I wtedy opadły ją wątpliwości. Co też ona chce zrobić najlepszego? Zniszczy swoją reputację. Koledzy zaczną ją traktować jak rozrywkową laseczkę.
Nie myśl za dużo, Stacy! – mówiła sobie w duchu. Przynajmniej raz daj temu spokój.
Pragnęła Maca. I on też jej pragnął.
Nie chciała być sama…
Jechała tuż za nim, co było bardzo łatwe o tej porze. Mac łamał wszystkie możliwe przepisy: zmieniał pasy, kiedy chciał, i przejeżdżał skrzyżowania na żółtym świetle. Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi jego mieszkania, padli sobie w objęcia.
Rozbierali siebie nawzajem w drodze do sypialni. Rozpinali koszule i paski, ściągali to, czego nie dało się rozpiąć i odpinali służbową broń. W końcu poczuli swoje nagie ciała.
Dotarli do łóżka i upadli na nie. Kochali się szybko i gwałtownie, jakby czekali na siebie długie lata. Była w tym dzikość, której Stacy nie rozumiała, ale której instynktownie się poddawała.
A później, kiedy leżała naga na łóżku, dopadły ją wyrzuty sumienia. Przespała się z partnerem. Naruszyła jedną z niepisanych wprawdzie, ale najważniejszych policyjnych zasad. Teraz zaczną się plotki, krytyka, złośliwości. Coś na stałe przylgnie do porucznik Killian. Dla kobiety pracującej w policji to naprawdę fatalna sprawa.
Cholera! Odsunęła się od Maca i spojrzała na sufit.
– Daj spokój, Stacy – mruknął. – Nie ma sensu katować się wyrzutami.
– Łatwo ci mówić. W przeciwieństwie do mnie nie masz nic do stracenia.
– Nie wydaje mi się. – Wygrzebał się ze skłębionej pościeli i dotknął jej ramienia. – Przecież oboje tego chcieliśmy. Zależy nam na sobie. Więc o co chodzi?
– Tylko udajesz, że nie rozumiesz. Przecież pracujemy razem, Mac. Doskonale wiesz, że policjantki, które sypiają z kolegami z pracy, tracą wiarygodność. W przeciwieństwie do facetów, którzy mogą używać sobie do woli – zakończyła z goryczą.
– Myślisz, że będę się tym chwalił? Nie wkurzaj mnie.
– Zacisnął mocniej palce. – Wiesz, że nie jestem taki.
Spojrzała na niego, wyczuwając wyzwanie w jego głosie. I nagle poczuła, że mu wierzy. Wiedziała, że Mac dotrzyma obietnicy.
Chyba że nagle zmieni zdanie albo upije się i będzie się chciał pochwalić przed kolegami… Stacy zawsze uważała, że kobiety, które znalazły się w tak niezręcznej sytuacji, zasłużyły na swój los. Obiecywała też sobie, że nigdy nie popełni podobnego głupstwa.
No i proszę.
– Posłuchaj, Stacy – odezwał się łagodnie. – To dotyczy tylko nas dwojga. I nikt się o tym nie dowie.
– Zniżył głos: – Nie pozwolę, żebyś cierpiała z mojego powodu. Zaufaj mi.
Bardzo tego pragnęła. Może bardziej niż czegokolwiek w życiu. Nigdy nikomu nie ufała i zawsze polegała tylko na sobie.
Mac dotknął palcami jej policzka. Znowu zadrżała, nieświadoma tego, że wciąż bardzo go pragnie.
– Chcesz, żebym powiedział: „Stacy, przepraszam, tak mi przykro… „.
Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Nie, wcale tego nie chciała. Wolała, żeby uznał to, co się zdarzyło, za wyjątkowe i ważne.
– Nie, nie powiem, bo wcale mi nie jest przykro – ciągnął Mac, a na jego ustach pojawił się pełen satysfakcji uśmiech. – Jestem bardzo zadowolony z tego, co się stało. No i co ty na to?
– Może to ja się pochwalę…
– Myślisz, że zaczną cię za to bardziej szanować?
– spytał rozbawiony.
– Jasne. Jeszcze jeden podbój porucznik Killian. I to jaki!
Zaśmiał się, a potem przyciągnął ją do siebie. Poczuła, że jest podniecony.
– Tak, wiadomo, że jesteś niezła. Stacy przykryła go swoim ciałem.
– Może zobaczymy, czyje będzie na wierzchu? Mac przetoczył się i nagle znalazła się pod nim.
– No właśnie.
A potem już nie wiedziała, gdzie jest góra, a gdzie dół. Straciło to jakiekolwiek znaczenie.
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY CZWARTY
Piątek, 7 listopada 2003 r. 7. 10
Stacy obudziła się i zaczęła nasłuchiwać. W uszach rozbrzmiewał jej tylko rytmiczny oddech Maca. Spojrzała na zegarek i stwierdziła, że jest wcześnie – parę minut po siódmej. Wysunęła się cicho z łóżka, żeby go nie obudzić. Zauważyła duży stos nieuprasowanych rzeczy i wybrała sobie z niego wielki T-shirt. Następnie przeszła do łazienki, gdzie wykąpała się i umyła zęby palcem, na który wycisnęła sporo pasty.
Popatrzyła do lustra i uśmiechnęła się. Nie jest źle, zważywszy, że ostatnio prawie nie spała. W dodatku czuła się prawie… wypoczęta.
To orgazm tak dobrze działa na stresy i niedospanie.
Wyszła z łazienki i zaczęła zbierać swoje porozrzucane ubrania, poczynając od drzwi wejściowych, przy których znalazła kurtkę. Kiedy skończyła, poczuła, że jest głodna i ma ochotę na kawę.
Ruszyła do kuchni, rozglądając się dookoła. Zauważyła, że Macowi przydałby się ktoś do posprzątania mieszkania, że lubi ładne bibeloty i zbiera plakaty ze starych filmów. Zwłaszcza to ostatnie ją zaskoczyło.
Zatrzymała się przed oprawionym w ramę plakatem z „Buntownika bez powodu”, na drugiej ścianie wisiał plakat z „Na nabrzeżach” i „Ojca chrzestnego”.
W końcu znalazła się w kuchni. Blaty z czarnobiałych kafelków i przeszklone szafki wskazywały, że pochodzi ona z lat pięćdziesiątych. Na szczęście szybko znalazła kawę, maszynkę do mielenia i ekspres.
Gorzej jednak było z jedzeniem. Lodówka była niemal pusta.
– Witaj, piękna.
Spojrzała przez ramię. Stojący w drzwiach Mac ziewnął szeroko. Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Był zupełnie nagi. Wyciągnął w jej stronę pistolet wraz z kaburą. Był to glock 40, półautomatyczny, piętnastostrzałowy.
– Zapomniałaś broni.
Wzięła ze śmiechem pistolet.
– Mój Walton & Johnson.
– Słucham?
– Zamiast Smith & Wesson. Jane się ciągle myliła.
– Ale przecież to glock.
– Tylko że ona tego nie wie. Dla niej każdy pistolet to Smith & Wesson, a w dodatku jeszcze przekręca nazwę. Tak swoją drogą, dzięki za piżamę. – Wskazała T-shirt.
Uśmiechnął się szeroko.
– Tak swoją drogą, to mój ulubiony.
– Mogę go pożyczyć?
– A jeśli powiem, że nie, to go zdejmiesz?
– Najpierw muszę się napić kawy. Przykro mi, ale kobieta powinna mieć pewne zasady. Chętnie bym też coś zjadła.
– Proszę, czego ci się zachciewa. Stacy zajrzała ponownie do lodówki.
– Typowy facet. Jest tu tylko piwo i resztki pizzy. Podszedł do niej i objął ją od tyłu.
– A czego jeszcze byś chciała?
– Jajek, soku, chleba… – zaczęła wyliczać.
– Pizza jest najlepsza. Masz w niej jajka, mąkę, mięso, a także warzywa.
– I tłuszcz. – Stacy zajrzała do pudełka. – Jakoś nie widzę tu warzyw.
– A sos pomidorowy? Jak sama nazwa wskazuje, robią go z pomidorów – stwierdził z triumfem.
Obróciła się i zarzuciła mu ręce na szyję.
– Jesteś potwornym prymitywem. Myślisz tylko o piwie i pizzy.
– I jeszcze o tobie.
Otarł się o nią i poczuła, że już ma olbrzymi wzwód. Do licha z kawą, pomyślała.
– Widzę, że też masz broń – mruknęła mu do ucha. – Ale czy nie zawahasz się jej użyć?
Zaśmiał się i wziął ją na ręce. Nie szukał zbyt długo. Położył Stacy na stole kuchennym i pokazał, że jest przygotowany na wszelkie ewentualności.
Wzięli wspólny prysznic, potem Stacy odgrzała pizzę, chociaż Mac stanowczo twierdził, że zimna jest znacznie lepsza. Popili ją kawą i Stacy musiała przyznać, że śniadanie jest całkiem niezłe.
Читать дальше