– Cała sumę?
– Prawie. Dunlap zaczął kręcić nosem, gdy uzmysłowił sobie, że nie zarobi nawet grosza na takiej forsie. Musiałem się pilnować, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Wspomniał o stosownych opłatach bankowych za przeprowadzone operacje telegraficzne, a kiedy go spytałem, jakie odsetki bank zwykle pobiera, zaczął szybko kombinować, wreszcie wypalił, że pięćdziesiąt tysięcy byłoby jego zdaniem wystarczające. Zgodziłem się i taka suma pozostała na koncie kancelarii, a później zapewne szybko zasiliła prywatne konto pana Dunlapa. Filia banku mieści się w samym centrum Nassau…
– Mieściła się – poprawił go Huskey. – Została zlikwidowana pół roku po twoim zniknięciu.
– Ach, tak, rzeczywiście. Obiło mi się o uszy. W każdym razie, kiedy wyszedłem na ulicę, z trudem opanowałem chęć puszczenia się biegiem w stronę lotniska. Miałem ochotę wrzeszczeć z radości i skakać jak opętany. Przywołałem się jednak do porządku, złapałem taksówkę i poprosiłem kierowcę, by nie żałował gazu, bo się bardzo spieszę. Samolot do Atlanty startował dopiero za godzinę, do Miami za półtorej. Najwcześniej miałem połączenie do Nowego Jorku, toteż wylądowałem na La Guardia.
– Bogatszy o dziewięćdziesiąt milionów dolarów.
– Bez pięćdziesięciu tysięcy Dunlapa. Możesz mi wierzyć, Karl, że był to najdłuższy lot w moim życiu. Wychyliłem duszkiem trzy porcje martini, lecz nadal byłem jednym kłębkiem nerwów. Oczyma wyobraźni widziałem uzbrojonych agentów FBI, którzy czekają na mnie w punkcie kontroli na lotnisku. Byłem przekonany, że po moim wyjściu Dunlap nabrał podejrzeń i skontaktował się ze wspólnikami z kancelarii. Gdyby tak się stało, bez większego trudu można by stwierdzić, że poleciałem do Nowego Jorku. Dlatego też w całym dotychczasowym życiu jeszcze nigdy tak nie marzyłem o tym, by jak najprędzej dotrzeć do celu podróży. W końcu wylądowaliśmy, a gdy przechodziłem do hali odpraw, tuż obok błysnął flesz aparatu fotograficznego. Pomyślałem, że już po mnie. Okazało się jednak, że to tylko jakiś dzieciak postanowił wypróbować swego nowego kodaka. Pognałem w susach do toalety i przesiedziałem w kabinie dwadzieścia minut. Miałem ze sobą jedynie torbę podróżną ze wszystkimi moimi rzeczami.
– Ale miałeś również dziewięćdziesiąt milionów na koncie.
– To prawda.
– Jak przesłałeś pieniądze do Panamy?
– A skąd wiesz, że przesłałem je do Panamy?
– Jestem sędzią, Patricku. Często spotykam się z gliniarzami. To naprawdę małe miasto.
– Telefonicznie przekazałem instrukcje jeszcze z Nassau. Wcześniej otworzyłem oba konta, zarówno na Malcie, jak i w Panamie.
– Gdzie nabyłeś takiej wprawy w obracaniu funduszami?
– To wcale nie wymaga dużej wprawy. Miałem sporo czasu, żeby się tego nauczyć. Czy przypominasz sobie, Karl, kiedy dowiedziałeś się po raz pierwszy o zniknięciu pieniędzy?
Huskey zachichotał. Rozsiadł się wygodniej i splótł ręce za głową.
– Twoi dawni koledzy z kancelarii bardzo kiepsko się starali, żeby utrzymać wszystko w ścisłej tajemnicy.
– Naprawdę?
– Szczerze mówiąc, całe miasto aż huczało od plotek na temat niezmierzonego bogactwa, jakie ma przypaść w udziale firmie. Nikt nie puścił pary z ust, ale cała czwórka zaczęła nagle szastać pieniędzmi na lewo i prawo. Havarac kupił sobie największego i najczarniejszego mercedesa, jaki zszedł z taśmy montażowej. Na zlecenie Vitrano architekt kończył plany luksusowej willi, mającej ponad tysiąc metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej. Rapley wziął kredyt na zakup dwudziestopięciometrowego jachtu pełnomorskiego i głośno rozważał możliwość przejścia na emeryturę. Kilkakrotnie dotarło do mnie, że zamierzają kupić wspólnie służbowy odrzutowiec. Trudno jest zachować w tajemnicy perspektywę uzyskania trzydziestomilionowego honorarium, a oni naprawdę kiepsko się starali. W gruncie rzeczy zależało im na tym, by ludzie się dowiedzieli.
– No tak, czego innego można się spodziewać po prawnikach?
– Byłeś w banku w czwartek, zgadza się?
– Tak, w czwartek, dwudziestego szóstego marca.
– Już następnego dnia, kiedy rozpoczynałem przygotowania do jakiejś rozprawy, zadzwonił do mnie któryś z zaprzyjaźnionych adwokatów. Przekazał podnieconym tonem, że głośna ugoda wywalczona przez kancelarię Bogan, Rapley, Vitrano, Havarac i Lanigan zapewne trafi na wokandę, bo wszystkie pieniądze zniknęły z banku. Ktoś je zwędził na Bahamach.
– Już wtedy wymieniało się moje nazwisko?
– Nie, wypłynęło bodajże po paru dniach. Ktoś rozpuścił wiadomość, że kamery systemu ochronnego banku zarejestrowały wygląd winowajcy i jest to ktoś nadzwyczaj podobny do ciebie. Zaczęto dopasowywać poszczególne elementy łamigłówki i natychmiast pojawiły się setki różnorodnych plotek.
– Od razu uwierzyłeś, że to ja zgarnąłem forsę?
– Chyba początkowo byłem zbyt zaszokowany, by dawać wiarę pogłoskom. Przecież złożyłem twoje prochy do grobu, modliłem się o spokój twej duszy. Zareagowałbyś tak samo na moim miejscu. Ale w miarę upływu czasu, kiedy minęło pierwsze zaskoczenie, i ja nabrałem podejrzeń. Wszystko do siebie idealnie pasowało: zmiana testamentu, dodatkowe ubezpieczenie na życie, zwłoki zwęglone nie do rozpoznania. No, a później odkryto instalację podsłuchową w kancelarii i agenci FBI zaczęli wszystkich wypytywać na twój temat. Mniej więcej po tygodniu stało się niemal oczywiste, że to ty musiałeś zwinąć pieniądze.
– Nie czułeś się ze mnie dumny?
– Nie sądzę, aby ktokolwiek odczuwał dumę. Przede wszystkim byłem zaszokowany, zdecydowanie oszołomiony. W końcu zostawiłeś po sobie czyjeś zwłoki, toteż sprawa zaczęła być intrygująca.
– Naprawdę nie wywołałem w tobie nawet odrobiny podziwu?
– W ogóle nie myślałem w tych kategoriach, Patricku. Ostatecznie zamordowałeś niewinnego człowieka, żeby zyskać okazję do kradzieży pieniędzy. W dodatku porzuciłeś żonę z małym dzieckiem.
– Dostała po mnie wystarczająco dużo, a dziecko nie było moje.
– Ale wtedy o tym nie wiedziałem. Nikt tego nie podejrzewał. Dlatego też sądzę, że nie masz co liczyć nawet na cień podziwu.
– A jak zareagowali moi wspólnicy?
– Chyba nikt ich nie widział przez miesiąc. Od razu wpłynął do sądu pozew Aricii, potem sypnęły się następne. Nie mieli z czego spłacać kredytów, więc zagroziło im widmo bankructwa. Potem doszły rozwody, alkoholizm. Wstyd mówić. Upadek społeczny w najbardziej typowej, wręcz podręcznikowej formie.
Patrick wyciągnął nogi na łóżku i zakrył się prześcieradłem do pasa. Przez cały czas na jego wargach błąkał się chytry uśmieszek. Huskey wstał z krzesła i podszedł do okna.
– Jak długo zostałeś w Nowym Jorku? – spytał, wyglądając na zewnątrz między listewkami żaluzji.
– Przez tydzień. Nie chciałem ściągać pieniędzy z powrotem do Stanów, toteż przelałem je różnymi okrężnymi drogami do banku w Toronto. Mało kto wie, że bank panamski ściśle współpracuje z tamtejszą filią banku z Ontario, mogłem zatem bez większych trudności dokonywać przelewów.
– I zacząłeś wydawać pieniądze?
– Nie za bardzo. Skorzystałem z fałszywego obywatelstwa kanadyjskiego, wynająłem niewielkie mieszkanie w Vancouver, wyrobiłem sobie kilka kart kredytowych. Znalazłem prywatnego nauczyciela języka portugalskiego i zakuwałem słówka po sześć godzin dziennie. Parę razy wybrałem się do Europy, żeby zyskać kilka stempli w paszporcie. Wszystko układało się po mojej myśli. Trzy miesiące później wyprowadziłem się z mieszkania i przeniosłem do Lizbony, gdzie przez pewien czas szlifowałem znajomość portugalskiego. Wreszcie piątego sierpnia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego roku wylądowałem w São Paulo.
Читать дальше