Był przy tym również Vitrano, ponieważ pełnił funkcję zastępcy szefa, a ponadto zajmował się sprawami finansowymi klienta. Spotkanie trwało krótko. Aricia dosadnie wyraził swe rozżalenie z powodu niesprawiedliwego podziału nagrody. Wcześniej ani razu nie protestował, lecz gdy wysokość kwoty została zatwierdzona, doszedł do wniosku, że trzydzieści milionów dolarów to zdecydowanie zbyt wysokie honorarium dla adwokatów. Doszło do ostrej wymiany zdań, lecz Bogan i Vitrano nie zamierzali rezygnować ze swojej części. Chcieli nawet pokazać odpowiedni punkt podpisanej przez klienta umowy, lecz Aricia ani myślał przeglądać jakichkolwiek papierów.
Właśnie wtedy, w porywie wściekłości, zapytał otwarcie, ile z tych trzydziestu milionów dostanie senator Nye. Wówczas Bogan także stracił cierpliwość i warknął, że to nie jego interes. Doprowadzony do szału Aricia wrzasnął, że owszem, jak najbardziej jego, bo i jego pieniądze, po czym wygłosił płomienną diatrybę skierowaną przeciwko wszystkim politykom, a zwłaszcza senatorowi. Nic go nie obchodziło, że Nye wykorzystywał swe znajomości w Waszyngtonie, by przepchnąć jego sprawę przez biurokratyczne machiny dowództwa marynarki wojennej, Pentagonu oraz Departamentu Sprawiedliwości.
– Ile dostanie?! – wykrzykiwał raz po raz.
Ale Bogan nie chciał ujawnić tajemnicy, odparł tylko, że senator z pewnością nie zostanie pokrzywdzony, po czym przypomniał Aricii, że to on sam wybrał ich firmę, i to właśnie ze względu na powiązania z politykami. Wreszcie orzekł ironicznie, iż sześćdziesiąt milionów to całkiem niezła gratka, zwłaszcza że dostaje się te pieniądze za sfałszowanie sterty dokumentów.
Zbyt wiele zostało wtedy powiedziane.
Aricia zaproponował zmniejszenie ich honorarium do dziesięciu milionów, co Bogan i Vitrano skwitowali śmiechem. Dlatego też klient wybiegł z biura, klnąc na czym świat stoi.
W „klozecie” nie było telefonu, ale później odkryto dwa miniaturowe mikrofony: jeden pod blatem stolika, przyklejony kawałkiem taśmy samoprzylepnej i zamaskowany u zbiegu dwóch listew nośnych, a drugi wciśnięty za grzbiet starego podręcznika prawa, stojącego pośród kilku książek na wąskiej półce, które miały pełnić rolę dekoracyjną.
Po zniknięciu pieniędzy z banku i prawdziwym wstrząsie, jakim było odkrycie przez fachowców Stephano rozbudowanej instalacji podsłuchowej, obaj wspólnicy przez dłuższy czas nie wspominali nawet jednym słowem o tamtej kłótni w „klozecie”. Liczyli na to, że nie spowoduje ona żadnych konsekwencji. Nie rozmawiali także z Aricią, gdyż ten natychmiast wystąpił z pozwem przeciwko kancelarii i zaczynał ciskać klątwami na samo wspomnienie któregokolwiek z adwokatów. Próbowali o tym po prostu zapomnieć, jak gdyby nic podobnego się nigdy nie zdarzyło.
Ale teraz, kiedy Patrick został ujęty, musieli stawić czoło rzeczywistości. Nadal istniała szansa, że mikrofony w „klozecie” źle działały bądź też Lanigan z jakichś powodów przeoczył tę kłótnię. W końcu musiał zwracać uwagę na rozmowy przekazywane przez dziesiątki pluskiew naraz. W gruncie rzeczy obaj byli przekonani, że Patrick nie zarejestrował owych demaskatorskich stwierdzeń, jakie padły wówczas w „klozecie”.
– Nie wierzę, aby nagrywał wszystko i jeszcze trzymał taśmy w ukryciu przez cztery lata – oznajmił Vitrano.
Ale Bogan nie odpowiedział. W zamyśleniu splótł dłonie na brzuchu i z kamienną twarzą wbił wzrok w krawędź biurka. Nadal nie mógł sobie darować. Gdyby wszystko ułożyło się pomyślnie, zyskałby pięć milionów dolarów, podobnie jak senator, nie przeżyłby upokorzeń bankructwa i rozwodu, wciąż mieszkałby z rodziną, we własnym domu, cieszyłby się poważaniem. Przez te cztery lata zapewne podwoiłby swój majątek, a może nawet dociągnął do dwudziestu milionów, zyskując swobodę czynienia wszystkiego, czego dusza zapragnie. Szczęście było tak blisko, Patrick zwinął im pieniądze dosłownie sprzed nosa.
Ale i radość z jego ujęcia trwała bardzo krótko, do czasu, gdy stało się oczywiste, że w ślad za przestępcą nie wróci do Biloxi skradziona forsa. I teraz, z każdym upływającym dniem, wizja bogactwa oddalała się coraz bardziej.
– Sądzisz, Charlie, że kiedykolwiek odzyskamy pieniądze? – zapytał niemal szeptem Vitrano, nie podnosząc głowy. Od wielu lat nie zwracał się do niego po imieniu, toteż owa niespodziewana poufałość wydała się teraz nie na miejscu.
– Nie – odparł krótko Bogan, a po dłuższej przerwie dodał: – Będziemy mieli szczęście, jeśli nie zostaniemy postawieni w stan oskarżenia.
Mając przed sobą perspektywę godzinnego mozolenia się z aparatem telefonicznym, Sandy postanowił najpierw załatwić najpilniejsze sprawy. Z samochodu zaparkowanego na placu przed szpitalem powiadomił żonę, że czeka go mnóstwo pracy i może się zdarzyć, iż przenocuje w Biloxi. Kiedy przypomniała mu o meczu futbolowym szkolnej reprezentacji, w której występował ich syn, przeprosił zdawkowo, obarczając całą winą Patricka, i obiecał, że później wszystko wyjaśni. Na szczęście nie doszło do kłótni, której tak się obawiał.
Później złapał swą sekretarkę i poprosił o przedyktowanie kilku numerów telefonów. Znał bliżej dwóch niezłych adwokatów z Miami, ale o tej porze, piętnaście po siódmej wieczorem, żadnego z nich nie było już w biurze. Pod domowym numerem pierwszego z nich nikt się nie zgłaszał, żona drugiego wyjaśniła, że mąż wyjechał z miasta na ważne przesłuchanie. Sandy zaczął więc wydzwaniać do swych nowoorleańskich przyjaciół, aż w końcu zdobył numer telefonu Marka Bircka, cieszącego się renomą florydzkiego specjalisty od spraw kryminalnych. Tamten nie był zbyt zadowolony, iż przeszkadza mu się podczas obiadu, zgodził się jednak wysłuchać McDermotta. Sandy przedstawił mu dziesięciominutową wersję przygód Patricka, kładąc szczególny nacisk na rolę Mirandy, przebywającej obecnie w areszcie w Miami. Birck okazał spore zainteresowanie, wykazując się przy tym biegłą znajomością przepisów emigracyjnych. Obiecał natychmiast zadzwonić do dwóch wpływowych osób. Sandy przyrzekł, że połączy się z nim ponownie za godzinę.
Później musiał dzwonić aż w trzy różne miejsca, żeby złapać Cuttera, a w dodatku dogadywać się z nim jeszcze przez dwadzieścia minut, by wreszcie wydębić zgodę na spotkanie w śródmiejskiej kawiarni. Dotarł na miejsce pierwszy i czekając na agenta FBI, po raz drugi wybrał numer Bircka.
Tamten przekazał, że Mirandę umieszczono w areszcie federalnym w Miami. Nie została jeszcze formalnie oskarżona, ale też i od zatrzymania minęło niewiele czasu. Na pewno nie było żadnych szans, by zobaczyć się z nią dziś wieczorem, a i jutro mogły z tym być pewne kłopoty. Według obowiązujących przepisów, FBI oraz amerykańskie służby celne miały prawo zatrzymać człowieka posługującego się fałszywym paszportem nawet na cztery doby przed obraniem właściwego trybu postępowania. Biorąc pod uwagę okoliczności, to chyba całkiem zrozumiałe – wyjaśnił Birck. Chodzi wszak o ludzi, którzy pragnęliby jak najszybciej znaleźć się za granicą.
Adwokat dobrze znał areszt federalny, bywał w nim wielokrotnie, odwiedzając swoich klientów, zapewnił więc, że panujące tam warunki nie są złe. Eva została umieszczona w osobnej celi, nic jej nie zagraża. Przy odrobinie szczęścia jutro powinna zyskać dostęp do telefonu.
Przemilczając niektóre szczegóły, Sandy oświadczył, że nie ma specjalnego pośpiechu z wyciąganiem jej zza kratek, gdyż na zewnątrz mogą czyhać niezbyt przyjaźnie nastawieni ludzie. Na co Birck odparł, że z samego rana uruchomi swoje kontakty i spróbuje załatwić widzenie z aresztowaną.
Читать дальше