuka mnie?
– Powiedział, że jedzie do budynku FBI. Prawdopodobnie będzie się zastanawiał, kogo z nas aresztować najpierw. Sachs, jak wygląda miejsce przestępstwa?
– Nieciekawie – zameldowała. – Zaparkował na żwirze…
– Nie ma więc śladów butów.
– Jeszcze gorzej. Woda podczas przypływu przykryła tę dużą rurę oraz miejsce, w którym zaparkował.
– Cholera – mruknął Rhyme. – Brak śladów, odcisków. Nic. Jak czuje się ofiara?
– Nie najlepiej. Wychłodzenie ciała, złamany palec. Ma chore serce. Będzie w szpitalu dzień lub dwa.
– Czy może nam coś powiedzieć?
Sachs podeszła do Banksa, który przepytywał Williama Everetta.
– Nie jest wysoki – powiedział trzeźwo mężczyzna, uważnie przyglądając się opatrunkowi gipsowemu, który założył mu na palec lekarz. – Nie jest potężnie zbudowany czy muskularny, ale jest silniejszy ode mnie. Chwyciłem go, ale odepchnął moje ręce.
– Rysopis? – zapytał Banks.
Everett powiedział, że miał na sobie ciemne ubranie i maskę na twarzy. Jedynie to sobie przypomniał.
– Jeszcze jedno mogę wam powiedzieć. – Everett uniósł zabandażowaną dłoń. – To podły człowiek. Chwyciłem go, jak już wam mówiłem. Nie myślałem, wpadłem w panikę, ale on dostał wtedy szału. I złamał mi palec…
– Zemsta?
– Tak sądzę, ale nie to było najdziwniejsze.
– Nie?
– On tego słuchał.
Młody detektyw przestał pisać, spojrzał na Sachs.
– Przyłożył moją rękę do ucha i zginał palec, aż go złamał. Słuchał. Chyba sprawiało mu to przyjemność.
– Rhyme, słyszałeś?
– Tak. Thom dopisze to do charakterystyki przestępcy. Jednak nie wiem, jak wykorzystać tę informację. Pomyślimy o tym później.
– Nie ma żadnych podrzuconych wskazówek?
– Jeszcze nic nie znalazłam.
– Obejdź miejsce przestępstwa… Jeszcze coś, weź…
– Ubranie mężczyzny? Już go o to prosiłam. Ja… Rhyme, wszystko w porządku? – Usłyszała atak kaszlu. Na chwilę zerwała się łączność.
– Rhyme, jesteś tam? Wszystko w porządku?
– Tak – odparł szybko. – Obejdź miejsce.
Uważnie zbadała teren, oświetlając go lampą halogenową. Ogarnęło ją zwątpienie. On był tutaj. Chodził po żwirze, ale wszystko, co zostawił, znalazło się pod kilkunastocentymetrową warstwą wody.
– Nic nie znalazłam. Wskazówki przypuszczalnie zmyła woda.
– Nie, on jest zbyt inteligentny, aby nie wziąć pod uwagę przypływu. Wskazówki musiał ukryć w suchym miejscu.
– Mam pomysł – powiedziała nagle. – Przyjedź tutaj.
– Co?
– Zbadaj ze mną miejsce przestępstwa.
Zapadła cisza.
– Rhyme, słyszysz mnie?
– Do mnie mówisz? – zapytał.
– Kupiłeś to od De Niro. Ale nie jesteś tak dobrym aktorem. Pamiętasz tę scenę z „Taksówkarza” i tyle!
Rhyme się nie roześmiał.
– Tam było inaczej – powiedział. – „O mnie ci chodzi?”, a nie „Do mnie mówisz?”.
– Przyjedź. Zbadaj ze mną miejsce przestępstwa – kontynuowała niezrażona Sachs.
– Rozpostrę moje skrzydła. Nie. Przeniosę się myślami. Telepatia.
– Nie żartuj. Mówię poważnie.
– Ja…
– Potrzebujemy cię. Nie mogę znaleźć podrzuconych wskazówek.
– Ale one tam są. Spróbuj jeszcze raz, staranniej.
– Obeszłam całe miejsce dwa razy.
– Zatem wzięłaś pod uwagę zbyt mały teren. Dodaj po kilka metrów i zbadaj go ponownie. 823 jeszcze nie skończył.
– Zmieniłeś temat. Przyjedź i pomóż mi.
– Jak? – spytał Rhyme. – W jaki sposób mam to zrobić?
– Miałam przyjaciela, który był zawzięty – zaczęła. – I jakoś…
– Chciałaś powiedzieć, że był sparaliżowany – przerwał jej Rhyme delikatnie, ale stanowczo.
– Jego pielęgniarz umieszczał go każdego ranka w specjalnym wózku inwalidzkim. Mógł wszędzie jeździć sam: do kina, do…
– Te wózki – Rhyme mówił matowym głosem – nie są dla mnie odpowiednie.
Zamilkła.
– To zależy od urazu – kontynuował Rhyme. – Ryzykowałbym dużo, gdybym jeździł na wózku. – Zawahał się. – Mój stan mógłby się pogorszyć.
– Przepraszam, nie wiedziałam.
– Oczywiście, że nie wiedziałaś – powiedział po chwili.
Ale nie zdenerwował się jej gafą.
– Zajmijmy się poszukiwaniami – ciągnął spokojnie. – Przestępca chytrze ukrył wskazówki, ale można je znaleźć. Mam pomysł. On jest człowiekiem podziemi. Może zakopał te wskazówki…
Rozejrzała się wokół.
Może tam… W wysokiej trawie obok żwiru spostrzegła kopiec ziemi i liści. Chyba nie. Ziemia jest zbyt ubita.
Sachs kucnęła przy kopczyku. Używając ołówków zaczęła usuwać z niego liście.
Spojrzała w lewo. Po chwili zorientowała się, że patrzy na uniesioną głowę, zęby jadowe…
– Jezus Maria! – krzyknęła, odskakując. Potknęła się i upadła. Usiłowała wyciągnąć broń.
Nie…
– Nic ci się nie stało?! – wrzasnął Rhyme.
Sachs trzymała w trzęsących się rękach pistolet, z którego usiłowała mierzyć do celu. Nadbiegł Banks ze swoim glockiem. Zatrzymał się. Sachs wstała, nie odrywając wzroku.
– Boże – wyszeptał Banks.
– To wąż… no, szkielet węża – powiedziała Sachs do Rhyme’a. – Grzechotnik. Cholera. – Schowała broń do kabury. – Jest przyczepiony do deski.
Читать дальше