I zatrzasnął drzwi. Claire poczuła, że Eve wstrząsnął dreszcz.
– Oddychajcie głęboko – powiedział cicho Shane. – Eve, opanuj się. Nie możesz się tak rozsypać. Nie teraz.
Szeryf wsiadł za kierownicę, po drugiej stronie kraty. Zapiął pas i spojrzał w lusterko wsteczne.
– Bez gadania.
Pojechali z powrotem do motelu, gdzie właśnie podjechała Linda. Była blada i zaniepokojona, ale nie dała po sobie poznać, co czuje, widząc jej trzech byłych gości na tylnym siedzeniu radiowozu. Wysłuchała szeryfa, przytaknęła i poszła do biura po klucze.
Otworzyła wszystkie trzy wynajmowane przez nich pokoje. Shane odetchnął z ulgą, zanim jeszcze szeryf wszedł do środka.
– Nie ma ich. Uciekli. Jakoś.
– Skąd wiesz?
– Bo Michael jest mądrzejszy ode mnie i znalazł sposób.
Och, Eve, przestań się kręcić. Tu nie ma za wiele miejsca!
– Przepraszam – pociągnęła nosem Eve. Miała czerwone i zapuchnięte oczy, podobnie jak nos. I w ogóle nie wyglądała najlepiej. Claire trąciła ją delikatnie w ramię.
– Hej – rzuciła. – Będzie dobrze. Przecież my tego nie zrobiliśmy.
– Taa, bo przecież niewinnych nigdy nie skazują w Teksasie na śmierć – żachnęła się Eve. – Nie okłamuj się.
Wpakowaliśmy się w kłopoty. I to duże. W takie, z których nawet Amelie nas nie wyciągnie.
Znów zaczęło jej się zbierać na płacz. Claire znów ją trąciła w ramię.
– Przestań. Będzie dobrze. Jakoś to wyjaśnimy.
– Urodzona optymistka z ciebie, co? – Eve pociągnęła nosem. – Masz jakieś wyposażenie? Na przykład do połowy pełną szklankę i cytryny, żeby z nich zrobić lemoniadę?
– Nie jestem optymistką – sprostowała Claire. – Po prostu nas znam.
– Właśnie – dodał Shane. – Słuchajcie, na komisariacie nas rozdzielą. Nic nie mówcie. Na żaden temat. Po prostu rozglądajcie się i słuchajcie, dobra? Cokolwiek powiedzą, nie odzywajcie się.
– Oglądałam filmy kryminalne – stwierdziła obrażona Eve. – Nie jestem głupia.
Shane pochylił się i spojrzał na Claire.
– Jasne, Eve wygada wszystko, co wie, jak tylko na nią groźniej spojrzą. A ty?
– Będę cicho jak myszka – obiecała Claire. Serce jej waliło jak młotem i nie była pewna, czy uda jej się dotrzymać obietnicy, ale w końcu przed Bishopem ukryła różne tajemnice.
A to nie mogło być równie straszne. Prawda?
Biuro szeryfa w Durram, w Teksasie, składało się właściwie z dwóch pomieszczeń i łazienki. Była tam niewielka otwarta przestrzeń z kilkoma biurkami i komputerami, na ścianach wisiały tablice korkowe obwieszone ogłoszeniami i zdjęciami, a za tym wszystkim były drzwi z metalowymi kratami. Ale zanim zaprowadzono ich do cel, Claire i Shane zostali posadzeni na drewnianej ławce. Wyglądała zupełnie jak kościelna, tyle że na obu końcach miała metalowe bolce, do których ich przykuto. Jak dla Claire, zbyt daleko od siebie. Naprawdę pragnęła, żeby Shane ją teraz objął.
– Proszę pana? Czy mogę iść do łazienki? – zapytał Shane.
– Dopiero po przesłuchaniu.
– Ale ja nie żartuję, naprawdę muszę. Proszę? Czy woli pan sprzątać?
Zastępca szeryfa popatrzył na niego, zmęczony i pełny wątpliwości, na co Shane skrzywił się tak przekonująco, że nawet Claire nie była pewna, czy oszukuje. W końcu zastępca szeryfa westchnął, odpiął go od ławki i odprowadził do niewielkiej łazienki.
W tym czasie zaprowadzono Eve do biurka szeryfa, gdzie zaproponowano jej duże pudełko chusteczek i szklankę wody.
Claire zastanawiała się, co ma robić, kiedy w oknie komisariatu, za plecami szeryfa, ujrzała czyjąś twarz. Wysoka, smukła osoba w długim czarnym płaszczu, kapeluszu i rękawiczkach.
Oliver. Ubrany na słońce. Działał, zbierał informacje na temat tego, gdzie są i co się stało. Zauważył, że Claire mu się przygląda i skinął jej lekko głową, co nie znaczyło kompletnie nic, nie oznaczało nawet nie martw się. Po czym zniknął.
Zadźwięczał jej telefon. Rozejrzała się wokół, ale najwyraźniej ani szeryf, ani jego zastępca nic nie zauważyli. Eve owszem, ale po tym, jak raz mimowolnie spojrzała w jej stronę, siedziała odwrócona plecami i wpatrywała się w przestrzeń, ściskając w dłoniach chusteczkę.
Claire pokręciła się na ławce i udało jej się wyjąć komórkę z kieszeni tak, że nikt nie zwrócił na to uwagi.
Dostała od Michaela esemes z tekstem: „Niedługo was wyciągniemy. Na razie bądźcie cicho".
Mniej więcej to samo zalecał Shane. Chciała w to wierzyć, ale jej wnętrzności wciąż się skręcały. Kompletnie nie nadawała się na kryminalistę.
Dobra, będzie tu siedziała i… myślała o czymś innym. Na przykład nauce. Niektórzy ludzie, żeby odwrócić od czegoś swoją uwagę, recytowali wyniki meczów. Claire lubiła powtarzać tablicę pierwiastków, a kiedy z tym skończyła, zabrała się do alchemicznych symboli i właściwości, których nauczył ją Myrnin. To pomagało. Sprawiało, że przypominała sobie, iż jest coś więcej niż tylko ta sala, ta chwila, że są ludzie, którym naprawdę zależy, aby wróciła.
Shane wrócił z łazienki i został znów przykuty do ławki. Przysunął się trochę bliżej do Claire, pochylił. Oparł łokcie na udach, a głowę spuścił tak, aby włosy zasłoniły mu twarz.
– W łazience jest okno – powiedział. – Niewielkie, ale ty się przeciśniesz. Tyle że się nie otwiera. Musiałabyś je wybić, a to oznaczałoby hałas.
Claire kaszlnęła i zakryła dłonią usta.
– Nie zamierzam uciekać z więzienia. Zwariowałeś?
– Tak tylko pomyślałem. To znaczy wydawało mi się, że to niezły pomysł. – Usiadł prosto, zmarszczył czoło i spojrzał na nią. – Nie chcę, żebyś tu była. To nie… – Pokręcił głową. – To po prostu nie w porządku. Ja i Eve, no tak, ona się w to wpakowała na własne życzenie, a ja zawsze mam jakieś kłopoty. Ale ty…
– W porządku. – Wyciągnęła rękę i położyła mu dłoń na policzku. Poczuła ukłucia zarostu. To ją uspokoiło.
Sprawiło, że zapragnęła być gdzieś indziej. Na przykład w motelowym pokoju, za zamkniętymi drzwiami. – Nigdzie bez ciebie nie idę.
– Mam na ciebie taki zły wpływ.
– Sugerując, abym uciekła z więzienia? No, masz.
– No, przynajmniej tego nie zrobiłaś. Zawsze to coś.
Zastępca szeryfa wstał zza biurka i odpiął Shane'a od ławki.
– Porozmawiajmy, panie Collins.
– Oczywiście – odparł Shane z udawanym entuzjazmem.
Puścił oko do Claire, co wywołało na jej twarzy uśmiech, dopóki nie przypomniała sobie, że tu rzeczywiście nastąpiła tragedia – jeden człowiek był martwy, a dwóch zaginęło. Nie byli to najmilsi ludzie na świecie, ale mimo wszystko…
Uświadomiła sobie, z zimnym potem w okolicy kręgosłupa, że nie ma pojęcia, co robił Oliver w momencie, gdy ci ludzie ginęli.
Zielonego pojęcia…
Po godzinnym przesłuchaniu szeryf zamknął ich w celach na zapleczu. Shane'a w jednej, a Eve i Claire razem w drugiej. Oczywiście zabrano im wszystkie rzeczy osobiste, łącznie z telefonami komórkowymi. Claire skasowała esemesy, choć wiedziała, że odzyskanie ich przez szeryfa to tylko kwestia czasu. Dowie się, że Michael gdzieś tam ucieka przed prawem.
Taka ucieczka może i byłaby romantyczna, gdyby nie fakt, że Michael był wampirem, był środek dnia, a on nie miał żadnej kryjówki.
Miała nadzieję, że obaj z Oliverem nie zapomnieli o lodówce z krwią. Mogli jej naprawdę potrzebować, zwłaszcza, gdyby zostali poparzeni.
I tak siedzę tutaj, martwiąc się o parę wampirów, które doskonale potrafią sobie dać radę, pomyślała. Powinnam zacząć się martwić, co się stanie, gdy szeryf zadzwoni do moich rodziców. Na pewno to zrobi, a wtedy cała sprawa stanie się milion razy gorsza.
Читать дальше