John Grisham - Wspólnik

Здесь есть возможность читать онлайн «John Grisham - Wspólnik» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wspólnik: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wspólnik»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Sfingował własną śmierć i zniknął z 90 milionami z konta swojej firmy prawniczej. Patrick Lanigan, błyskotliwy, znakomity adwokat, dokonał mistrzowskiego przekrętu, którego nie wybaczą mu jego wspólnicy. Po latach dopadną go. Będą torturowali, zanim postawią przed sądem: oni, żona i wymiar sprawiedliwości – wszyscy chcą głowy Patricka… za wszelką cenę. Ale Lanigan przewidział wszystko. Lub prawie wszystko…

Wspólnik — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wspólnik», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Czuję się zaszczycony.

– Z kolei w Bostonie odwiedziłem faceta organizującego zniknięcia. Za tysiąc dolarów udzielił mi całodziennego wykładu na temat sposobów planowania ucieczki i zacierania śladów. W Dayton zapłaciłem fachowcowi za to, żeby mi przekazał podstawowe wiadomości o mikrofonach, nadajnikach radiowych i metodach instalowania urządzeń podsłuchowych. Jak widzisz, byłem cierpliwy, Karl. Bardzo cierpliwy. Wpadałem do biura o najdziwniejszych porach i zbierałem na temat Aricii wszystko, co mi wpadło w ręce. Nadstawiałem ucha, gdzie tylko się da, podpytywałem sekretarki, grzebałem w śmieciach. Później założyłem podsłuch. Zacząłem od kilku mikrofonów, żeby zobaczyć, jak to działa. Wybrałem gabinet Vitrano, a kiedy zarejestrowałem pierwszą rozmowę, nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Oni zamierzali mnie wykopać z interesu, Karl. Możesz w to uwierzyć? Wiedzieli już wtedy, że na sprawie Aricii zarobią trzydzieści milionów, i planowali podzielić forsę tylko między czterech. Zresztą części nie miały być równe. Bogan chciał dla siebie najwięcej, dziesięć milionów. Twierdził, że z tej działki będzie musiał się odwdzięczyć pewnym ludziom z Waszyngtonu. Pozostałym miało przypaść po pięć milionów, ostatnie pięć chcieli przeznaczyć na kancelarię. Zgodnie z tym planem ja miałem się znaleźć na bruku.

– Kiedy to było?

– Sprawa ciągnęła się niemal przez cały rok dziewięćdziesiąty pierwszy. Departament Sprawiedliwości zaakceptował ugodę z firmą Platt & Rockland dopiero czternastego grudnia. Nagroda dla Aricii miała wpłynąć na konto w ciągu trzech miesięcy od tej daty. Wcześniej nawet osobiste interwencje senatora nie wpłynęły na przyspieszenie obiegu papierków.

– Opowiedz mi teraz o wypadku samochodowym.

Patrick poruszył się nerwowo, wreszcie skopał prześcieradło i wstał z łóżka.

– Wciąż łapią mnie kurcze – mruknął, przeciągając się szeroko.

Podszedł do drzwi łazienki, oparł się o nie plecami i przestępując z nogi na nogę, popatrzył na sędziego.

– To było w niedzielę.

– Dziewiątego lutego.

– Zgadza się, dziewiątego lutego. Spędziłem weekend w domku myśliwskim, a kiedy wracałem do miasta, zjechałem z autostrady, zabiłem się i poszedłem do nieba.

Huskey nawet się nie uśmiechnął, uważnie spoglądał na przyjaciela.

– Może zacznij jeszcze raz.

– Po co, Karl?

– Ciekawość nie daje mi spokoju.

– Nie ma innych powodów?

– Nie, daję słowo. To był prawdziwy majstersztyk. Jak to zrobiłeś?

– Będę jednak musiał przemilczeć niektóre szczegóły.

– Oczywiście, rozumiem.

– Chodź, przejdziemy się trochę. Mam już dość siedzenia w pokoju.

Wyszli na korytarz, gdzie Lanigan pospiesznie wyjaśnił strażnikom, iż obaj z sędzią pragną tylko rozprostować nogi. Tamci ruszyli za nimi w pewnej odległości. Pielęgniarka z uśmiechem spytała, czy nie przynieść im czegoś, toteż Patrick poprosił o dwie puszki dietetycznej coca-coli. Poszedł dalej w zamyśleniu aż do końca korytarza, którego szczytowe okno wychodziło na parking w dole. Po chwili usiadł na ławce ze sztucznego tworzywa, Huskey zajął miejsce obok niego. Popatrzyli w stronę oddalonych o dwadzieścia metrów strażników, ci zaś, jakby pod wpływem tych spojrzeń, odwrócili się do nich plecami.

Patrick miał na sobie bawełniane szpitalne spodnie, bose stopy wsunął w skórzane klapki.

– Widziałeś zdjęcia z miejsca wypadku? – zapytał cicho, niemal szeptem.

– Tak.

– Wybrałem je dzień wcześniej. Zbocze nasypu jest w tym miejscu dosyć strome, uznałem więc, że to doskonały punkt do upozorowania wypadku drogowego. W niedzielę wieczorem przesiedziałem w domku myśliwskim prawie do dziesiątej. Później zatrzymałem się na krótko w sklepie przy drodze.

– U Verhalla.

– Zgadza się, u Verhalla. Zatankowałem na stacji benzynowej.

– Kupiłeś czterdzieści litrów paliwa, a rachunek opiewający na czternaście dolarów i dwadzieścia jeden centów uregulowałeś kartą kredytową.

– Chyba tak. Pogawędziłem chwilę z panią Verhall i odjechałem. Z rzadka mijały mnie jakieś samochody. Pięć kilometrów dalej skręciłem w wysypaną żwirem boczną drogę i dotarłem do wcześniej wyznaczonego miejsca. Wysiadłem, otworzyłem bagażnik i szybko się przebrałem. Uprzednio zaopatrzyłem się w sprzęt wrotkarzy, lekki hełm, wyściełaną na plecach kamizelkę, ochraniacze na kolana i łokcie oraz grube rękawice. Włożyłem to wszystko na siebie, oprócz hełmu, i usiadłem z powrotem za kierownicą. Pojechałem dalej autostradą na południe. Przy pierwszej próbie z tyłu nadjechał jakiś wóz. Przy drugiej pojawił się inny, z przodu. Udało mi się jednak zrobić ostre hamowanie, przez co zostawiłem na asfalcie długie ślady opon. Dopiero za trzecim razem znalazłem się nie zauważony na miejscu wypadku. Włożyłem więc hełm, zaczerpnąłem głęboko powietrza i szarpnąwszy kierownicą, zjechałem z szosy. Bałem się jak cholera, Karl.

Huskey bez przerwy myślał o tym, że już wtedy w samochodzie musiał być jeszcze ktoś inny, czy to żywy, czy martwy. Postanowił jednak wstrzymać się z pytaniem i w skupieniu wysłuchać dalszej części relacji.

– Jechałem najwyżej pięćdziesiątką, kiedy wyskoczyłem znad krawędzi nasypu, ale możesz mi wierzyć, że gdy koła straciły przyczepność i znalazłem się na wysokości koron drzew, miałem wrażenie, że sunę co najmniej sto pięćdziesiąt na godzinę. Po chwili auto zaczęło się zsuwać i odbijać od pni młodych drzewek. Wyleciała przednia szyba. Chyliłem głowę to w lewo, to w prawo, usiłując jednocześnie zapanować nad kierownicą. Mimo to lewym błotnikiem zahaczyłem o dużą sosnę i zacząłem koziołkować. Z hukiem napełniła się poduszka powietrzna, przez kilka sekund byłem ogłuszony. Zanim opanowałem mdłości, wszystko ustało. Otworzyłem oczy. Czułem ostry ból w lewym ramieniu, ale ubranie nie było zakrwawione. Wisiałem w pasach bezpieczeństwa, dopiero po jakimś czasie pojąłem, że samochód zatrzymał się na prawym boku. Zanim się z niego wygramoliłem, dotarło do mnie, że miałem cholernie dużo szczęścia. Nie złamałem ręki, tylko zwichnąłem sobie bark. Kilka razy obszedłem blazera dookoła, nie mogąc wyjść z podziwu, że tak doszczętnie go zniszczyłem. Przednia część dachu była do tego stopnia zmiażdżona, że opierała się o maskę. Gdyby wgniotła się o dziesięć centymetrów głębiej, nigdy bym z tego nie wyszedł.

– Podjąłeś olbrzymie ryzyko. Mogłeś nie tylko zginąć na miejscu, ale również odnieść poważne obrażenia. Dlaczego po prostu nie zepchnąłeś auta ze szczytu skarpy?

– To nie to samo. Kraksa musiała wyglądać bardzo realistycznie. Ostatecznie zbocze nasypu to nie przepaść. W tamtej okolicy teren jest stosunkowo płaski.

– Mogłeś ustawić koła, obciążyć pedał gazu cegłą i wyskoczyć jeszcze na szosie.

– Szkopuł w tym, że cegła by się nie spaliła. Gdyby policja znalazła cegłę we wraku, natychmiast nabrałaby podejrzeń. Naprawdę rozważyłem różne warianty i doszedłem do wniosku, że najlepiej jest doszczętnie rozbić wóz, po czym oddalić się pieszo. Nie zapominaj, że byłem przypięty pasami bezpieczeństwa, miałem poduszkę powietrzną w kierownicy, do tego hełm i ochraniacze.

– Zawsze byłeś perfekcjonistą.

W korytarzu pojawiła się pielęgniarka z puszkami coca-coli. Wymieniła z nimi kilka grzecznościowych uwag, wreszcie odeszła.

– Na czym skończyłem? – zapytał Patrick.

– Zdaje się, że następnie podpaliłeś wrak.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wspólnik»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wspólnik» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


John Grisham - Camino Island
John Grisham
John Grisham - The Client
John Grisham
John Grisham - The Whistler
John Grisham
John Grisham - Partners
John Grisham
John Grisham - The Last Juror
John Grisham
John Grisham - The Broker
John Grisham
John Grisham - The Activist
John Grisham
John Grisham - The Racketeer
John Grisham
libcat.ru: книга без обложки
John Grisham
libcat.ru: книга без обложки
John Grisham
John Grisham - El profesional
John Grisham
John Grisham - The Brethren
John Grisham
Отзывы о книге «Wspólnik»

Обсуждение, отзывы о книге «Wspólnik» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x