Wyszkolona w Brazylii, prowadziła z jedną stopą na pedale gazu, a drugą na hamulcu, ale niezbyt duży ruch na szosie wzdłuż plaży nie wymagał częstych manewrów. Mimo to powtarzała sobie w duchu, że powinna zachować spokój. Patrick tłumaczył jej wielokrotnie, iż uciekinier musi się wystrzegać paniki. Należy uważnie obserwować, myśleć logicznie i planować każde następne posunięcie.
Toteż kurczowo trzymała się przepisów, ale bardzo często zerkała we wsteczne lusterko.
Zawsze musisz być świadoma tego, gdzie się znajdujesz – powtarzał Patrick. Stąd też godzinami ślęczała nad mapami samochodowymi tych okolic. Po pewnym czasie skręciła w drogę wiodącą na północ i zatrzymała się na stacji benzynowej. Nie zauważyła, by nieznajomy o zielonkawych oczach nadal ją śledził. Nie przyniosło jej to jednak ulgi. Wiedziała już, że została rozpoznana. A skoro agent powiadomił zwierzchników przez telefon, reszta grupy pościgowej zapewne podążała już w tym kierunku.
Godzinę później Eva wkroczyła do terminalu lotniska w Pensacola. Musiała zaczekać półtorej godziny na lot do Miami. Gotowa była się udać dokądkolwiek, ale wcześniej nie startował żaden samolot.
Usiadła przy stoliku w kawiarni i znad krawędzi rozpostartego pisma uważnie obserwowała wszystko dookoła. Na szczęście niewiele osób kręciło się po terenie lotniska. Tylko strażnik spoglądał na nią z zainteresowaniem, lecz postanowiła go zignorować.
Rejs do Miami obsługiwał mały turbośmigłowiec, toteż podróż zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Na pokład weszło zaledwie sześcioro pasażerów. Oceniwszy, że nic jej z ich strony nie zagraża, Eva zdołała się nawet trochę zdrzemnąć.
W Miami przez godzinę krążyła po wielkiej hali odlotów. Popijała wodę mineralną i obserwowała otaczające ją tłumy. Wreszcie w stanowisku linii lotniczych Varig kupiła bilet do São Paulo, w jedną stronę. Postąpiła tak pod wpływem nagłego impulsu. Nadal nie chciała wracać do domu, lecz São Paulo leżało przecież dość blisko rodzinnego Rio. Wymyśliła, że zaszyje się w jakimś hoteliku na parę dni. W dodatku mogła tam być bliżej ojca, choć nie miała przecież pojęcia, gdzie jest przetrzymywany. Poza tym z Miami samoloty startowały we wszystkich możliwych kierunkach, zatem powrót do Brazylii wydał jej się równie dobry jak pobyt w obcym kraju.
Zgodnie z rutynowym postępowaniem FBI powiadomiło wszystkie przejścia graniczne, urzędy emigracyjne oraz biura podróży. Poszukiwano trzydziestojednoletniej białej kobiety, Brazylijki, niejakiej Evy Mirandy, posługującej się prawdopodobnie fałszywym paszportem. Kiedy ujawnione zostało nazwisko porwanego profesora, odkrycie prawdziwych personaliów tajemniczej prawniczki nie nastręczało już większych kłopotów. Zatem gdy Leah Pires zgłosiła się do punktu odpraw paszportowych na lotnisku międzynarodowym w Miami, nie podejrzewała najmniejszych problemów. Jej jedynym zmartwieniem był mężczyzna, który ją wcześniej rozpoznał i śledził.
Poza tym w ciągu ostatnich dwóch tygodni paszport wystawiony na nazwisko Pires ani razu nie wzbudził żadnych zastrzeżeń.
Zbiegiem okoliczności celnik zapoznał się z informacją FBI podczas niedawnej przerwy na kawę. Natychmiast wcisnął ukryty przycisk alarmowy, udając, że dokładnie sprawdza wpisy w paszporcie. Leah, początkowo znudzona tak drobiazgową kontrolą, szybko pojęła, że coś się dzieje. Podróżni przy innych stanowiskach byli odprawiani szybko, celnicy zaledwie spoglądali na pierwszą stronę i porównywali wygląd człowieka ze zdjęciem. Nieoczekiwanie stanął przy niej jakiś wyższy oficer w granatowym mundurze. Wziął jej paszport z rąk celnika i zapytał uprzejmym, acz stanowczym tonem:
– Będzie pani uprzejma pójść ze mną, panno Pires?
Wskazał przy tym boczny korytarz z długim szeregiem drzwi.
– Coś się nie zgadza? – spytała nerwowo.
– Niezupełnie. Chcieliśmy zadać pani kilka pytań.
Nieco dalej stał strażnik z pistoletem w kaburze i pojemnikiem gazu obezwładniającego przy pasie. Oficer ostentacyjnie trzymał w dłoni jej paszport. Ludzie czekający w kolejkach do odprawy ciekawie zerkali w tę stronę.
– O co chodzi? – zapytała, ruszając we wskazanym kierunku.
Idący przodem strażnik zatrzymał się przy drugich drzwiach.
– Mamy do pani tylko parę pytań – powtórzył oficer, przepuszczając ją do maleńkiego pokoiku bez okien.
Wewnątrz nie było żadnych sprzętów poza stołem i dwoma krzesłami. A więc musi to być pokój szczegółowej kontroli – pomyślała. Zwróciła uwagę, że na identyfikatorze oficera widnieje nazwisko Rivera, mężczyzna nie wyglądał jednak na Latynosa.
– Proszę mi oddać paszport – rzekła stanowczo, kiedy tylko tamten zamknął drzwi i zostali sami.
– Nie tak szybko, panno Pires. Najpierw chciałbym wyjaśnić parę rzeczy.
– Nie muszę odpowiadać na żadne pytania.
– Proszę się uspokoić i usiąść. Napije się pani kawy? A może wody sodowej?
– Nie, dziękuję.
– Czy wpisany do paszportu adres w Rio jest aktualny?
– Tak, oczywiście.
– Skąd pani przyleciała?
– Z Pensacoli.
– Którym lotem?
– Numer osiemset pięćdziesiąt pięć.
– I dokąd się pani udaje?
– Do São Paulo.
– A dokładnie?
– To chyba moja prywatna sprawa.
– Podróżuje pani w interesach czy turystycznie?
– Jakie to ma znaczenie?
– Otóż ma. Według wpisu w paszporcie mieszka pani w Rio de Janeiro. Zatem gdzie zamierza się pani zatrzymać w São Paulo?
– W hotelu.
– W którym?
Zawahała się na chwilę, usiłując sobie przypomnieć nazwę któregoś z tamtejszych hoteli. Poniewczasie zrozumiała, że popełniła olbrzymi błąd.
– W… “Inter-Continentalu” – odparła szybko, starając się zachować spokój.
Mężczyzna zapisał nazwę hotelu na kartce.
– Podejrzewam, że ma pani zarezerwowany pokój na nazwisko Pires, prawda?
– Oczywiście – skłamała, odczuwając nagły przypływ ulgi. Ale to był kolejny błąd. Wystarczyła krótka rozmowa telefoniczna, by sprawdzić, że nie ma żadnej rezerwacji.
– Gdzie jest pani bagaż?
Znowu poczuła się nieswojo. Nerwowo zerknęła w bok, przeczuwając, że wyraz zdumienia na twarzy może ją zdradzić.
– Podróżuję bez bagażu.
Ktoś zapukał do drzwi. Oficer wstał, zabrał kartkę ze stołu i w przejściu zamienił szeptem parę słów ze swoim kolegą. Eva nawet się nie obejrzała, usiłowała za wszelką cenę nad sobą zapanować. Rivera wrócił na miejsce, trzymał przed sobą arkusz wydruku komputerowego.
– Według naszej ewidencji przekroczyła pani granicę przed ośmioma dniami tutaj, w Miami. Przyleciała pani z Londynu samolotem, który wystartował z Zurychu. Osiem dni i żadnego bagażu? To dosyć dziwne, prawda?
– Ale to chyba nie jest jeszcze przestępstwem?
– Nie, ale przestępstwem jest posługiwanie się fałszywym paszportem. Przynajmniej według naszych, amerykańskich przepisów prawa.
Popatrzyła na leżący na stole paszport. Doskonale wiedziała, że jest podrobiony.
– Mój paszport nie jest fałszywy – oznajmiła stanowczym tonem.
– Czy zna pani kobietę o nazwisku Eva Miranda? – zapytał Rivera.
Nie potrafiła ukryć zdumienia. Serce jej w piersi zamarło. Natychmiast zdała sobie sprawę, iż dalsze kłamstwa nie mają żadnego sensu.
Rivera także świetnie wiedział, że trafił bez pudła.
– Będę musiał powiadomić FBI, a to trochę potrwa.
– Zostałam aresztowana?
– Jeszcze nie.
– Jestem prawnikiem, a zatem…
Читать дальше