Powiedziała mu, że już wychodzi, podrzuciła psu gumową kość i zamknąwszy drzwi, pospieszyła na dół. Dave czekał na nią przed wejściem. Przywitał się serdecznie, a potem poprowadził Jane do swojego srebrnego bmw.
– Gotowa? – spytał. Oboje wsiedli do kabrioletu.
– To już siedem dni – powiedziała z westchnieniem. Skinął głową i włączył się do ruchu. Przez parę minut jechali w milczeniu, aż w końcu Dave zjechał na drogę I-30, prowadzącą na zachód, w stronę więzienia.
– Mówiłaś mu już o tych groźbach?
– Nie.
– A masz taki zamiar?
– Sama nie wiem. Nie chcę, żeby się martwił.
– Jane…
Nie skończył, ale ona i tak wiedziała, o co mu chodzi.
– Uważasz, że powinnam to zrobić, prawda? Spojrzał na nią, a potem znowu na drogę.
– Tak. Przecież wiesz, że później będzie miał o to pretensje.
– To nie ma sensu.
– Ależ ma. Do tej pory ufaliście sobie i na tym opierało się wasze małżeństwo. Będzie się gniewał, że chciałaś go w ten sposób chronić. I poczuje się winny, że musiałaś sama stawić temu czoło. Być może też zdradzony z powodu braku zaufania.
Zdradzony z powodu braku zaufania… A ona czy nie powinna wierzyć w jego wierność? Jane zacisnęła dłonie.
– Ale… Ian poczuje się bezsilny.
– Już tak się czuje. Twoje zaufanie powinno mu pomóc. Poza tym, choć nie może cię wesprzeć fizycznie, to emocjonalnie jak najbardziej. To powinno wzmocnić wasz związek, nie wydaje ci się? A jeśli tego nie zrobisz, może to ujemnie wpłynąć na wasze wzajemne relacje.
Jane skinęła parę razy głową, jakby chciała do końca przekonać samą siebie.
– Och, Dave! Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
– Zawsze do usług. – Uśmiechnął się. – Nigdzie się też nie wybieram, chyba że na trochę do Vegas.
– Uważaj na dziewczyny z klubów.
– No tak, najdłuższe nogi w kraju. I to wszystkie w jednym mieście – powiedział ze śmiechem.
Dotarli do więzienia. Dave wprowadził Jane do środka. Obejrzała się przez ramię, a potem przeszła przez bramkę z wykrywaczem metali. Dave uśmiechnął się krzepiąco i pokazał, że trzyma kciuki.
Jane poczuła się raźniej. Pomyślała, że ma szczęście, mogąc liczyć na przyjaźń i rady Dave’a. A poza tym zaraz miała zobaczyć się z mężem…
Strażnik zostawił ją przy boksach. Była zbyt podekscytowana, żeby usiąść. Na szczęście nie musiała długo czekać. Po chwili zobaczyła Iana, holowanego przez innego strażnika. Natychmiast sięgnęła po słuchawkę.
Jednak kiedy otworzyła usta, żeby mu o wszystkim powiedzieć, poczuła, że nie może wydobyć z siebie głosu. Ze łzami w oczach patrzyła tylko na męża, czując ogarniającą ją miłość. I rozpacz.
Mijały kolejne sekundy. Niechciana łza spłynęła po policzku Jane.
– Nie płacz – powiedział. – Wszystko będzie dobrze.
– Tak myślisz? A… a Lisette? Chciałam… -Jakoś nie mogło jej to przejść przez gardło. – Chciałam powiedzieć, że cię kocham – powiedziała tylko.
– Ja ciebie też. Jak się miewasz? Jak tam dziecko?
– Oboje miewamy się dobrze. Wczoraj trochę gorzej się czułam, ale już mi przeszło.
Ian zmarszczył brwi.
– To znaczy?
Opowiedziała mu o bólu i o tym, jak Stacy się nią zajęła.
– Czy to normalne? – spytał jeszcze bardziej zaniepokojony.
– To nic takiego – zapewniła. – To zupełnie naturalne przy większym stresie albo kiedy jest się dłużej na nogach. Miałam przecież wczoraj otwarcie wystawy.
– Myślałem o tobie dziś w nocy. – Ściszył głos. – I żałowałem, że nie możemy być razem.
– Tak, wiem… – Poczuła, że ma ściśnięte gardło. -Muszę ci coś powiedzieć. O czymś, co się wczoraj wydarzyło. I wcześniej też.
Zaczęła od początku. Od listu z wycinkiem z gazety i krótką notką. Dopiero wtedy przeszła do tego, co wydarzyło się po otwarciu wystawy. Opowiedziała o różach i dołączonym do nich bileciku.
Ian miał problemy, żeby się pozbierać po tym, co usłyszał.
– Ale… czemu nie powiedziałaś mi wcześniej? -spytał w końcu pełnym urazy tonem. – Dlaczego, Jane?
– Nie chciałam cię niepokoić.
– Do licha, przecież jestem twoim mężem!
– Przepraszam. – Spojrzała na strażnika. – Nie złość się na mnie.
– Wcale się nie złoszczę, tylko… muszę stąd wyjść! jak mam cię chronić, kiedy siedzę w pudle?!
– Na pewno cię niedługo wypuszczą. Przecież jesteś niewinny.
– Wydawało mi się, że ma to jakieś znaczenie, ale teraz zaczynam wątpić.
Wyczuła gorycz w jego słowach. Serce ścisnęło jej się z żalu.
– Nie poddawaj się, Ian. Nie możesz mi tego zrobić. Chcę, żebyś wyszedł stąd i pomógł mi.
Potrzebował chwili, żeby dojść do siebie.
– Bardzo się martwię. O ciebie i o dziecko.
– Wszystko będzie dobrze. Stacy mi pomaga. Obiecała złapać tego faceta.
– Przecież jest policjantką, a policja uważa, że już złapała mordercę – powiedział sztywno. – Sprawa jest zamknięta.
– Obiecała się tym zająć, a ja jej wierzę. Ian spróbował się do niej uśmiechnąć.
– Widzę, że sporo się ostatnio zmieniło.
Coś w jego głosie sprawiło, że nabrała więcej energii.
– Zycie musi toczyć się dalej. Lepiej, gorzej, ale zawsze.
– Lepiej?
– Przecież wiesz, o co mi chodzi. – Wypuściła powietrze z płuc. – Dave uprzedzał, że możesz mieć do mnie pretensje.
Od razu stało się jasne, że nie powinna była tego mówić.
– A co Dave ma z tym wspólnego?
– Jest moim przyjacielem, Ian. Jestem mu wdzięczna za pomoc.
– Bo ja ci nie mogę pomóc?
Poczuła gniew z powodu tych nieuzasadnionych pretensji.
– A możesz? Pół godziny tygodniowo to trochę mało, żeby mnie jakoś wesprzeć.
– Myślisz, że mnie to nie męczy? Przecież wiem, że jesteś sama i potrzebujesz wsparcia. Pewnie cię nawet tutaj przywiózł, co? – Kiedy zobaczył jej minę, aż poczerwieniał z gniewu. – Tak, stary, dobry kumpel. Zawsze przy tobie.
– Dlaczego zaczynasz się ze mną kłócić? Mamy tylko parę minut. – Nagle dotarła do niej bolesna prawda tych słów. – Nie chcę w ten sposób tracić czasu!
Ian nie zwrócił uwagi na jej słowa.
– Jeśli chcesz wiedzieć dlaczego, spytaj Dave’a. Na pewno jakoś to wyjaśni – rzucił kąśliwie.
Poczuła się skrzywdzona i zdradzona. Jednak starała się to maskować gniewem.
– Masz rację, Ian. Przydałyby mi się jakieś wyjaśnienia. Dlaczego na przykład masz telefon Elle Vanmeer w swoim palmtopie?
Aż otworzył usta ze zdziwienia.
– Co takiego?
– Przecież wiesz, że masz tam jej telefon. I numer do La Plaza. Dlaczego?
Zauważyła zmiany na jego twarzy, jakby zastanawiał się nad kolejnymi wariantami odpowiedzi.
– Obiecywałaś, że nie wystąpisz przeciwko mnie. Ze nie będziesz źle o mnie myśleć. I co, wystarczył tydzień, żebyś o tym zapomniała?
Jane potrząsnęła głową.
– Nie wykręcaj się. To poważna sprawa. Chcę wiedzieć, co to znaczy?
– A po co? Przecież jestem twoim mężem. Nosisz moje dziecko. Czy to nic dla ciebie nie znaczy?
– To cios poniżej pasa, Ian.
– A twoje oskarżenia to niby co? Flirt towarzyski?
– O nic cię nie oskarżyłam. Zadałam ci pytanie, a ty od razu zacząłeś mnie oskarżać. Czy dlatego, że masz nieczyste sumienie?
– Tak, na pewno. – Wskazał swoje ubranie. – Przecież mam to na sobie, co znaczy, że nie mogę być niewinny.
Читать дальше