Członkowie komisji jak urzeczeni wpatrywali się w magnetofon.
– Czy możemy jeszcze posłuchać jakichś rozmów? – wyrwało się któremuś z nich.
Mast wzruszył ramionami i spojrzał na Lanigana, który podjął ochoczo:
– Moim zdaniem to doskonały pomysł.
Odtwarzanie fragmentów podsłuchanych rozmów, przetykanych przez niego krótkimi wyjaśnieniami bądź kwiecistymi opisami różnych sytuacji, zajęło w sumie aż trzy godziny. Patrick zachował nagranie kłótni w „klozecie” na koniec, nie przypuszczał jednak, że komisja będzie chciała go wysłuchać aż czterokrotnie, zanim ostatecznie padnie wniosek o zwolnienie świadka. O osiemnastej zamówiono obiad z pobliskiej restauracji.
Dopiero po nim, o dziewiętnastej, Lanigan mógł opuścić salę obrad.
Już w trakcie obiadu Mast zagaił dyskusję nad bulwersującymi zdarzeniami znajdującymi odzwierciedlenie w dokumentach. Skrzętnie przytaczał numery paragrafów kodeksu federalnego, którego przepisy zostały naruszone. A utrwalone na kasetach rozmowy uczestników spisku nie zostawiały cienia wątpliwości co do charakteru uknutego oszustwa.
O dwudziestej trzydzieści komisja jednogłośnie podjęła decyzję, iż należy Benny’ego Aricię, Charlesa Bogana, Douga Vitrano, Jimmy’ego Havaraca oraz Ethana Rapleya postawić w stan oskarżenia za sprzeniewierzenie pieniędzy z budżetu państwowego, dokonane na podstawie ustawy antymalwersacyjnej. Każdemu z oskarżonych groziła kara do dziesięciu lat więzienia oraz grzywna w wysokości do pięciuset tysięcy dolarów.
Senator Harris Nye został uznany za nie wymienionego z nazwiska współuczestnika spisku i w wypadku udowodnienia mu zarzutów miał dołączyć do grona oskarżonych. Taką decyzję podjęto na wniosek Sprawlinga, Jaynesa i Masta, którym zależało na aresztowaniu mniej ważnych winowajców i podjęciu próby wydobycia z nich zeznań w zamian za obietnicę łagodniejszego wyroku. Już wcześniej obmyślili, iż należałoby w pierwszej kolejności ostro przycisnąć Rapleya i Havaraca, gdyż ci dwaj dogłębnie nienawidzili Bogana i jego wpływowego kuzyna.
Posiedzenie zakończyło się o dziewiątej wieczorem. Prokurator natychmiast udał się na spotkanie z szeryfem federalnym, by zaplanować z nim szczegóły jednoczesnego aresztowania wszystkich winowajców następnego dnia rano. Natomiast Jaynes i Sprawling odlecieli ostatnim samolotem z Nowego Orleanu do Waszyngtonu.
– Przed laty, zaraz po rozpoczęciu pracy w kancelarii, prowadziłem sprawę dotyczącą wypadku samochodowego. Kraksa zdarzyła się na szosie numer czterdzieści dziewięć, w okręgu Stone, niedaleko miasteczka Wiggins. Nasz klient jechał na północ, kiedy niespodziewanie tuż przed nim z bocznej drogi wyjechała na autostradę ciężarówka z naczepą. Kierowca nie zdążył wyhamować, zginął na miejscu. Jego żona odniosła bardzo poważne obrażenia, a dziecko jadące na tylnym siedzeniu złamało nogę. Ciężarówka należała do dużej firmy przetwórstwa papieru, ta zaś była wysoko ubezpieczona, zarysowała się więc szansa wywalczenia dużego odszkodowania. Byłem nowy w kancelarii, kiedy więc dostałem tę sprawę, zabrałem się do niej z zapałem. Nie było najmniejszych wątpliwości, że to kierowca ciężarówki spowodował wypadek, ten jednak, wyszedłszy cało ze zderzenia, zasłaniał się tym, że samochód osobowy pędził z nadmierną szybkością. Zatem najważniejsze stało się ustalenie, z jaką rzeczywistą prędkością jechał wóz osobowy. Według przeprowadzonej przeze mnie rekonstrukcji wydarzeń mogła ona wynosić najwyżej sto kilometrów na godzinę, co nie byłoby jeszcze takie złe. Na autostradzie obowiązuje ograniczenie do dziewięćdziesięciu, lecz wszyscy jeżdżą co najmniej dziewięćdziesiąt pięć na godzinę. Ale mój klient zamierzał odwiedzić rodzinę w Jackson i pewne fakty wskazywały na to, że się śpieszył. Firma papiernicza także wynajęła specjalistę z zakresu ruchu drogowego i ten ocenił, że samochód osobowy musiał pędzić co najmniej z prędkością stu dwudziestu kilometrów na godzinę. Sam rozumiesz, że gdyby okazało się to prawdą, mógłbym zapomnieć o jakimkolwiek odszkodowaniu. Każdy skład przysięgłych musiałby wziąć pod uwagę, że kierowca jechał o trzydzieści kilometrów na godzinę powyżej dopuszczalnej prędkości. Znalazłem więc świadka, staruszka, który jako drugi lub trzeci zjawił się na miejscu wypadku. Nazywał się Clovis Goodman, miał osiemdziesiąt jeden lat, był ślepy na jedno oko, a na drugie niewiele widział.
– Mówisz poważnie? – zdumiał się Sandy.
– Może trochę przesadziłem, w każdym razie nie miał najlepszego wzroku. Nadal jednak prowadził samochód i tamtego dnia jechał swoim półciężarowym chevroletem autostradą, kiedy wyprzedził go wóz mojego klienta. No i kawałek dalej, po minięciu szczytu wzgórza, Clovis zobaczył tragiczny wypadek. Był bardzo wrażliwym człowiekiem starej daty, mieszkał sam, zapomniany i porzucony, nie miał najbliższej rodziny, toteż widok zmasakrowanego auta dogłębnie go poruszył. Usiłował jakoś pomóc ofiarom, kręcił się przez pewien czas wokół wraku, wreszcie odjechał. Nic nikomu nie powiedział, był za bardzo wstrząśnięty. Dopiero znacznie później wyznał mi, że nie mógł spać przez tydzień. Wróćmy jednak do sprawy. Otóż dostałem poufną wiadomość, że ktoś z podróżnych zarejestrował kamerą wideo miejsce zdarzenia, tyle że nieco później, gdy były tam już wozy patrolowe, strażackie i karetki pogotowia. Wstrzymano cały ruch, ludzie czekali zniecierpliwieni, zatem nic dziwnego, że ktoś z nudów sięgnął po kamerę. Udało mi się pożyczyć kasetę, a jeden z aplikantów przeanalizował zapis i zanotował mi numery rejestracyjne stojących pojazdów. Zacząłem wydzwaniać kolejno do właścicieli aut, usiłując znaleźć świadka. W ten sposób trafiłem do Clovisa. Bąknął przez telefon, że dokładnie widział wrak, ale jest tak wzburzony, że nie chce o tym rozmawiać. Zapytałem więc, czy mogę mu złożyć wizytę, a on się zgodził.
Mieszkał na odludziu, parę kilometrów za Wiggins, w niewielkim drewnianym domku, który postawił własnymi rękoma jeszcze przed wojną. Jego żona zmarła wiele lat temu, syn zszedł na złą drogę i zginął tragicznie. Clovis miał dwoje wnucząt, z których jedno mieszkało w Kalifornii, a drugie gdzieś w okolicach Hattiesburga, ale żadne z nich nie utrzymywało z nim kontaktu. Tyle się dowiedziałem w ciągu pierwszej godziny rozmowy. Jak każdy starszy człowiek, był początkowo nieufny, wręcz opryskliwy, jakby chciał mi dać do zrozumienia, iż uważa każdą rozmowę z prawnikiem za stratę czasu. Lody szybko jednak stopniały i wkrótce nastawił wodę, zrobił dwie kawy rozpuszczalne i zaczął opowiadać o rodzinnych sekretach. Siedzieliśmy na werandzie, w fotelach na biegunach, a wokół nas kręciło się kilkanaście zdziczałych kotów. Rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o wypadku. Na szczęście była to sobota, mogłem więc sobie pozwolić na trochę odpoczynku i zapomnieć o innych sprawach. Clovis okazał się wyśmienitym gawędziarzem, najbardziej lubił wracać wspomnieniami do czasów wielkiego kryzysu i drugiej wojny światowej. Dopiero po kilku godzinach nieśmiało nawiązałem do kraksy, on zaś poinformował mnie smętnym głosem, że do tej pory nawet bał się wspomnieć tamto zdarzenie. Oznajmił, iż wie coś ważnego w sprawie wypadku, ale nie może jeszcze teraz o tym mówić. Zapytałem go, jak szybko jechał, kiedy wóz osobowy go wyprzedził. Odparł, że nigdy nie przekracza osiemdziesiątki. Spytałem więc, czy dałby radę ocenić prędkość tamtego auta, lecz tylko pokręcił głową.
Читать дальше