Nawet w biały dzień doliny uformowane przez dopływy rzeki Tugeli, mogą okazać się niesłychanie zwodnicze. W gęstej mgle są istnym koszmarem nie kończących się zakrętów i ślepych uliczek tworzących labirynt, w którym bardzo łatwo zabłądzić.
Sara wiedziała, że dopływ Tugeli, płynący w kierunku północno-wschodnim od Colenso, wpada do głównego koryta jakieś piętnaście mil za Ladysmith. Wiedziała, że jeśli pojedzie wzdłuż głównego koryta rzeki, to po trzydziestu milach dotrze do Tugela Ferry i równocześnie do drogi wiodącej z Newcastle do Durban. Dalej będzie musiała jechać wytrwale prosto przed siebie, minie Ugg, Greyton i po dwóch, trzech dniach dotrze wreszcie do Durban.
Musiała pojechać zupełnie inną drogą na wypadek, gdyby jej koń okulał. Wtedy Joel mógłby ją dogonić, mogli też wysłać Hunta przodem.
To, co teoretycznie wydawało się całkiem łatwe, okazało się trudniejsze i bardziej przerażające, niż można się było spodziewać. Kiedy dotarła do malutkiej osady Stendal, stwierdziła, że zabłądziła. Pojechała na skróty, pokonując tonący we mgle pagórek między jednym dopływem a drugim, i wzięła Tugelę za dopływ, który wpadał do Tugeli w Empangueni. Przeprawiła się przez rzekę na koniu i jechała dalej na północny wschód. Była przemoczona i trzęsła się z zimna.
Późnym popiłudniem mgła zaczęła się przerzedzać i wyszło słońce, na początku blade i żółte, lecz potem coraz jaśniejsze. Po ziemi kładły się długie cienie, a ptaki zaczynały swoje trele. Sara poczuła się lepiej i zatrzymała się na krótki odpoczynek przy małym strumieniu. Nie miała ze sobą jedzenia ani wody; liczyła na to, że przed zapadnięciem zmroku znajdzie drogę prowadzącą do Greyton i zatrzyma się na kolację u jakiegoś farmera czy w obozowisku armii brytyjskiej.
Teraz, kiedy wokoło gęstniał już zmierzch i przybywało coraz więcej cieni, zrobiła swój najgłupszy błąd. Postanowiła jechać, jak długo się tylko da. Zarzuciła koc na grzbiet konia, dosiadła go i mając gasnące światło dnia po swojej lewej stronie, jechała na północny wschód. Sakiewka na szyi rytmicznie uderzała o jej pierś w trakcie jazdy.
Ciągle jeszcze miała szansę odnaleźć drogę, lecz przecież jadąc od północnego zachodu, przeprawiła się już przez dopływ Tugeli, biorąc go za Tugelę. Przy świetle prawie niewidocznego księżyca jechała dalej na północny wschód i rozpaczliwie szukała dopływu, który zostawiła już za sobą. Wykończona, głodna i przestraszona minęła w ciemnościach drogę z Newcastle do Durban, nie zauważywszy jej.
Po raz ostatni widziano ją żywą następnego ranka. Żołnierze pododdziału zwiadowczego z siedemnastego pułku wrócili do swojego obozowiska, wywołując ogólną konsternację, kiedy zameldowali, że widzieli przez lornetkę Europejkę jadącą galopem przez zalesione wąwozy w kierunku rzeki Buffalo, kilka mil na południowy wschód od Rorke's Drift. Najprawdopodobniej nie miała broni, zapasów, przewodnika i albo nie usłyszała trzech wystrzałów karabinowych zwiadowców, które miały na celu ostrzeżenie jej przed niebezpieczeństwem, albo też zignorowała je.
Pięć dni później zwiadowcy z ochotniczego oddziału z Natalu znaleźli ciało białej kobiety, brunetki, przy drodze dla wozów, prowadzącej na południowy wschód z Isandhlwana do Inkanhlda Bush. Rozpruto jej brzuch krótkimi dzidami, jakimi posługiwali się wojownicy Zulu, i okrutnie okaleczono. Na szyi miała pustą, skórzaną sakiewkę, a w prawej ręce zaciśniętej tak mocno, że żołnierze mieli duże kłopoty z rozprostowaniem palców, trzymała duży, chropawy kamień. Metka na płaszczu pozwoliła zidentyfikować ją jako Sarę Sutter z Durban.
Joel, Hunt oraz Nareez przybyli do Durban w wilgotny i pochmurny dzień. W taki dzień każdy marzy o kąpieli oraz o kieliszku dżinu na chłodnej werandzie. Z początku Joel nie chciał pozwolić Nareez odejść, lecz kiedy Hunt przekonał go, że niania czym prędzej popędzi prosto do Khotso na spotkanie ze swoją panią, która pewnie już tam dotarła i rozpacza teraz po stracie swojego diamentu, w końcu zgodził się zapłacić za dorożkę i tym sposobem pozbył się jej raz na zawsze.
Dziwaczne poczucie humoru nie opuszczało Joela ani przez chwilę, nawet tutaj, w Durban, po udanej ucieczce z diamentem. Pamiętając swoją pierwszą wizytę w tym mieście, ze zmiażdżoną miednicą i złamanymi nogami, wynajął pokoje dla siebie i dla Hunta w Natalia Hotel. W rejestrze hotelowym napisał „Bhtz", a wpis opatrzył zamaszystym zakrętasem. Jeśli Barney przyjedzie go szukać, nie będzie miał żadnych wątpliwości, że właśnie tu się zatrzymał. Wspierając się na kulach, wszedł na górę. Mógł wreszcie położyć się na miękkim łóżku, zdjąć buty i zamknąć oczy. W głowie miał zamęt od różnorakich odgłosów, które dochodziły go z ulicy. Głosy ulicznych handlarzy, stukot kopyt koni, kół wozów – wszystkie te dźwięki wpadały do pokoju przez okna z częściowo spuszczonymi żaluzjami. Miał wrażenie, że to wszystko nieprawda, że tylko śni.
Joel spał twardo, a kiedy się obudził, miał słonawy zapach w ustach i zmoczył śliną poduszkę. Przyjął pozycję siedzącą i zdjął ze stolika przy łóżku tanią, płócienną serwetkę, by wytrzeć usta i przetrzeć czoło. Siedział przez chwilę nieruchomo, myśląc o Barneyu, o Sarze, o diamencie, potem chwycił kule oparte o ścianę przy łóżku i pokuśtykał do łazienki, żeby napuścić gorącej wody do wanny.
Woda leciała, a para leniwie wydostawała się przez okno, kiedy rozległo się energiczne pukanie do drzwi.
– Tak? – ostrożnie zapytał.
– Pan Blitz? – odezwał się nieznajomy głos.
– Kto tam? – zapytał Joel.
– Kierownik, panie Blitz. Charles Pope. Czy mógłbym zamienić z panem dwa słowa? To potrwa tylko chwilę.
– Proszę wejść – zawołał Joel.
Kierownik otworzył drzwi swoim własnym kluczem i wszedł do pokoju szybkim, zdecydowanym krokiem jak żołnierz. Był młodym mężczyzną o okrągłej głowie, krótkich wąsach i rumianych policzkach z małymi, popękanymi żyłkami, które zawdzięczał promieniom słonecznym oraz brandy. Dobrze się prezentował w czarnym garniturze, frakowej koszuli i białym eleganckim krawacie. Stanął wyprostowany i patrzył Joelowi prosto w oczy.
– Zobaczyłem pańskie nazwisko w rejestrze, panie Blitz, i zaniepokoiłem się.
Joel siedział na brzegu łóżka.
– Zaniepokojony? – zapytał ze zdziwieniem. – Dlaczego?
– Chodzi o coś, co miało miejsce kilka lat temu, proszę pana, o coś, o czym nie można tak po prostu zapomnieć. Nie mogę tej sprawy zlekceważyć przez wzgląd na siebie samego i na moją rodzinę.
– Proszę powiedzieć, o co chodzi – domagał się Joel.
– Proszę pana, zanim objąłem zarząd nad tym hotelem, to znaczy, kiedy przeszedłem w stan spoczynku, a służyłem w Royal Engineers…
– Tak, tak… – niecierpliwił się Joel.
– Chodzi o to, proszę pana, że ktoś o nazwisku Blitz zatrzymał się tu kilka lat temu.
– Zgadza się. To byłem ja oraz mój brat Barney. I co z tego?
Charles Pope zacisnął swoje błyszczące, żółte sztuczne zęby i zmieszał się jeszcze bardziej.
– Chodzi o rachunek, proszę pana.
– Chce pan powiedzieć, że nie uregulowaliśmy rachunku? Chodzi o pieniądze?
– Nie, proszę pana. Rachunek został uregulowany. W każdym razie tak mi powiedziano. Problem w tym, że został zapłacony pięciofuntowymi banknotami wątpliwego pochodzenia, proszę pana.
– Były fałszywe?
– Nie, proszę pana, nie były fałszywe. Lecz jeden z tych banknotów dostał się później w ręce pewnego dżentelmena ze związku kupieckiego w Durban, proszę pana. Ów dżentelmen przyszedł do naszego hotelu, żeby zjeść obiad. Ten banknot wydano mu jako resztę. Otóż ten dżentelmen ze związku kupieckiego zbadał serię i numer tego banknotu, ponieważ od dłuższego już czasu czynił duże wysiłki w celu odnalezienia pewnej serii banknotów, które zniknęły, że się tak wyrażę, z pewnego banku w Portugalii.
Читать дальше