– Owszem. Trochę nas tylko zaskoczyły odmienione zarysy szczęki i nosa.
– Proszę mówić dalej.
– Polecieliśmy do Brazylii i tam wybraliśmy trzy spośród najbardziej renomowanych firm zajmujących się prywatnymi dochodzeniami: jedną z Rio, drugą z São Paulo, a trzecią z Recife na północno-wschodnim wybrzeżu. Płaciliśmy gotówką, w dolarach, mieliśmy więc do dyspozycji najlepszych ludzi. Szybko stworzyliśmy zespół poszukiwawczy, który przez tydzień przechodził szkolenie w São Paulo. Uważnie wysłuchaliśmy też opinii tamtejszych fachowców. Doszli do wniosku, iż najlepiej będzie posługiwać się bajeczką, że Patrick jest poszukiwany za uprowadzenie i morderstwo kilkuletniej dziewczynki z bogatej rodziny, ta zaś wyznaczyła sporą nagrodę za jego ujęcie. Chodziło wyłącznie o zdobycie zaufania informatorów. W końcu porywacza i zabójcę ocenia się inaczej niż faceta, który obrobił bogatych wspólników. Odwiedzaliśmy wszystkie ośrodki prowadzące kursy języka portugalskiego, pokazywaliśmy portrety pamięciowe i proponowaliśmy pieniądze za informacje. W liczących się szkołach zamykano nam drzwi przed nosem, a z pozostałych placówek nie uzyskaliśmy żadnej wiadomości. W tym czasie żywiliśmy już wielki respekt dla Lanigana, byliśmy zatem przeświadczeni, że ktoś taki jak on nie podjąłby ryzyka nauki w ośrodku, do którego możemy z łatwością trafić. W dalszej kolejności zaczęliśmy nachodzić prywatnych nauczycieli języka, a tych jest w Brazylii coś koło miliona. To była mrówcza praca.
– Im także oferowaliście pieniądze za informacje?
– Postępowaliśmy zgodnie z tym, co nam radzili tamtejsi fachowcy, to znaczy pokazywaliśmy portrety pamięciowe, opowiadaliśmy bajeczkę o porwanym dziecku i czekaliśmy na reakcję. Dopiero gdy wywiadowca dochodził do wniosku, że coś może z tego wyniknąć, niby to mimochodem wspominał o wyznaczonej nagrodzie.
– Złapaliście jakiś ślad?
– Nawet parokrotnie. Nigdy jednak nie byliśmy zmuszeni zapłacić za informacje, w każdym razie nie nauczycielom portugalskiego.
– A innym osobom?
Stephano leniwie kiwnął głową i zajrzał do swoich notatek.
– W kwietniu dziewięćdziesiątego czwartego roku trafiliśmy do chirurga plastycznego z Rio, który okazał pewne zainteresowanie portretem pamięciowym Lanigana. Przez miesiąc wodził nas za nos, wreszcie dał do zrozumienia, że to on przeprowadzał operację. Miał zresztą fotografie ukazujące Lanigana przed zabiegiem i po nim. Facet bardzo sprytnie rozegrał sprawę, musieliśmy mu zapłacić ćwierć miliona dolarów, oczywiście w gotówce i bez żadnych pokwitowań, za dokumenty i zdjęcia dotyczące Lanigana.
– Cóż to były za dokumenty?
– Opis zabiegu i garść notatek. Dla nas najważniejsze były wyraźne fotografie en face, przedstawiające Lanigana przed operacją i po zdjęciu szwów. Trochę nas zdziwiły, bo przecież on z pewnością nie życzył sobie żadnych zdjęć ani papierków. Płacił gotówką i nie chciał zostawiać po sobie śladów. Okazało się jednak, że podał fałszywe nazwisko i przedstawił się jako kanadyjski biznesmen po rozwodzie, który zapragnął trochę się odmłodzić. Chirurg wiele razy słyszał podobne bajki, natychmiast się domyślił, że facet jest zbiegiem. Miał w gabinecie zamaskowany aparat fotograficzny, stąd te zdjęcia.
– Możemy je zobaczyć?
– Oczywiście.
Adwokat uniósł głowę znad komputera, lecz Stephano bez wahania położył na stole szarą kopertę i popchnął ją w stronę Underhilla. Ten pospiesznie wyjął zdjęcia i rzucił na nie okiem.
– Jak trafiliście do tego chirurga?
– Równolegle ze sprawdzaniem ośrodków nauki języka pukaliśmy również do prywatnych gabinetów chirurgii plastycznej. Poza tym interesowali nas fałszerze dokumentów oraz importerzy.
– Importerzy?
– To dość niefortunne, dosłowne tłumaczenie portugalskiego określenia. Chodzi o specjalistów od zacierania tropów, ludzi zajmujących się ustalaniem nowej tożsamości i wynajdowaniem najlepszych kryjówek dla zbiegów. Ci jednak w ogóle nie chcieli z nami rozmawiać, podobnie jak fałszerze dokumentów. Zasłaniali się tajemnicą zawodową, której ujawnienie mogłoby ich na zawsze wyeliminować z interesu.
– A chirurdzy chętnie udzielali informacji?
– Niezupełnie. W gruncie rzeczy też nie chcieli rozmawiać. Wynajęliśmy jednak pewnego specjalistę z tej branży, który dostarczył nam spis lekarzy przeprowadzających potajemnie zabiegi. Właśnie w ten sposób trafiliśmy do tego chirurga z Rio.
– Było to już dwa lata po zniknięciu Lanigana?
– Zgadza się.
– Te zdjęcia stały się pierwszym konkretnym dowodem pobytu Lanigana w Brazylii?
– Tak, pierwszym.
– W takim razie czym się zajmowaliście przez te dwa lata?
– Wydawaliśmy mnóstwo pieniędzy. Pukaliśmy do różnych drzwi, sprawdzaliśmy liczne mylne tropy. Jak już mówiłem, to ogromny kraj.
– Ilu ludzi pracowało nad twoim zleceniem w Brazylii?
– Okresowo zespół poszukiwawczy liczył nawet sześćdziesiąt osób. Na szczęście tamtejsi wywiadowcy nie są tak drodzy jak amerykańscy.
* * *
Skoro sędzia poprosił o dostarczenie pizzy, jego życzenie potraktowano wręcz jak rozkaz. A ponieważ z bazy było za daleko do centrum pełnego lokali gastronomicznych, sanitariusz przywiózł pizzę z cieszącej się wieloletnią tradycją restauracji „Hugo” przy ulicy Division. Patrick łakomie wciągnął nosem powietrze, gdy w korytarzu stuknęły drzwi windy i pojawił się wysłannik z pizzą. Kiedy zaś Huskey otworzył pudełko przy łóżku, najpierw popatrzył na jego zawartość rozszerzonymi oczyma, po czym zacisnął powieki i z wyrazem lubości na twarzy przez chwilę delektował się intensywnym aromatem czarnych oliwek, duszonych grzybków portobello, włoskiego sosu pomidorowego, zielonego pieprzu oraz sześciu różnych gatunków sera. Wielokrotnie raczył się wyśmienitą pizzą z restauracji „Hugo”, zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch lat pobytu w Biloxi, nic więc dziwnego, iż marzył o niej już od tygodnia. Powrót do ojczyzny miał też swoje dobre strony.
– Wyglądasz jak śmierć na chorągwi. Zjadaj – rzucił Karl.
Pierwszy kawałek pizzy Patrick spałaszował w milczeniu. Szybko sięgnął po drugi.
– Jak ci się udało aż tyle schudnąć? – zagadnął sędzia, przełknąwszy ostatni kęs swojej porcji.
– Warto by to zakropić dobrym piwem – mruknął rozmarzony Lanigan.
– Przykro mi, ale nic z tego. Nie zapominaj, że przebywasz w areszcie.
– Utrata nadwagi to tylko kwestia silnej woli. Wystarczy trwać przy mocnym postanowieniu, a ja miałem ku temu wyjątkową motywację.
– Jak szybko schudłeś?
– W piątek przed wypadkiem ważyłem sto siedem kilogramów. W ciągu pierwszych sześciu tygodni zrzuciłem dwadzieścia jeden kilo. Dziś rano waga pokazała siedemdziesiąt trzy kilo.
– Naprawdę została z ciebie skóra i kości. Zjadaj.
– Dzięki.
– Zatem wróciłeś do domku myśliwskiego.
Patrick sięgał właśnie po trzeci kawałek pizzy, ale po namyśle odłożył go z powrotem do pudełka i otarł usta serwetką. Pociągnął łyk coca-coli z puszki.
– Tak, wróciłem do domku. Było około wpół do dwunastej w nocy. Zakradłem się do środka, nie zapalałem światła. Jakieś dwa kilometry dalej, na stoku sąsiedniego wzgórza, stoi podobny domek pewnego małżeństwa z Hattiesburga. Widać go z moich okien. Byłem przekonany, że o tej porze nikogo tam nie ma, wolałem jednak zachować ostrożność. Zasłoniłem okienko w łazience grubym ręcznikiem, dopiero wtedy włączyłem światło i pospiesznie zgoliłem brodę. Potem skróciłem włosy i ufarbowałem je na ciemno, prawie na czarno.
Читать дальше