Ponieważ na ścianie wisiał zakaz używania telefonów komórkowych, wyszła na dwór i zadzwoniła do pracy. Wyjaśniła sytuację i rozłączyła się.
Kiedy wróciła do środka, młody lekarz o azjatyckim wyglądzie wykrzyknął jej nazwisko. Stacy podeszła do niego i wyciągnęła rękę na powitanie.
– Doktor Yung? Jestem siostrą Jane Westbrook. Porucznik Killian. Co się dzieje z moją siostrą?
Głos jej drżał. Sama przed sobą nie chciała się przyznać, jak bardzo zależy jej na Jane. I jak bardzo boi się ją stracić.
– Już wszystko w porządku. Teraz odpoczywa.
– Już w porządku? – powtórzyła. – Co to znaczy? I co z dzieckiem?
– Przykro mi, ale poroniła.
Stacy zrobiło się ciemno przed oczami. Jane tak bardzo pragnęła tego dziecka…
– To nie było normalne poronienie, pani porucznik. Łożysko oderwało się od ściany macicy i spowodowało krwotok. Pani siostra mogła się wykrwawić na śmierć.
– O Boże! – Stacy uniosła dłoń do ust.
– Na szczęście karetka dojechała bardzo szybko. Pani Westbrook od razu dostała kroplówkę, co najpewniej uratowało jej życie.
Stacy pomyślała, że będzie musiała podziękować Frankowi. Gdyby nie jego szybkie dziaIanie…
– Podczas następnej ciąży pani siostra obowiązkowo powinna być poddana szczególnej obserwacji – ciągnął lekarz. – Chociaż wiele kobiet po oderwaniu łożyska nie miało później większych problemów i urodziło zdrowe dzieci.
Stacy roztarła ramiona. Zrobiło jej się zimno.
– Nic jej w tej chwili nie grozi?
– Nie, wszystko jest pod kontrolą. Zrobiliśmy transfuzję i pani Westbrook będzie musiała przez jakiś czas odpoczywać, ale to wszystko. Jednak to jej ginekolog będzie musiał zdecydować, jak długo tutaj zostanie i czy konieczne będzie łyżeczkowanie. Moim zdaniem zaleci je ze względu na okoliczności.
– Czy mogę się z nią zobaczyć?
– Oczywiście. Dałem jej mocny środek przeciwbólowy, więc może spać. Dostanie normalny pokój, jak tylko będzie to możliwe. Mamy dziś sporo pacjentów. – Rozejrzał się po poczekalni.
Wyjaśnił też, jak należy iść do sali Jane. Drzwi były otwarte. Siostra leżała na łóżku w embrionalnej pozycji. Wydawała się maleńka przy całej tej maszynerii, do której była podłączona.
Nie spała, ale cicho płakała.
Stacy wyszeptała jej imię i Jane dopiero wtedy ją dostrzegła. Spojrzała jej w oczy. Stacy przeraziła się na widok rozpaczy, którą w nich dostrzegła.
– Bardzo mi przykro, Jane. Naprawdę.
Nie kłamała. Żal jej było siostry z powodu dziecka, aresztowania Iana i pogróżek, które dostawała. A także z powodu tego wszystkiego, co je dzieliło. Nie zazdrościła już Jane i chciała to jakoś okazać.
Stacy podeszła do niej, przykucnęła i objęła najmocniej, jak w tych warunkach mogła.
– Chcę moje dziecko – szepnęła Jane.
– Tak, wiem, kochanie.
Jane zaczęła płakać, a jej ciało drżało w rytmie kolejnych spazmów.
– Nic mi już nie zostało.
Stacy wytarła łzy, które zaczęły jej spływać po policzkach.
– Masz mnie. Masz swoje życie i pracę. Zobaczysz, że Iana uniewinnią i będziecie jeszcze mieć dużo dzieci. Doktor powiedział, że to możliwe.
– A jeśli Iana skażą? Co wtedy zrobię?
Stacy poczuła ukłucie w sercu, słysząc to pytanie. Przytuliła siostrę jeszcze mocniej.
– Zobaczysz, że wszystko się wyjaśni. Dopilnuję tego.
I znowu łzy. Przyszło jej do głowy, że dawno nie płakała.
– Kocham cię, Stacy.
– Ja ciebie też. – Pociągnęła nosem. Pojawił się noszowy z wózkiem.
– Przenosimy panią do trójki, pani Westbrook. Postaram się pani pomóc.
Rozmawiał z nią w czasie całej operacji przenosin na wózek, następnie dopilnował, by sprzęty pojechały razem z Jane. Stacy ruszyła za nimi. Po niecałych dwudziestu minutach jej siostra znalazła się w swoim pokoju.
Po chwili pojawiła się pielęgniarka, która sprawdziła ciśnienie i temperaturę. Jane zasnęła jeszcze przed jej wyjściem. Stacy została przy niej jakieś dziesięć minut, a potem zdecydowała, że czas ruszać. Musiała przecież sprawdzić, czy nie ma wiadomości z pracy.
Kiedy znowu znalazła się w poczekalni, natknęła się na czekającego tam na nią Maca. Nawet się nie zdziwiła. Była mu wdzięczna, że przyszedł.
– I jak się miewa? – zapytał bez zbędnych wstępów.
– Straciła dziecko.
Wziął ją za rękę. Stacy zadrżała. Zaraz ją puścił, ale ona wcale tego nie chciała. Wolałaby przytulić się do niego i wypłakać cały swój ból.
– Bardzo mi jej żal.
– Dzięki. – Chrząknęła, czując, że głos odmawia jej posłuszeństwa. – Będzie jej ciężko… z tym wszystkim.
– Co powiesz na dobre wieści?
Stacy potrząsnęła głową.
– Bardzo by się przydały – rzekła z westchnieniem. – Co tam masz?
– Chyba znalazłem Doobiego. Dzwoniłem do ciebie, ale nikt nie odbierał. Dyżurny skierował mnie do tego szpitala.
Stacy uśmiechnęła się po raz pierwszy tej nocy.
– Świetnie. Możemy do niego teraz jechać? Spojrzał na zegarek.
– Chyba nie jest za późno, żeby spróbować. Koledzy Maca z obyczajówki ustalili, że Doobie pojawia się w barze Big Dick w Fair Park i podobno przesiaduje tam aż do rana, więc pora była jak najbardziej odpowiednia. Pewnie był pijany, ale być może zdoła z nimi porozmawiać. Przestawiła swój samochód na parking i wreszcie go zamknęła, a dalej pojechali wozem Maca. Kiedy wjechali na 1-30, spojrzał na nią znad kierownicy.
– Sprawdzałaś Jackmana?
– Tak, ale bez rezultatu. Nie był aresztowany ani skazany.
– Grzebałaś w Centralnym Rejestrze Przestępców.
– Właśnie. Nic na niego nie mają.
– Sprawdzałaś Teda i Theodora?
– A także Teddy’ego. I nic. Ale ten facet i tak mi się nie podoba.
Mac pokiwał głową.
– Jeśli nie ma go w naszym rejestrze, to znaczy, że nikt go jeszcze nie złapał. – Zastanawiał się chwilę. – Albo że zmienił nazwisko.
– Też o tym myślałam. Jeśli był zatrzymany, musimy mieć jego odciski palców.
– Łatwo je zdobędziemy. – Mac wyjechał z autostrady międzystanowej. – Zdaje się, że pił colę w pracowni twojej siostry.
Mac miał rację. Stacy zaraz to sobie przypomniała. Pamiętała, że w pracowni widziała więcej charakterystycznych puszek, a Jane nigdy nie przepadała za colą. Ostatnio w ogóle jej nie piła ze względu na dziecko.
Uśmiechnęła się do Maca.
– Masz zadatki na dobrego glinę.
– Wiesz co, wypchaj się.
Resztę drogi przejechali w milczeniu. Dotarli do Fair Park, znaleźli bar i zaparkowali tuż przed nim. Na parkingu znajdowało się kilka harleyów, a także furgonetek z wieszakami na broń z tyłu za kierowcą. Jedyny lśniący porshe boxter wydawał się pochodzić z zupełnie innej bajki. Miał indywidualną rejestrację, na której było napisane: „Maczek”.
Stacy spojrzała na Maca.
– To albo jakaś postrzelona cizia, albo narkotykowy dealer.
– Teraz wiem, czemu Doobie się tu kręci. Weszli do zadymionego wnętrza. Było tu głośniej, niż przypuszczali. Z wieży stereo dobiegały skoczne dźwięki country. Kobieta w stringach tańczyła przy lśniącej rurze. Wyglądała na znudzoną.
– Rozumiem – mruknęła Stacy – to bar ze striptizem.
– I narkotykami – dodał Mac, który o dziwo ją usłyszał.
Zaczęli przechodzić między stolikami, kierując się do baru. W końcu usiedli na wysokich stołkach. Barman podszedł do nich niechętnie.
– Co dla was?
Читать дальше